poniedziałek, 30 marca 2015

Rozdział 4

       Po półtorej godzinie od wyjazdu z Wolverhampton dotarliśmy na miejsce i Liam zaparkował swój samochód na terenie internatu Uniwersytetu Leicester.
Wzięłam głęboki oddech i otworzyłam drzwi.

- Chcesz iść sama czy wolisz, żebym poszedł z tobą? - zapytał chłopak.
- Myślę, że nie musisz, pójdę sama.
- Wiesz w ogóle, gdzie powinnaś iść?
- Tak, mniej więcej - wykrzesałam z siebie uśmiech, by upewnić Liama, że sobie poradzę, mimo że panowały nade mną spore nerwy, po czym wysiadłam z auta.

      Przeszłam przez wewnętrzną ulicę i weszłam do budynku, w którym musiała mieszkać moja siostra. Korytarze tutaj były bardzo wąskie i mimo wczesnej pory, w środku nie było zbyt jasno. Zaczęłam wychodzić powoli po schodach, kiedy ujrzałam idącą z naprzeciwka dziewczynę. Wyglądała na całkiem przyjazną osobę, więc postanowiłam poprosić ją o pomoc.

- Hej, nie wiesz może, w którym pokoju mieszka Macy Stone? - zapytałam.
- Musisz wejść na samą górę i skręcić w prawo, to jest chyba pokój numer 25.
- Okej, wielkie dzięki.

      Weszłam po schodach na czwarte piętro i odnalazłam wzrokiem swój cel. Wzięłam głęboki wdech i podeszłam do drzwi. Zapukałam kilkakrotnie, a gdy nie otrzymałam odpowiedzi, powtórzyłam czynność, wkładając w to tym razem więcej siły. Przeczekałam jeszcze kilka minut, co jakiś czas nawołując siostrę, ale nikt się nie odzywał.

       Zrezygnowana zeszłam z powrotem na dół i skierowałam się w stronę samochodu Liama, jednak on uprzedził mnie i podszedł w moją stronę. Miał pytający wyraz twarzy, jednak myślę, że potrzebował tylko potwierdzenia, bo chyba już się domyślił, że nie zastałam siostry.

- Nie ma jej - oznajmiłam krótko, na co chłopak odpowiedział skinieniem
głowy.
- Może akurat gdzieś wyszła. Co ty na to, żebyśmy poszli teraz zanieść twoje dokumenty, a później wrócimy jeszcze zobaczyć co z Macy.
- Zgoda. Mam nadzieję, że do tej pory wróci - odburknęłam.
- Z tego co wiem, to sekretariat jest gdzieś niedaleko, więc możemy się przejść. Chyba, że wolisz podjechać?
- Obojętne, możemy iść na nogach, myślę, że powinniśmy trafić.

Zerknęłam na chłopaka, wydawało się, że naprawdę miał ochotę na ten spacer, więc wyjęłam torebkę z auta, po czym zatrzasnęłam drzwi. Obeszłam samochód i skręciłam w lewo, kiedy usłyszałam cichy śmiech Liama. Obróciłam się w jego stronę i pytająco uniosłam brwi, nie mając pojęcia,
co rozśmieszyło bruneta.

- Wydaje mi się, że powinniśmy iść w drugą stronę.
- Ach, racja.

       Byłam kompletnie zaprzątnięta myślami, że musiałam nie zauważyć znaku, wskazującego kierunek do sekretariatu. Właściwie nie powinnam się dziwić nieobecnością Macy, bo już wczoraj nie mogłam się do miej dodzwonić, jednak to przywołało u mnie wszystkie zmartwienia, dotyczące przyszłości. Nie miałam pojęcia jak sobie poradzę w nowym środowisku, jak ludzie zareagują na wiadomość o moim dziecku i w końcu martwiłam się trochę również o moją siostrę. Niby nie widziałyśmy się przez naprawdę długi czas i chwila nie powinna sprawiać wielkiej różnicy, jednak teraz, gdy byłam bliżej niej, odczuwałam jeszcze większą tęsknotę i potrzebę jej wsparcia.

- Hej, Jess będzie dobrze, nie przejmuj się, na pewno zobaczysz się z siostrą.

