poniedziałek, 30 marca 2015

Rozdział 4

       Po półtorej godzinie od wyjazdu z Wolverhampton dotarliśmy na miejsce i Liam zaparkował swój samochód na terenie internatu Uniwersytetu Leicester.
Wzięłam głęboki oddech i otworzyłam drzwi.

- Chcesz iść sama czy wolisz, żebym poszedł z tobą? - zapytał chłopak.
- Myślę, że nie musisz, pójdę sama.
- Wiesz w ogóle, gdzie powinnaś iść?
- Tak, mniej więcej - wykrzesałam z siebie uśmiech, by upewnić Liama, że sobie poradzę, mimo że panowały nade mną spore nerwy, po czym wysiadłam z auta.

      Przeszłam przez wewnętrzną ulicę i weszłam do budynku, w którym musiała mieszkać moja siostra. Korytarze tutaj były bardzo wąskie i mimo wczesnej pory, w środku nie było zbyt jasno. Zaczęłam wychodzić powoli po schodach, kiedy ujrzałam idącą z naprzeciwka dziewczynę. Wyglądała na całkiem przyjazną osobę, więc postanowiłam poprosić ją o pomoc.

- Hej, nie wiesz może, w którym pokoju mieszka Macy Stone? - zapytałam.
- Musisz wejść na samą górę i skręcić w prawo, to jest chyba pokój numer 25.
- Okej, wielkie dzięki.

      Weszłam po schodach na czwarte piętro i odnalazłam wzrokiem swój cel. Wzięłam głęboki wdech i podeszłam do drzwi. Zapukałam kilkakrotnie, a gdy nie otrzymałam odpowiedzi, powtórzyłam czynność, wkładając w to tym razem więcej siły. Przeczekałam jeszcze kilka minut, co jakiś czas nawołując siostrę, ale nikt się nie odzywał.

       Zrezygnowana zeszłam z powrotem na dół i skierowałam się w stronę samochodu Liama, jednak on uprzedził mnie i podszedł w moją stronę. Miał pytający wyraz twarzy, jednak myślę, że potrzebował tylko potwierdzenia, bo chyba już się domyślił, że nie zastałam siostry.

- Nie ma jej - oznajmiłam krótko, na co chłopak odpowiedział skinieniem
głowy.
- Może akurat gdzieś wyszła. Co ty na to, żebyśmy poszli teraz zanieść twoje dokumenty, a później wrócimy jeszcze zobaczyć co z Macy.
- Zgoda. Mam nadzieję, że do tej pory wróci - odburknęłam.
- Z tego co wiem, to sekretariat jest gdzieś niedaleko, więc możemy się przejść. Chyba, że wolisz podjechać?
- Obojętne, możemy iść na nogach, myślę, że powinniśmy trafić.

Zerknęłam na chłopaka, wydawało się, że naprawdę miał ochotę na ten spacer, więc wyjęłam torebkę z auta, po czym zatrzasnęłam drzwi. Obeszłam samochód i skręciłam w lewo, kiedy usłyszałam cichy śmiech Liama. Obróciłam się w jego stronę i pytająco uniosłam brwi, nie mając pojęcia,
co rozśmieszyło bruneta.

- Wydaje mi się, że powinniśmy iść w drugą stronę.
- Ach, racja.

       Byłam kompletnie zaprzątnięta myślami, że musiałam nie zauważyć znaku, wskazującego kierunek do sekretariatu. Właściwie nie powinnam się dziwić nieobecnością Macy, bo już wczoraj nie mogłam się do miej dodzwonić, jednak to przywołało u mnie wszystkie zmartwienia, dotyczące przyszłości. Nie miałam pojęcia jak sobie poradzę w nowym środowisku, jak ludzie zareagują na wiadomość o moim dziecku i w końcu martwiłam się trochę również o moją siostrę. Niby nie widziałyśmy się przez naprawdę długi czas i chwila nie powinna sprawiać wielkiej różnicy, jednak teraz, gdy byłam bliżej niej, odczuwałam jeszcze większą tęsknotę i potrzebę jej wsparcia.

- Hej, Jess będzie dobrze, nie przejmuj się, na pewno zobaczysz się z siostrą.

      Liam widocznie doskonale rozumiał przedmiot moich zmartwień. Delikatnie pogłaskał mnie po plecach, myśląc pewnie, że to może mnie trochę pocieszy. Nie wiem jakim cudem, ale rzeczywiście odczułam minimalną ulgę, przypominając sobie, że nie jestem sama, że jednak jest tu ktoś, na kogo mogę liczyć. Przynajmniej tak mi się na razie wydawało.

       Po dziesięciu minutach doszliśmy do głównego budynku, który wyglądał na siedzibę tych wszystkich ludzi związanymi ze wszystkimi studyjnymi formalnościami. Gdy podeszliśmy bliżej, upewniłam się, że to sekretariat. Chłopak otworzył przede mną drzwi i po moim niemym pozwoleniu, wszedł za mną. Pomieszczenie, znajdujące się zaraz przy wejściu, było otwarte, a kobieta, krzątająca się w środku, zaprosiła nas do siebie, gdy tylko nas zobaczyła.

