piątek, 18 września 2015

Rozdział 14

       Stałam przed lustrem, przeglądając się ostatni raz przed wyjściem. Wygładziłam bluzkę, jednak wciąż czegoś brakowało. Na próbę, uśmiechnęłam się delikatnie, a rezultat wydawał się znacznie lepszy niż wcześniej. Postanowiłam więc nie przejmować się niczym i zwracać uwagę jedynie na pozytywy tego dnia. Szczerze mówiąc, ciągły pesymizm był już męczący i potrzebowałam jakiejś miłej odmiany. Wyjrzałam za okno i ucieszyłam się, że chociaż pogoda była w porządku. Niebo było jasne, a zza chmur prześwitywało nieśmiało słońce. Pomyślałam sobie, że słońce zagląda do mojego okna specjalnie dla mnie, by dodać mi otuchy. W końcu taka pogoda pod koniec jesieni, w tych rejonach, była rzadkością. Gdy byłam już gotowa, otworzyłam drzwi, a  moim oczom ukazał się piękny bukiet słoneczników. Podniosłam kwiaty i ujrzałam wciśniętą między liście karteczkę z napisem:
"Wierzę - L".

        Od razu zorientowałam się, że to odpowiedź na wczoraj zadane przeze mnie pytanie. Odczułam sporą ulgę, bo dzięki tej wiadomości mogłam być pewna, że jakoś się między nami ułoży. Wciąż jednak istniała obawa, że może nie być już tak dobrze, jak do tej pory. Na tę myśl coś zakuło mnie w sercu, lecz postanowiłam to zignorować i starać się trwać w pozytywnym nastawieniu. Podbiegłam w pośpiechu do okna, w nadziei, że przed akademikiem uda mi się zobaczyć przyjaciela. Niestety, nawet nie dostrzegłam jego auta na parkingu. Powróciłam więc do drzwi i nieco zawiedziona skierowałam się w stronę uniwersytetu. Gdy weszłam do środka, dostrzegłam Jaspera rozmawiającego z Molly w lewym korytarzu. Podeszłam bliżej nich i poczekałam z nadzieją, że dziewczyna w końcu się oddali. Ku mojej satysfakcji, zrobiła to, a Jasper odezwał się  do mnie po raz pierwszy od wypadku:

  -      Cześć Jess, jak się czujesz?
  -      Och, wreszcie się zainteresowałeś - odparłam oburzona.
  -      Nie rozumiem o co ci chodzi. Dopiero teraz się na siebie natknęliśmy od ostatniego razu.
  -      A wiesz może co to jest telefon i do czego służy?
  -      Po co niby miałem zawracać ci głowę skoro miałaś już podobno wystarczająco dużo problemów?!
  -      Może dlatego, że przyjaciele się o siebie troszczą - po tych słowach usłyszałam głośny śmiech Jaspera.
  -      Sorry, ale nie chciałbym się przyjaźnić z kimś, kto jest tak głupi, by w tym wieku decydować się na wychowywanie bachora.

Pełna złości, uderzyłam prawy policzek chłopaka.

  -      Przestań! O niczym nie wiesz! - wrzasnęłam.
  -      A jednak coś wiem.
  -      Skąd?
  -      Och, zdaje się, że Amber byłaby już lepszą przyjaciółką niż ty, przynajmniej potrafi powiedzieć prawdę - w pełnym zdumieniu otwarłam szeroko oczy. Jak ta słodka dziewczyna mogła zrobić mi coś takiego? - I wiesz co, z przyjemnością skorzystam z rady tego chłoptasia, który kręci się obok ciebie.
  -      Liama? Co takiego ci powiedział?
  -      Myślę, że możesz pogadać z nim o tym, które z was powinno decydować z kim się zadajesz. Chyba, że chcesz, żeby dalej cię tak niańczył - na jego twarzy pojawił się charakterystyczny uśmieszek wyższości. - Teraz widzę, że dobrze zrobiłem słuchając jego rady, bo z kimś takim jak ty nie warto się zadawać.
  -      Myślałam, że jesteś inny, Jasper - wycedziłam przez zęby, po czym odwróciłam się na pięcie i szybkim krokiem udałam się w przeciwną stronę korytarza.