      Liam widocznie doskonale rozumiał przedmiot moich zmartwień. Delikatnie pogłaskał mnie po plecach, myśląc pewnie, że to może mnie trochę pocieszy. Nie wiem jakim cudem, ale rzeczywiście odczułam minimalną ulgę, przypominając sobie, że nie jestem sama, że jednak jest tu ktoś, na kogo mogę liczyć. Przynajmniej tak mi się na razie wydawało.

       Po dziesięciu minutach doszliśmy do głównego budynku, który wyglądał na siedzibę tych wszystkich ludzi związanymi ze wszystkimi studyjnymi formalnościami. Gdy podeszliśmy bliżej, upewniłam się, że to sekretariat. Chłopak otworzył przede mną drzwi i po moim niemym pozwoleniu, wszedł za mną. Pomieszczenie, znajdujące się zaraz przy wejściu, było otwarte, a kobieta, krzątająca się w środku, zaprosiła nas do siebie, gdy tylko nas zobaczyła.

- Jesteście kandydatami do naszej uczelni?
- Tylko ja - odezwałam się. - Tylko, że jeszcze nie złożyłam żadnych dokumentów, mam je dzisiaj ze sobą.
- Jak się nazywasz?
- Jessica Stone.
- A to ty dzwoniłaś wczoraj.
- Tak, powiedziała pani, że mam jeszcze możliwość dostania się tutaj.
- Owszem, chociaż miejsc zostało już niewiele.
- Rozumiem, jednak bardzo by mi zależało.
- Oczywiście. Mogę prosić twoje dokumenty?
Podałam sekretarce teczkę z potrzebnymi papierami, którą otwarła, po czym przejrzała plik kartek.
- Dobrze, zgadza się - odpowiedziała po chwili. - Wybrany kierunek też tu zapisałaś?
 - Tak, wypełniłam wszystko co trzeba.

Kobieta mi podziękowała, wspominając jeszcze, że pod koniec tygodnia zostanę poinformowana o wynikach. Grzecznie się pożegnaliśmy, a kiedy sekretarka wróciła do swoich zajęć, wyszliśmy na zewnątrz.

       Gdy tylko zamknęły się za nami drzwi, Liam zapytał:

- Na jaki kierunek chcesz się dostać?
- Anglistyka i wiedza o filmie. Zawsze pasjonowało mnie aktorstwo, te wszystkie seanse, a zwłaszcza to, jak oni to wszystko robią, myślę, że praca przy filmach od strony technicznej mogłaby być ciekawa. Przy okazji lubię angielski, naprawdę uwielbiam czytać, więc ten kierunek wydaje się w porządku. A ty, co studiujesz?
- Zarządzanie w biznesie i finansach.
- Świetnie, to jak tylko będę mogła, to kiedyś na pewno chętnie skorzystam z twojej pomocy, bo ja jestem bardzo słaba w te klocki.
- Jasne, mam nadzieję, że wyszkolą mnie na tyle dobrze i nie będę mieć z tym większego kłopotu.

      Porozmawialiśmy jeszcze chwilę o studiach i naszych zainteresowaniach. Wreszcie dowiedziałam się coś więcej o moim bohaterze, teraz już przynajmniej wiedziałam, że jest rok starszy ode mnie, chociaż spodziewałam się większej różnicy wiekowej między nami. Ponieważ byliśmy już trochę głodni, zdecydowaliśmy się na zjedzenie czegoś pożywnego. Poszliśmy więc za strzałkami do baru akademickiego i w ciepłym pomieszczeniu zjedliśmy obiad. Ja, jak zwykle, zapiekankę, która była naprawdę ogromna, tak że Liam musiał po mnie dojadać, przy czym niesamowicie ubrudził się sosem, poza tym zjadł kurczaka z surówką i ziemniakami, a wyglądało na to, że jeszcze chętnie by sobie czymś dojadł. Niestety w ofercie baru nie było dużego wyboru, więc zadowolił się kawą na deser. Następnie poszliśmy znowu pod mieszkanie mojej siostry, ale zastaliśmy tylko zaspaną dziewczynę, która poinformowała nas o weekendowym wyjeździe Macy.