- Jesteście kandydatami do naszej uczelni?
- Tylko ja - odezwałam się. - Tylko, że jeszcze nie złożyłam żadnych dokumentów, mam je dzisiaj ze sobą.
- Jak się nazywasz?
- Jessica Stone.
- A to ty dzwoniłaś wczoraj.
- Tak, powiedziała pani, że mam jeszcze możliwość dostania się tutaj.
- Owszem, chociaż miejsc zostało już niewiele.
- Rozumiem, jednak bardzo by mi zależało.
- Oczywiście. Mogę prosić twoje dokumenty?
Podałam sekretarce teczkę z potrzebnymi papierami, którą otwarła, po czym przejrzała plik kartek.
- Dobrze, zgadza się - odpowiedziała po chwili. - Wybrany kierunek też tu zapisałaś?
 - Tak, wypełniłam wszystko co trzeba.

Kobieta mi podziękowała, wspominając jeszcze, że pod koniec tygodnia zostanę poinformowana o wynikach. Grzecznie się pożegnaliśmy, a kiedy sekretarka wróciła do swoich zajęć, wyszliśmy na zewnątrz.

       Gdy tylko zamknęły się za nami drzwi, Liam zapytał:

- Na jaki kierunek chcesz się dostać?
- Anglistyka i wiedza o filmie. Zawsze pasjonowało mnie aktorstwo, te wszystkie seanse, a zwłaszcza to, jak oni to wszystko robią, myślę, że praca przy filmach od strony technicznej mogłaby być ciekawa. Przy okazji lubię angielski, naprawdę uwielbiam czytać, więc ten kierunek wydaje się w porządku. A ty, co studiujesz?
- Zarządzanie w biznesie i finansach.
- Świetnie, to jak tylko będę mogła, to kiedyś na pewno chętnie skorzystam z twojej pomocy, bo ja jestem bardzo słaba w te klocki.
- Jasne, mam nadzieję, że wyszkolą mnie na tyle dobrze i nie będę mieć z tym większego kłopotu.

      Porozmawialiśmy jeszcze chwilę o studiach i naszych zainteresowaniach. Wreszcie dowiedziałam się coś więcej o moim bohaterze, teraz już przynajmniej wiedziałam, że jest rok starszy ode mnie, chociaż spodziewałam się większej różnicy wiekowej między nami. Ponieważ byliśmy już trochę głodni, zdecydowaliśmy się na zjedzenie czegoś pożywnego. Poszliśmy więc za strzałkami do baru akademickiego i w ciepłym pomieszczeniu zjedliśmy obiad. Ja, jak zwykle, zapiekankę, która była naprawdę ogromna, tak że Liam musiał po mnie dojadać, przy czym niesamowicie ubrudził się sosem, poza tym zjadł kurczaka z surówką i ziemniakami, a wyglądało na to, że jeszcze chętnie by sobie czymś dojadł. Niestety w ofercie baru nie było dużego wyboru, więc zadowolił się kawą na deser. Następnie poszliśmy znowu pod mieszkanie mojej siostry, ale zastaliśmy tylko zaspaną dziewczynę, która poinformowała nas o weekendowym wyjeździe Macy.

- Okej, Macy ma wrócić koło północy, to do tego czasu mogę pozwiedzać sobie miasto. Możesz spokojnie jechać do swojego mieszkania czy gdzie tam wolisz, teraz już sobie poradzę.

Nie wiem czemu, ale miałam wrażenie, że chłopak musi się męczyć w moim towarzystwie, a to, że tego nie okazywał mogło po prostu świadczyć o tym, że jest naprawdę dobrym aktorem.

- Daj spokój, jesteś tu pierwszy raz, nie zostawię cię samej - chwilę się zawahał, po czym dodał - Myślę, że nie byłoby problemu, żebyś została jeszcze na tę jedną noc u mnie - powiedział niepewnie . - Mamy dodatkowe łóżko, coś do przykrycia też się znajdzie. Zayn na pewno nie będzie robił problemów.
- Kim jest Zayn?
- Jest moim przyjacielem, mieszkamy razem w czasie roku akademickiego.
- Długo już się przyjaźnicie?
- Tak około półtora roku. Poznaliśmy się na studiach, chociaż na początku chyba za sobą nie przepadaliśmy.
Zeszliśmy na dół i zamknęliśmy za sobą drzwi do klatki schodowej, po czym skierowaliśmy się w stronę samochodu.
- Dlaczego Zayn przyjechał tu jeszcze przed rozpoczęciem studiów?
- Potrzebowali go trochę wcześniej w pracy, nie był z tego powodu jakoś bardzo zachwycony, ale na szczęście to tylko tydzień wcześniej.
- W takim razie pewnie ucieszy się, że już przyjechałeś - uśmiechnęłam się. - W takim razie, jeśli to nie będzie wielki problem, to może jednak pojechałabym z tobą.
- Myślałem że to już jest jasne - uśmiechnął się Liam, otwierając mi drzwi. - Wsiadaj.

       Dwadzieścia minut późnej dojechaliśmy do celu. Blok już od zewnątrz wyglądał przyzwoicie, a mieszkanie chłopaków okazało się bardzo ładnie urządzone, jednak z powodu ich niechlujstwa panował tam niezły bałagan. Wszystko było ładnie do siebie dopasowane, w kolorach: czarnym, białym i niebieskim, gdzieniegdzie można było dostrzec również elementy beżu. Widać było, że wnętrze zostało wystrojone z rozmysłem. Postawiono raczej na przestrzenność  przejrzystość, bo nie było zbyt wiele dodatkowych ozdób, co według mnie mogłoby popsuć nieco efekt. Podczas dwudniowego pobytu w domu Paynów, zauważyłam, że muszą być całkiem bogatą, lub przynajmniej bardzo dobrze zarabiającą rodziną, jednak myślę, że nie próbują się tym w żaden sposób chwalić, ani szczególnie tego okazywać. Weszłam trochę głębiej do pomieszczenia i zobaczyłam, że w jednym z dwóch pokoi znajduje się pianino. Już miałam się o nie spytać, lecz obracając się prawie wpadłam na ciemnowłosego chłopaka, którym musiał być Zayn.