       Nie mogłam uwierzyć w to, że znowu zostałam oszukana. Po raz kolejny wzięłam kogoś za osobę, którą nie był. W dodatku, jeśli Jasper mówił prawdę, zawiodłam się na trzech dosyć bliskich mi osobach na raz. Skoro jednak nie miałam jeszcze na to żadnego potwierdzenia, postanowiłam wstrzymać się z obwinianiem Liama i Amber. Wyciągnęłam więc telefon i od razu wystukałam na klawiaturze wiadomość do chłopaka: "Musimy pogadać".

Przez dłuższą chwilę wpatrywałam się w ekran komórki, licząc na szybką odpowiedź, jednak ta nie nastąpiła. W końcu przyszedł czas zajęć, dlatego poszłam w kierunku sali, w której miały się odbyć. Przed drzwiami zobaczyłam rozpromienioną Amber, która chwilę później rzuciła się na mnie.

  -      Cześć Amber. Nie gniewaj się, że o to pytam, ale czy ty przypadkiem nie powiedziałaś Jasperowi o moim dziecku? - wyszeptałam jej do ucha, po czym się odsunęłam.
  -      Och... - od razu zrzedła jej mina, jednak w dalszym ciągu była trochę zdezorientowana.
  -      Powiedziałaś - odparłam ze smutkiem.
  -      Jess, tak bardzo cię przepraszam.   Myślałam, że on już wie i niechcący mi się wymknęło - zaczęła się bronić, jednak ja nie byłam w stanie tego słuchać.

Zdenerwowana odwróciłam się na pięcie i przeszłam kilka kroków w przeciwną stronę. Wiedziałam, że cokolwiek bym powiedziała, zraniłoby Amber, a tego nie chciałam. Miała prawo nie wiedzieć, że nie powierzyłam Jasperowi mojego sekretu, a przecież teoretycznie był najbliższą mi osobą  na Uniwersytecie Leicester, oczywiście nie licząc mojej siostry. Wzięłam głęboki oddech, żeby się uspokoić, po czym odebrałam przychodzące połączenie od Liama.

                                                            * * *
       Odsunęłam się od drzwi, by wpuścić do środka Liama. Na moje szczęście Macy i Irma - nasza współlokatorka - jeszcze nie wróciły.

  -      Cóż, obiło mi się o uszy, że jednak nie jesteś takim idealnym przyjacielem, jak zawsze myślałam.
  -      Nikt nie jest idealny - zaśmiał się chłopak, nie rozumiejąc z początku moich intencji. - Co dokładnie masz na myśli?
  -      Podobno zabroniłeś Jasperowi spotykania się ze mną.
  -      Nie mogłem mu niczego zabronić, bo decyzja i tak należała do niego. Po prostu poprosiłem go, żeby to przemyślał, czy mu na tym zależy. Bo jeśli wszystko było tylko dla rozrywki, jaki był w tym sens? Nie chciałem, żeby cię zranił.
  -      Kurczę, Liam, mówiłam ci, żebyś się nie wtrącał.
  -      Zapewniam cię, że cała rozmowa przebiegła w bardzo pokojowym nastawieniu.
  -      Już nawet nie o to chodzi, Liam. Po prostu zrobiłeś coś wbrew temu, co razem ustalaliśmy i zacząłeś rządzić się moim życiem. Może i potrafiłbyś przeżyć je lepiej ode mnie, jednak to ja muszę przez to wszystko przejść i nie możesz mnie przy tym wyręczyć.
  -      Nie chciałem, żebyś tak to odebrała - odparł zaskoczony.
  -      Trzeba było pomyśleć o tym wcześniej.
  -      Ale sama widzisz, że miałem rację co do Jaspera! - nie pozwolił zbić się z pantałyku.
  -      Miałeś, nie przeczę temu. Po prostu nie załatwiłeś tego tak jak trzeba. Mogłeś mnie chociaż uprzedzić, gdy zamierzałeś z nim pogadać - zrobiłam znak cudzysłowu w powietrzu, wymawiając ostatnie słowo.
  -      Dobrze, przepraszam, źle to rozegrałem. Po prostu nie mogłem znieść myśli, że przez niego mogłaś ponownie wrócić do stanu w jakim cię znalazłem - powiedział ze smutkiem w oczach i delikatnie potarł moją dłoń, którą cofnęłam, gdy tylko dostrzegłam ten ruch.
  -      Spokojnie, nie byłam z nim w aż tak bliskich relacjach, by szczególnie rozpatrywać jego zawód.
  -      Cóż tego nie wiedziałem..
  -      To dlatego, że nie zdobyłeś się na to, żeby szczerze ze mną o nim porozmawiać.