- Okej, Macy ma wrócić koło północy, to do tego czasu mogę pozwiedzać sobie miasto. Możesz spokojnie jechać do swojego mieszkania czy gdzie tam wolisz, teraz już sobie poradzę.

Nie wiem czemu, ale miałam wrażenie, że chłopak musi się męczyć w moim towarzystwie, a to, że tego nie okazywał mogło po prostu świadczyć o tym, że jest naprawdę dobrym aktorem.

- Daj spokój, jesteś tu pierwszy raz, nie zostawię cię samej - chwilę się zawahał, po czym dodał - Myślę, że nie byłoby problemu, żebyś została jeszcze na tę jedną noc u mnie - powiedział niepewnie . - Mamy dodatkowe łóżko, coś do przykrycia też się znajdzie. Zayn na pewno nie będzie robił problemów.
- Kim jest Zayn?
- Jest moim przyjacielem, mieszkamy razem w czasie roku akademickiego.
- Długo już się przyjaźnicie?
- Tak około półtora roku. Poznaliśmy się na studiach, chociaż na początku chyba za sobą nie przepadaliśmy.
Zeszliśmy na dół i zamknęliśmy za sobą drzwi do klatki schodowej, po czym skierowaliśmy się w stronę samochodu.
- Dlaczego Zayn przyjechał tu jeszcze przed rozpoczęciem studiów?
- Potrzebowali go trochę wcześniej w pracy, nie był z tego powodu jakoś bardzo zachwycony, ale na szczęście to tylko tydzień wcześniej.
- W takim razie pewnie ucieszy się, że już przyjechałeś - uśmiechnęłam się. - W takim razie, jeśli to nie będzie wielki problem, to może jednak pojechałabym z tobą.
- Myślałem że to już jest jasne - uśmiechnął się Liam, otwierając mi drzwi. - Wsiadaj.

       Dwadzieścia minut późnej dojechaliśmy do celu. Blok już od zewnątrz wyglądał przyzwoicie, a mieszkanie chłopaków okazało się bardzo ładnie urządzone, jednak z powodu ich niechlujstwa panował tam niezły bałagan. Wszystko było ładnie do siebie dopasowane, w kolorach: czarnym, białym i niebieskim, gdzieniegdzie można było dostrzec również elementy beżu. Widać było, że wnętrze zostało wystrojone z rozmysłem. Postawiono raczej na przestrzenność  przejrzystość, bo nie było zbyt wiele dodatkowych ozdób, co według mnie mogłoby popsuć nieco efekt. Podczas dwudniowego pobytu w domu Paynów, zauważyłam, że muszą być całkiem bogatą, lub przynajmniej bardzo dobrze zarabiającą rodziną, jednak myślę, że nie próbują się tym w żaden sposób chwalić, ani szczególnie tego okazywać. Weszłam trochę głębiej do pomieszczenia i zobaczyłam, że w jednym z dwóch pokoi znajduje się pianino. Już miałam się o nie spytać, lecz obracając się prawie wpadłam na ciemnowłosego chłopaka, którym musiał być Zayn.

      Liam przedstawił mnie swojemu przyjacielowi, po czym zajęliśmy się układaniem planów na pozostałą część dnia. Okazało się, że Zayn umówił się na mecz koszykówki i liczył na to, że Liam też dołączy. Mimo moich oporów, poszliśmy wszyscy razem - ja oczywiście jako kibic. Zdecydowaliśmy się przejść na nogach, ponieważ boisko znajdowało się zaledwie piętnaście minut drogi od mieszkania chłopaków. Gdy dotarliśmy, zebrała się tam już spora ekipa, więc po krótkiej pogadance, rozpoczął się mecz, a Liam z Zaynem zostali przydzieleni do tej samej drużyny.

       Początkowo nie szło im zbyt dobrze, po Liamie wyraźnie było widać, że dawno nie grał i musiał przypomnieć sobie jak się gra. Po połowie meczu przeciwna drużyna miała już przewagę ośmiu punktów, a chwilę później jedenastu. Wtedy ich przewaga przestała wzrastać, a nawet zaczęła się zmniejszać. Chłopaki ganiali po boisku jak szaleni, do kosza wpadała piłka za piłką, tak, że ledwo udawało mi się liczyć punkty, tak, by się nie pomylić. Końcówka meczu była naprawdę ciekawa i z przyjemnością się ją oglądało.  Mimo wszystko drużyna Zayna i Liama przegrała, co wprawiło ich
w naprawdę kiepski nastrój.