      Liam przedstawił mnie swojemu przyjacielowi, po czym zajęliśmy się układaniem planów na pozostałą część dnia. Okazało się, że Zayn umówił się na mecz koszykówki i liczył na to, że Liam też dołączy. Mimo moich oporów, poszliśmy wszyscy razem - ja oczywiście jako kibic. Zdecydowaliśmy się przejść na nogach, ponieważ boisko znajdowało się zaledwie piętnaście minut drogi od mieszkania chłopaków. Gdy dotarliśmy, zebrała się tam już spora ekipa, więc po krótkiej pogadance, rozpoczął się mecz, a Liam z Zaynem zostali przydzieleni do tej samej drużyny.

       Początkowo nie szło im zbyt dobrze, po Liamie wyraźnie było widać, że dawno nie grał i musiał przypomnieć sobie jak się gra. Po połowie meczu przeciwna drużyna miała już przewagę ośmiu punktów, a chwilę później jedenastu. Wtedy ich przewaga przestała wzrastać, a nawet zaczęła się zmniejszać. Chłopaki ganiali po boisku jak szaleni, do kosza wpadała piłka za piłką, tak, że ledwo udawało mi się liczyć punkty, tak, by się nie pomylić. Końcówka meczu była naprawdę ciekawa i z przyjemnością się ją oglądało.  Mimo wszystko drużyna Zayna i Liama przegrała, co wprawiło ich
w naprawdę kiepski nastrój.

- Spapraliśmy to.
- Wiem Zayn, cała pierwsza połowa była do bani - przytaknął mu Liam.
- Chłopaki, nie było tak źle, pod koniec naprawdę świetnie sobie radziliście.
- No ale i tak się nie udało.
- No i co z tego? Liczy się dobra zabawa. Z resztą dawno nie graliście, więc to nie wasza wina. Następny mecz pójdzie na pewno o wiele lepiej.
- Dobra to Jess na pocieszenie stawia nam lody - z łobuzerskim uśmiechem powiedział Zayn.
- Jakbym jeszcze wiedziała gdzie je mogę kupić.
- To jest akurat najmniejszy problem.

Chłopak w ułamku sekundy złapał mnie w pasie, a później za nogi i zręcznie przerzucił sobie przez ramię, po czym zaczął truchtać w przeciwną stronę.

- Jejku, Zayn co ty wyprawiasz? Chcesz zabić nas oboje? - zapiszczałam.
- Zaprowadzam cię do naszego celu - poinformował mnie chłopak.

Mimo lekkiego przerażenia i tak cała sytuacja bardziej mnie bawiła niż martwiła, więc po chwili wybuchnęłam śmiechem.

       W tym czasie Liam wrócił się jeszcze po torbę, o której wcześniej zapomnieliśmy, a gdy zostałam postawiona przed budką z lodami, szybko do
nas dobiegł. Wybór był naprawdę duży. Mieli tu wszystkie smaki, jakie tylko można było sobie wyobrazić.

- To co, każdy po jednej gałce? - spytałam resztę towarzystwa.
- Zayn, standardowo?
- Jasne, bierzemy po trzy gałki Jess.
- Co?! Chyba nie widzieliście dziewczyny, która właśnie stąd odchodziła, przecież te gałki są ogromne. Ja zjem tylko jedną.

Chłopcy postanowili jednak mnie zignorować i przystąpili do zamówienia. Kompletnie nie przekonałam ich do zamówienia mniejszej porcji i oboje wzięli tyle, ile planowali. Ekspedientka podała nam nasze zamówienia w dekoracyjnych wafelkach, a ja zaczęłam grzebać w torebce w poszukiwaniu portfela, jednak Liam, nie zwracając w ogóle na mnie uwagi, zapłacił pani, co mnie nieco zdziwiło, po czym podał mi mojego loda.

- No co? Serio myślałaś, że jesteśmy aż tak niewychowani i każemy ci płacić za nasze jedzenie? - zaśmiał się chłopak, lekko przytulając mnie przy tym do siebie.

Zjedliśmy lody, które rzeczywiście były przepyszne, więc ukradłam jeszcze troszkę od chłopaków. Wróciliśmy do domu, a po złym humorze z powodu przegranego meczu nie było ani śladu.
_____________________________________
Wreszcie jest! Przepraszam za trochę dłuższą przerwę, no ale nie zawsze będzie się wszystko udawać na czas. Coś mi nie wyszedł ten rozdział, ale mam nadzieję, że następne będą trochę lepsze. Wolicie, żebym robiła takie odstępy między dialogami, jak w tym rozdziale? Wydaje mi się, że tak jest bardziej przejrzyście c;

Jeśli ktoś tutaj woli korzystać z wattpada to tutaj macie też link do Lifesavera na wattpadzie ->  Lifesaver - wattpad

Miłego dnia!

wtorek, 17 marca 2015

Rozdział 3

     
     Przewracałam się z boku na bok, nie mogąc zasnąć. Za każdym razem, gdy przymykałam oczy, ukazywała mi się scena mojej ostatniej kłótni z Jakiem, moim byłym chłopakiem.