Liam zastanowił się chwilę, nie wiedząc, co powiedzieć, jednak odezwał się po chwili, zmieniając całkowicie swoje podejście do całej sytuacji:

  -      Przepraszam. Jednak, wiesz, to dało mi pewnego rodzaju lekcję. Może zabrzmi to głupio i nieodpowiednio, ale teraz już wiem, że nie można oszukać przeznaczenia. Jeśli coś ma się zdarzyć, to do tego dojdzie. Choćbym nie wiem jak się starał, nie uda mi się ochronić ciebie przed wszystkim. To nie znaczy, że teraz nie będzie mnie już obchodził twój los. W dalszym ciągu gotowy jestem zrobić wszystko, by ustrzec cię przed tym, na co mogę mieć wpływ. Jess, zależy mi tylko i wyłącznie na twoim szczęściu. Proszę, czy mogłabyś dać mi jeszcze jedną szansę na przyjaźń z tobą? - zakończył błagalnie.

Przez chwilę przyglądaliśmy się sobie nawzajem, a ja usilnie doszukiwałam się drugiego dna w wypowiedzi chłopaka, bo była zbyt idealna, by była prawdziwa. Przyjrzałam mu się uważnie, w poszukiwaniu jakiejś ściągi, z której mógł coś takiego przeczytać, jednak niczego nie znalazłam.

  -      Nie rozumiem - stwierdziłam po chwili.
  -      Jeśli nie jesteś w stanie odpowiedzieć mi teraz, oczywiście dam ci tyle czasu, ile potrzebujesz.
  -      Nie! - wykrzyknęłam, a Liam okazał bardzo zdziwiony i skonfundowany wyraz twarzy. - Nie o to chodzi. Nie rozumiem czemu po prostu sobie nie odpuścisz. Skoro cię odrzuciłam, mógłbyś zwyczajnie odejść bez słowa, bez większych wyrzutów sumienia. Jednak ty prosisz o przyjaźń ze smutną, mazgającą się i pakującą w tarapaty dziewczyną... Dlaczego?
  -      Mówiłem ci już. Czuję potrzebę, by ci pomóc, chciałbym widzieć cię szczęśliwą i nie mogę się temu oprzeć. Poza tym jesteś naprawdę fajną dziewczyną, sam widziałem już kilka razy jak potrafisz się śmiać. Na razie po prostu chowasz się pod szarym płaszczem twoich problemów.
  -      Tak, to, że czasem potrafię się śmiać to z pewnością definicja fajnej osoby.
  -      Och, wiesz, że nie tylko o to chodzi. Masz wiele dobrych cech, Jess.
  -      Na przykład? - zapytałam z pretensją w głosie.
  -      Jesteś opiekuńcza, kochająca, wrażliwa, ale silna, rodzinna... Widać, jak oni wszyscy są dla ciebie ważni, że chciałabyś, żeby wszystko się między wami dobrze układało.
  -      Wystarczy.