- Spapraliśmy to.
- Wiem Zayn, cała pierwsza połowa była do bani - przytaknął mu Liam.
- Chłopaki, nie było tak źle, pod koniec naprawdę świetnie sobie radziliście.
- No ale i tak się nie udało.
- No i co z tego? Liczy się dobra zabawa. Z resztą dawno nie graliście, więc to nie wasza wina. Następny mecz pójdzie na pewno o wiele lepiej.
- Dobra to Jess na pocieszenie stawia nam lody - z łobuzerskim uśmiechem powiedział Zayn.
- Jakbym jeszcze wiedziała gdzie je mogę kupić.
- To jest akurat najmniejszy problem.

Chłopak w ułamku sekundy złapał mnie w pasie, a później za nogi i zręcznie przerzucił sobie przez ramię, po czym zaczął truchtać w przeciwną stronę.

- Jejku, Zayn co ty wyprawiasz? Chcesz zabić nas oboje? - zapiszczałam.
- Zaprowadzam cię do naszego celu - poinformował mnie chłopak.

Mimo lekkiego przerażenia i tak cała sytuacja bardziej mnie bawiła niż martwiła, więc po chwili wybuchnęłam śmiechem.

       W tym czasie Liam wrócił się jeszcze po torbę, o której wcześniej zapomnieliśmy, a gdy zostałam postawiona przed budką z lodami, szybko do
nas dobiegł. Wybór był naprawdę duży. Mieli tu wszystkie smaki, jakie tylko można było sobie wyobrazić.

- To co, każdy po jednej gałce? - spytałam resztę towarzystwa.
- Zayn, standardowo?
- Jasne, bierzemy po trzy gałki Jess.
- Co?! Chyba nie widzieliście dziewczyny, która właśnie stąd odchodziła, przecież te gałki są ogromne. Ja zjem tylko jedną.

Chłopcy postanowili jednak mnie zignorować i przystąpili do zamówienia. Kompletnie nie przekonałam ich do zamówienia mniejszej porcji i oboje wzięli tyle, ile planowali. Ekspedientka podała nam nasze zamówienia w dekoracyjnych wafelkach, a ja zaczęłam grzebać w torebce w poszukiwaniu portfela, jednak Liam, nie zwracając w ogóle na mnie uwagi, zapłacił pani, co mnie nieco zdziwiło, po czym podał mi mojego loda.

- No co? Serio myślałaś, że jesteśmy aż tak niewychowani i każemy ci płacić za nasze jedzenie? - zaśmiał się chłopak, lekko przytulając mnie przy tym do siebie.

Zjedliśmy lody, które rzeczywiście były przepyszne, więc ukradłam jeszcze troszkę od chłopaków. Wróciliśmy do domu, a po złym humorze z powodu przegranego meczu nie było ani śladu.
_____________________________________
Wreszcie jest! Przepraszam za trochę dłuższą przerwę, no ale nie zawsze będzie się wszystko udawać na czas. Coś mi nie wyszedł ten rozdział, ale mam nadzieję, że następne będą trochę lepsze. Wolicie, żebym robiła takie odstępy między dialogami, jak w tym rozdziale? Wydaje mi się, że tak jest bardziej przejrzyście c;

Jeśli ktoś tutaj woli korzystać z wattpada to tutaj macie też link do Lifesavera na wattpadzie ->  Lifesaver - wattpad

Miłego dnia!

2 komentarze:

  1. Rozdział był świetny,zresztą jak wszystkie😄, więc nie waż sie nawet mówić,że ci nie wyszedł.;*Czyta się dosłownie jednym tchem (trochę szkoda bo chiałabym nie kończyć czytać tak szybko😄) Z OGROMNĄ NIECIERPLIWOŚCIĄ CZEKAM NA NASTĘPNY

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejka! :D Rozdzial swietny, podobal mi sie, nowy kolega, zapisy do szkoly ciekawe co mnie tu jeszcze spotka ^^
    Pozdrawiam
    ~ Sandra

    OdpowiedzUsuń