- Hej Skarbie - Jake jak zwykle pocałował mnie na przywitanie. - Co jest? Wyglądasz na zestresowaną.
- Yhm.. muszę Ci coś powiedzieć - chłopak zrobił niepewną, nieco zaciekawioną minę i skinął, żebym kontynuowała.
Nerwowo spojrzałam na swoje splecione palce, obawiałam się trochę jego reakcji na to, co zamierzałam mu powiedzieć.
- Jestem w ciąży - mruknęłam, w dalszym ciągu, nie odrywając wzroku od swoich rak, które w tym momencie wydawały się bardzo ciekawym przedmiotem.
- Co?! Możesz powtórzyć, chyba nie mówisz na poważnie? - odpowiedział wyraźnie poddenerwowany, co nie ułatwiło mi zadania, polegającego na uświadomieniu go, że będzie ojcem.
    Wyjawienie tej informacji było naprawdę trudne, jednak zrobiłam już pierwszy krok, a to było chyba najgorsze. Nie było już sensu się wycofywać, więc zebrałam w sobie siłę, by trochę pewniej powiedzieć chłopakowi o odpowiedzialności, która miała na nas spaść, wraz z pojawieniem się dziecka.
    Gdy tylko doszedł do świadomości Jake'a fakt, że nie żartowałam, a to wszystko niestety działo się naprawdę, wpadł w furię. Najpierw chodził w kółko po pokoju, trzymając się za głowę. Co chwilę przygryzał wargę lub wypuszczał ją spod zębów. Niby zachowywał jeszcze umiarkowany poziom spokoju, ale nie byłam pewna czy właśnie tego nie powinnam obawiać się jeszcze bardziej. Przez cały ten czas stałam zakłopotana w kącie, czekając na wybuch z jego strony. Po około pięciu minutach odchylił głowę do góry i zaczął wykrzykiwać przekleństwa. Z całej siły kopnął w kosz na śmieci, który napotkał na swojej drodze i skierował się w moją stronę.
- Cholera czemu akurat ty?! Tyle dziewczyn jest, które ciągle sypiają z facetami i nic! A ty za pierwszym razem musiałaś zajść w ciążę?! Co z tobą jest nie tak?!
- Jake dobrze wiesz, że to nie moja wina i nie mam na to żadnego wpływu. Twój wkład też w tym jest, więc nie obwiniaj o wszystko mnie!
- Usuń to dziecko - odparł niemal natychmiastowo.
- Nie!
- Usuń je, dam ci nawet kasę, ale to zrób!
- Nie ma mowy! Nie chcę mieć na sumieniu życia ludzkiego - chłopak z wściekłości przycisnął mnie do ściany.
- Usuniesz je i nikomu nigdy nie powiesz, że byłaś w ciąży, rozumiesz?! - wysyczał tuż przy moim uchu, na co moje ciało zareagowało nieprzyjemnymi ciarkami.
- Mówię, że tego nie zrobię!
- W takim razie nic tu po tobie. Nie mogę pozwolić, żeby moja rodzina i znajomi się o tym dowiedzieli, to zniszczyłoby moją reputację.
Umilkł na chwilę, spodziewając się mojej odpowiedzi, której jednak nie potrafiłam mu udzielić, zbyt zażenowana jego zachowaniem.
- Jak żałośnie musiałbym wyglądać, użerając się z beczącym bachorem.
Wymierzyłam ręką, by zadać mu cios, ale zatrzymał moją dłoń tuż przy swoim policzku.
- Nie waż się tego robić - wysyczał.
- Ty i ta twoja reputacja. Naprawdę myślałam, że jesteś inny.
- Cóż, widocznie się myliłaś. A teraz wyjdź - otworzył szeroko drzwi, dając mi do zrozumienia, że mnie tu nie chce. - I nie licz, że zmienię zdanie, nie zamierzam do ciebie dzwonić i ty też lepiej tego nie rób, nie chcę cię więcej widzieć.
- Uwierz mi, na nic takiego nie liczę - wyszeptałam i opuściłam pokój, a chłopak od razu z hukiem zatrzasnął drzwi.

    Obudziłam się cała zasapana. Usiadłam na łóżku, by spróbować się uspokoić. Kiedy wydawało mi się, że jest już w porządku, położyłam się, lecz gdy zamknęłam oczy znowu zobaczyłam rozwścieczoną twarz Jake'a. Od razu je z powrotem otwarłam i wygrzebałam się spod przykrycia. Wzięłam do ręki kołdrę i powlokłam ją za sobą do pokoju gościnnego. Położyłam się na wolnej kanapie, obok tej, na której spał Liam. Gdy układałam się w wygodnej dla mnie pozycji, kanapa kilkakrotnie zaskrzypiała.
- O, Jess czemu nie śpisz? Już ci niewygodnie na moim łóżku?
- Oj przepraszam, że cię obudziłam. Mogę spać w tę noc tutaj? Nie chcę być sama. Gdy tylko zamknę oczy, odtwarzają mi się obrazy z wczorajszego dnia.
- Jasne, jeśli to ci pomoże, to możesz tu spać.
- Dzięki.
- Nie ma za co. Z resztą i tak wydaje mi się, że gdybym się nie obudził, nie pytałabyś o zgodę, a byś tu została, więc to bez różnicy - w jego głosie wyczuwałam uśmiech.
Zapadła chwila ciszy, a ja pogrążyłam się w myślach.
- Boże jaka ja byłam głupia. Tak walczyłam z Jakiem o to, że nie chcę usuwać mojego dziecka, a przecież jakbym popełniła samobójstwo, to zabiłabym też je.
- Najważniejsze, że tego nie zrobiłaś.
- Dzięki tobie. W ogóle to jak to się stało, że akurat tam się zjawiłeś?
- Potrąciłaś mnie, gdy biegłaś i wyglądałaś na osobę w naprawdę kiepskim stanie, więc poszedłem za tobą, ale nie chciałem biec, żeby cię niepotrzebnie nie denerwować. Trochę cię zgubiłem, ale zorientowałem się, że musiałaś wejść do parku... Ponownie zobaczyłem cię, gdy trzymałaś nóż przy drugiej ręce. Wtedy zacząłem biec i na szczęście zdążyłem w samą porę.
- Dziękuję, mam nadzieję, że nie zrobiłeś tego na darmo - dodałam trochę ciszej.
- Cała przyjemność po mojej stronie - chłopak zdecydował się puścić moją uwagę mimo uszu i ścisnął moją rękę, którą chwycił chwilę wcześniej. - Okej, nie rozmawiajmy już o tym... Spróbuj przypomnieć sobie najszczęśliwszą chwilę twojego życia.
- Hmm to trochę trudne, ale postaram się.
- Pomyśl, może być z dzieciństwa, jak byłaś naprawdę mała.
Na chwilę zamknęłam oczy, by ułatwić sobie odtworzenie starych wspomnień.
- Okej, mam. Co teraz?
- Teraz mi o tym opowiedz.

    Opowiedziałam Liamowi o wycieczce całej rodziny do Disneylandu, z największymi szczegółami, bo okazało się, że on nigdy tam nie był. To było wtedy, gdy jeszcze tata nie pił, nie mieliśmy żadnych problemów, cała rodzina była w komplecie i po prostu cieszyliśmy się swoją obecnością. Bardzo brakowało mi tych czasów. Rozmyślałam o tym jeszcze przez długi czas po tym, jak powiedzieliśmy sobie "dobranoc", aż w końcu spokojnie zasnęłam.
_________________________
Tak, jak obiecywałam wstawiłam wcześniej rozdział c; Zastanawiam się, kiedy wstawić następny, na piątek myślę, że się nie wyrobię. To co może znowu umawiamy się, że wstawię po trzech komentarzach? (najwcześniej w sobotę)
Miłego wieczoru  walczcie dzielnie w szkole do końca tygodnia ♥

PS.:  Jak podoba Wam się nowy nagłówek? c;

sobota, 14 marca 2015

Rozdział 2

        Obudziłam się i przetarłam oczy. Chwilę zajęło mi przypomnienie sobie, że nie jestem u siebie w domu. Spojrzałam na wyświetlacz komórki, pokazujący godzinę dziewiątą. Całkiem przyzwoicie, przynajmniej jak na mnie. W wolne dni zwykle spałam do jedenastej i za nic nie dało się mnie wcześniej wyciągnąć z łóżka. Może jedynym powodem, dla którego zdolna byłam poświęcić cenny czas snu były naleśniki na śniadanie. Tym razem jednak, mimo braku mojej ulubionej przekąski, obudziłam się wcześnie. Właściwie po takim dniu jak wczorajszy, można było się tego spodziewać, a i tak powinnam się cieszyć, że bez większego problemu udało mi się zasnąć. Nie miałam pojęcia, o której wczoraj wróciliśmy, ale musiało być późno, bo wciąż bardzo chciało mi się spać. Nie było jednak większego sensu w leżeniu i rozmyślaniu o tych wszystkich zdarzeniach, więc powoli wstałam z łóżka i związałam włosy, po czym usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę.
- Hej jak się spało? - zapytał brunet, przechodząc przez próg.
- Całkiem nieźle, masz wygodne łóżko. Mam nadzieję, że ty też się wyspałeś.
- Nie martw się, kanapę też mamy wygodną - uśmiechnął się. - Tak w ogóle to do tej pory ci się nie przedstawiłem, jestem Liam.
- Ach no tak.. Kurczę nie sądziłam, że będę kiedyś spać w domu faceta, którego imienia nawet nie znam. Ja Jessica, miło mi.
- Teraz już znasz. Poza tym imię o niczym nie świadczy. Nigdy nie wiesz od razu, że Trevor to ten zły, a James dobry.
- Racja.
- Okej to teraz nie bede miał problemu z przedstawieniem Cię komuś, jeśli zajdzie taka potrzeba - zaśmiał się Liam. - Co chcesz na śniadanie?
- Może być po prostu mleko z chrupkami, dzięki.
Po chwili niezręcznej ciszy i wymiany uśmiechów, chłopak zdecydował się poruszyć ważniejszy temat.
- Dalej nie chcesz wracać do domu?
- Naprawdę nie sądzę, żebym dobrze się tam teraz czuła.
- W takim razie możesz zostać u nas jeszcze jakis czas, dopóki nie wymyślimy, co dalej..
- Myślalam o tym, żeby pojechać do siostry, bo chyba raczej wyniosę się całkiem z Wolverhampton. Miałam pracować jeszcze przez rok, ale myślę, że mogłabym zacząć studiować. Chyba powinni przyjać mnie na Uniwersytet Leicester w drugiej rekrutacji. Tylko musiałabym wziąć potrzebne papiery z domu i ogólnie resztę swoich rzeczy. Oboje moich rodzicow nie ma w domu między ósmą a pietnastą, więc mogłabym wtedy tam podejść. Później znajdę jakiś autobus i pojadę do Leicester, więc po śniadaniu mogę sie stąd od razu zmywać, nie będę wam więcej przeszkadzać.
- Jess, zwolnij, mówisz tak szybko, że ledwo cokolwiek zrozumiałem - zaśmiał się. - Naprawdę nie ma problemu żebyś tu jeszcze trochę została. Poza tym jest niedziela, pamiętasz? Nie sądzę, żeby twoi rodzice dzisiaj pracowali.
- Ojciec i tak nie pracuje, on po prostu sie szwęda po miescie ze swoimi kolegami, ale racja, całkiem zapomniałam. Czyli niestety wszystko przekłada się na jutro. Ale może znajdę sobie jakiś nocleg....
- Jess, mozesz zostać. Jutro pojedziemy razem po twoje rzeczy i odwiozę cię do siostry. Jedyne co musisz zrobić, to dać jej jakoś znać, że wpadniesz. Nie ma się czym denerwować, nie dokładaj sobie zmartwień, okej?
- Dobrze, przepraszam. Po prostu ja naprawdę nie wiem co mam robić. Pojadę do Leicester i co dalej? Jestem w ciąży, to i tak za długo sobie nie postudiuję. Nie wiem , co będzie z tym dzieckiem, nie będę miała warunków żeby się nim zaopiekować. Jak nie uda mi się znaleźć pracy, to ciężko będzie utrzymać mi siebie, a co dopiero je.
Z moich oczu znowu zaczęły cieknąć łzy. Zawstydzona otarłam je szybko, by nie dopuścić do kolejnego załamania emocjonalnego i sceny przed Liamem. Wczoraj juz wystarczająco napatrzył się na mnie w żenującym stanie.
- Chodź tu - powiedział otwierając dla mnie swoje ramiona.
 Przesunęłam się w jego stronę, a on zacisnął mnie w mocnym uścisku. W jego ramionach poczułam się bezpieczniejsza a mały promyk nadziei zakiełkował w moim sercu. Jednak mimo tego, jakimś dziwnym sposobem, zaczełam płakać jeszcze bardziej, sama już nie wiedząc z jakiego powodu. Poczułam się jak dziecko, które ciągle beczy z byle powodu. Nie mogłam przestać, mimo tego, że bardzo chciałam. Liam pocieszająco gładził mnie po plecach, szepcząc, że wszystko się ułoży. Tym razem to ja mocniej ścisnełam go w uścisku i zamknełam oczy. Moje myśli zostały kompletnie zagłuszone i po chwili zorientowałam się, że już nie płaczę. Bałam się jednak konfrontacji z rzeczywistością, więc nie otwierałam oczu. Obawiałam się, że gdy tylko to zrobię, złe myśli powrócą. Chwilę później, chłopak pewny, że się uspokoiłam, odsunął mnie od siebie.
- Jessica, popatrz na mnie - zgodnie z prośbą otwarłam oczy i zwrociłam je ku Liamowi. - Proszę obiecaj mi jedno... Bez względu na wszystko, proszę nie usuwaj swojego dziecka. Mogłabyś tego bardzo żałować. Nawet myślę, że na pewno byś tego żałowała. Ono jak każdy człowiek ma prawo do życia i nie powinnaś mu go odbierać, zawsze możesz je oddać do rodziny zastępczej lub, w najgorszym wypadku, do domu dziecka.
- Spokojnie, nawet o tym nie myślałam, przynajmniej nie na poważnie. Może przemknęła mi przez myśl ta możliwość, ale nie biorę tego pod uwagę. Wiem, że będzie ciężko, ale będę musiała sobie z tym poradzić w inny sposób.
- W takim razie cieszę się, że tak uważasz - uśmiechnął się i po chwili ciszy dodał, że pójdzie przygotować nam w końcu śniadanie. Nie słysząc żadnego sprzeciwu z mojej strony, wyszedł, a ja znowu zostałam sama.
_______________________________________
I jak domyśliliście się, że to będzie Liam?
Jednak trochę krótszy ten rozdział, niż zamierzałam. Ale za to następny mogę wstawić wstawić wcześniej, może we wtorek, albo środę, co wy na to? Abo umówmy się tak, że wstawię, jak będą co najmniej dwa komentarze to wtedy wstawię, okej? c;

Dobranoc xx

niedziela, 8 marca 2015

Rozdział 1

          Coś mnie zatrzymało i jakimś cudem nie poczułam sztyletu w ciele. Pomyślałam, że zrobiłam to podświadomie i to obronna funkcja organizmu. Otwarłam powoli jedno oko, później drugie i zobaczyłam mocno zaciśnietą rękę na mojej. Zanim podniosłam wzrok na właściciela, usłyszałam głos.
- Czemu to robisz? - spojrzałam na chłopaka, który cierpliwie czekał, nie ponawiając pytania.
Jego ręka dalej mocno zaciśnięta była na mojej, mimo że w ogóle tego nie czułam. Przez chwilę patrzyliśmy sobie prosto w oczy, które w jego przypadku były jedyną częścią ciała, wyrażającą cień jakichkolwiek emocji.
- Możesz mi to oddać? - wskazał na nóż.
Miał tak poważną minę, że mięśnie w mojej dłoni same się rozluźniły, wypuszczając przedmiot. Chłopak wziął go do ręki, zagiął naciskając o betonowy chodnik, a później odszedł kilka kroków i wbił w ziemię, a gdy wrócił, zajął miejsce obok mnie. Długo siedzieliśmy w ciszy, a jedyne o czym myślałam to postarać się uspokoić i zebrać do kupy tak, by zachować chociaż resztki godności, która i tak była już bardzo sponiewierana. Nie chciałam pozwolić sobie na okazanie więcej słabości w gronie innych ludzi, jednak nie potrafiłam pohamować ciśnących się do oczu łez i po jakimś czasie znowu zaczęłam szlochać. Nieznajomy objął mnie ramieniem i niepewnie pogładził po plecach. Gdy trochę się uspokoiłam, wyciągnął w moją stronę swoją dłoń, sugerując, bym podała mu swoją. Spełniłam jego niemą prośbę, a nasze oczy znowu się spotkały. Przez pewien czas jedynie spuszczałam lub podnosiłam swój wzrok na niego, jednak on przez cały ten czas cierpliwie się we mnie wpatrywał. Czułam jednak, że nie naciska na mnie w żaden możliwy sposób, jego wzrok wyrażał raczej zaniepokojenie. Po raz kolejny spuściłam wzrok, przygryzłam wargę, po czym wypuściłam z ust powietrze.
- Jestem w ciąży - popatrzyłam na niego i skinał, żebym kontynuowała. - Jestem w ciąży... - powtórzyłam, nie wiedząc, co mogę jeszcze powiedzieć i na ile zaufać nieznajomemu.
W zasadzie, nie powinnam mu w ogóle ufać, jednak to co było chyba najistotniejsze już mu wyjawiłam, więc postanowiłam konynuować.
- Jestem w ciąży i nie wiem co zrobić, nie mam gdzie pójść. Mój... były chłopak nienawidzi tego faktu, wpadł w furię, powiedział, że nie chce mieć ze mną więcej do czynienia. Widziałam tę pogardę w jego oczach... Przecież to nie tylko moja wina... Nie wiem co mam zrobić, nie mogę tu dłużej zostać.
- Tu, czyli?
- W Wolverhampton. Nie moge pokazać się już moim rodzicom, a nie jestem tak dobrą aktorką, żeby ukryć przed nimi prawdę.
- Może nie byliby zadowoleni z tego, że jesteś w ciąży, ale przecież to twoi rodzice, kochają Cię, myślę, że to zaakceptują i Ci pomogą.
- Mylisz się.
- Moze jednak warto sprobowac? - pokrecilam glowa, chlopak nic nie rozumial.
- Ech ty nie rozumiesz.. Nie ma szans. Już kiedyś była podobna sytuacja z moją siostrą. Z tym, że ja jestem w trochę gorszej sytuacji... Cóż... wtedy ojciec znalazł w pokoju Macy narkotyki, które nawet nie były jej, ale nie było szans, żeby chociaż pozwolił jej się wytłumaczyć i udowodnić prawdę. Dał jej pół godziny, żeby się spakowała, a później dosłownie wyrzucił ją z domu. Zadał jej nawet kilka ciosów w twarz. Nie chciałam zostawiać Macy, naprawdę byłyśmy ze sobą bardzo zżyte, ale mama mnie zatrzymała. Skończyło się tak, że już ponad trzy lata nie widziałam się z siostrą. Mama też bardzo przeżywała jej odejście, ale nie potrafiła sprzeciwić się tacie, bała się go, z resztą dalej się go boi, ale mimo wszystko wciąż powtarza, że go kocha.
- Wiesz co stało się z twoją siostrą?
- Pojechała wcześniej na kampus swojego uniwersytetu w Leicester, na szczęście wiekszość spraw miała już tam załatwionych. Myślałam nawet, żeby tam studiować, chciałabym znowu częściej widywać się z siostrą. Macy znalazła sobie pracę, nawet całkiem dobrze płatną i weekendami sobie dorabia. Wiem, że nasza ciocia Stephanie jej trochę pomaga, przelewa jej co miesiąc trochę pieniędzy, do czego mama też się zawsze stara trochę dorzucić.
- Więc co teraz zamierzasz zrobić?
- Hmmm zamierzałam zakończyć wszystkie moje problemy, ale coś nie wyszło. Innego pomysłu nie mam.
Chłopak nie od razu zorientował się o czym mówię, ale gdy tylko zrozumiał, odpowiedział stanowczo, bym nawet nie myślała o zakańczaniu życia dwóch osób na raz. Teraz to ja byłam nieco zakłopotana, jednak po chwili pojęłam prawdę, płynącą z jego słów. Zabijając siebie, zabiłabym również dziecko, które w sobie noszę, tak małe, że nawet nie jest w stanie się bronić i ciężko było wyczuć jeszcze jego obecność. Zawstydzona oblałam się rumieńcem. Dotarło do mnie, że swoim wcześniejszym zachowaniem wyszłam na idiotkę bez serca. Wcześniejsze wydarzenia tak zaprzątały mój mózg, że nie potrafiłam w najmniejszym stopniu myśleć racjonalnie. Co te emocje potrafią zrobić z człowiekiem...
- Proszę, spójrz na mnie - przypomniał mi o swojej obecności nieznajomy. - Sama powiedziałaś wcześniej, że to nie tylko twoja wina, więc nie obciążaj siebie samej. Nie możesz tego zrobić, chociażby przez wzgląd na twoje dziecko. Zabijając siebie, zabiłabyś również je, a ono ma jeszcze szanse na szczęśliwe życie. Ty też jeszcze możesz być szczęśliwa, jeszcze nie wszystko przegrane.
- W tej chwili nie potrafię wyobrazić sobie żadnego dobrego zakończenia.
- Wszystko może się jeszcze zmienić. Może i przegrałaś walkę, ale nie wojnę. Los stawia nam na drodze mnóstwo przeszkód, byśmy przez nie przechodzili i stawali się silniejsi. Bez porażek nie ma sukcesów, pamiętaj.
- Więc masz jakiś pomysł, co mogę z tym zrobić?
- Hmmm.. nie ma mowy o tym, żebyś została teraz sama w środku miasta bez dachu nad głową. Może i nie kręci się tutaj zbyt dużo nieprzyjemnych typów, ale nigdy nie wiadomo, kogo akurat mogłoby przywiać. Myślę, że tę noc możesz przenocować u mnie. Jeśli to sprawi, że chętniej się zgodzisz, mieszkam tutaj z rodzicami i siostrą. Nie martw się, nie mam wobec Ciebie złych zamiarów.
- O to raczej się nie martwię, musiałbyś być kompletnie bez serca, jakbyś po zobaczeniu mnie w takim stanie, zamierzał mnie jeszcze wykorzystać...
- Czyli zgadzasz się? - nie odpowiedziałam mu od razu, nie chcialam stąd jeszcze iść.
 O tej porze to miejsce działało na mnie w magiczny sposob, zawsze uspokajałam się tutaj chociaż w niewielkim stopniu, a moje myśli i emocje choć trochę zagłuszał szum wody, pochlipującej w miejskiej fontannie. Przez długi czas wpatrywałam się w wodę i niebieskie światełka, migoczące w okół niej. Po pewnym czasie zdenerwowanie i inne negatywne emocje ze mnie uleciały, wraz z kilkoma łzami. Pozostał tylko ból, na którym, jeśli się uda będę mogła skupić się w najbliższym czasie i postarać się choć trochę go pokonać. Popatrzyłam na chłopaka, siedzącego obok mnie, byłam pod wrażeniem jego cierpliwości. Bardzo dużo czasu poświecił mi dzisiejszego dnia, a na pewno miałby co innego, lepszego do roboty..
- Okej, możemy iść.
_________________________
Trochę krótki, ale następne rozdziały już będą dłuższe x
To teraz możecie zgadywać kim jest ten chłopak ;D Jak myślicie? Obiecuję, że w następnym rozdziale już się dowiecie, nie będę was dłużej trzymać w niepewności.
Dziękuję bardzo tym dwóm osobom, które skomentowały prolog. Nie spodziewałam się, że już pierwszego dnia ktoś skomentuje i to bez mojego zmuszania ;p Naprawdę bardzo mi miło <3
Od teraz rozdzały będę dodawać co tydzień w piątek lub sobotę, to zależy jak się wyrobię i kiedy będę mieć czas. Jeśli coś mi nie wyjdzie, postaram dać się znać ;)
Miłego dnia <3

piątek, 6 marca 2015

Prolog

         Biegałam zatłoczonymi ulicami miasta. Roztrzęsiona obijałam się o wiekszość ludzi, idących w przeciwną stronę. Podążałam w kierunku parku, mając nadzieję, że choć tam będzie możliwość pobycia sam na sam ze sobą. Płakałam i to bardzo, łzy lały się po mojej twarzy strumieniami. Pogoda była paskudna, zdawałoby się, że moje cierpienie promieniowało do samego nieba, które płakało wraz ze mną. Ledwo poruszałam nogami, całkiem opadałam z sił, z powodu wysiłku fizycznego i psychicznego, ale przecież nie mogłam zatrzymać się i stanąć pośrodku tych ludzi. Biegłam jeszcze trochę, aż wreszcie zobaczyłam swój cel. Spokojniejszym już krokiem weszłam do parku i usiadłam na ławeczce. Skuliłam nogi, a głowę schowałam miedzy kolana. Próbowałam się uspokoić, wmówić sobie, że w jakiś sposób dam sobie radę z tym wszystkim, że będę dzielna i sobie poradzę, jednak nie skutkowało. W moim przypadku było to bardzo ciężkie, nie miałam żadnych szans, nic mi już nie mogło pomóc. Otwarłam torebkę, którą miałam ze sobą. W środku było pudełko z ciastem, otworzyłam je, ale momentalnie poczułam, że jedzenie nie sprawi, że moje problemy znikną, to jedynie mogłoby wywołać wymioty, dlatego iż mój żołądek skurczył się pod wpływem stresu. Schowałam pudełko i już miałam zamykać torbę, gdy zauważyłam scyzoryk, który często nosiłam ze sobą, chociaż rzadko go do czegoś używałam. Wzięłam go i po jednym głębokim wdechu zaczęłam przecinać skórę ręki. Nóż, mimo tego, że był niewielki, był bardzo ostry, więc z łatwością przeciął moją skórę. Jedna... druga.. trzecia kreska... jednak to nie pomagało. Wyjście było chyba tylko jedno... Odjęłam narzędzie od ręki i wymierzyłam je prosto w klatkę piersiowa.
____________________________
Wreszcie jest! Jestem bardzo ciekawa jak mi wyjdzie z tym blogiem.. Świetnie byłoby zdobyć trochę czytelników. No cóż na wstępie nie będę was zanudzać moimi przemyśleniami, więc mam nadzieję do następnego rozdziału, który wstawię w niedzielę. c;