Już miałam przedstawić kolejny zgryźliwy komentarz, jednak sama miałam już dość sarkastycznego tonu mojego głosu. Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam trochę spokojniej:

  -      Dziękuję za to, że tak o mnie myślisz - nieśmiało się uśmiechnęłam - i przepraszam. Nie powinnam była traktować cię aż tak chłodno.
  -      Nie ma za co, Jess, to ja tutaj jestem tym, który powinien przepraszać - Liam pogładził moje ramię, dodając mi otuchy.
  -      Owszem, popełniłeś błąd, nie ustalając niczego ze mną, ale każdemu zdarza się coś takiego. W takim razie chyba po prostu muszę ci wybaczyć, ale potrzebuję się z tym przespać, żeby wszystkie emocje we mnie ostygły.
  -      Dziękuję, to naprawdę wiele dla mnie znaczy.
  -      Wciąż nie wiem czy znajomość ze mną jest dobrym wyborem, bo często pakuję się w tarapaty, ale to w końcu twoje życie, więc rób z nim co chcesz - szturchnęłam go żartobliwie w ramię. - Aha i pamiętaj, że wisisz mi jeszcze przepyszne gofry w najsmaczniejszej kawiarni w mieście.
  -      Kupię ci tego gofra z przyjemnością, choćby po to, żeby popatrzyć jak zabawnie brudzisz sobie całą buzię bitą śmietaną.
  -      Wariat! - zaśmiałam się.

Przez chwilę było słychać tylko mój śmiech, jednak kiedy to sobie uświadomiłam, zamilkłam, czując się trochę niezręcznie. Spojrzałam na chłopaka, który przez cały czas przyglądał mi się rozradowany. Zaciekawiona, co go tak zaintrygowało, pytająco uniosłam brwi.

  -      Chciałbym cię taką widzieć zawsze - odezwał się po chwili.
  -      Tak, to na pewno musi być zabawne, możesz zgadywać przez długi czas, co przypomina ci mój śmiech i pewnie dalej nie zgadniesz.
  -      Chodzi o to, że w końcu coś cię tak prawdziwie rozradowało, na prawdę do twarzy ci z tym. A sposób w jaki się śmiejesz nie ma tutaj nic do rzeczy, najważniejsze jest to, że wtedy na pewno czujesz się trochę lepiej.
  -      Och, dobra, już wystarczy - mruknęłam zawstydzona.
  -      Okej, ale pamiętaj, że zależy mi na tym, żebyś była szczęśliwa i tobie chyba też powinno.
  -      Ktoś tu się chyba trochę zasiedział - ucięłam temat, nie chcąc znowu przechodzić na poważniejszy tor naszej rozmowy. - Ze względu na to, że moje emocje jeszcze całkowicie nie ostygły, a ktoś  mi obiecał dać jeden dzień na przeanalizowanie wszystkiego, chyba powinien już iść.
 Liam na chwilę posmutniał, jednak szybko to ukrył, udzielając mi odpowiedzi:
  -      Dobrze, dobrze, już się zmywam - poczochrał mnie po włosach, po czym wstał i skierował się do drzwi.
  -      Dzięki, że przyszedłeś - powiedziałam szczerze ciesząc, się, że w taki sposób zareagował na moją wiadomość.
  -      Do zobaczenia.
__________________________
Po do dość długiej przerwie jest kolejny rozdział :) Nie mam pojęcia jak to będzie w tym roku ze wstawianiem rozdziałów, bo niestety wątpię w to, żeby udało mi się pisać je regularnie. Kolejna klasa liceum i zamieszkanie w internacie to jednak spora zmiana i pochłania mi czas znacznie bardziej, niż się tego spodziewałam. Teraz moje życie jest naprawdę ciekawe, ale przydałoby mi się więcej czasu, który mogłabym poświęcić moim pasjom... Oki, nie będę się już bardziej nad tym rozwodzić.
Miłego weekendu ♥

Dziękuję za 5 tysięcy wyświetleń! ;*

piątek, 24 lipca 2015

Rozdział 13

    Otarłam ostatnie łzy i powoli wyszłam z kościoła. W końcu zdecydowałam się pojednać z Bogiem, bo przecież nie miałam nic do stracenia. W efekcie okazało się to chyba najlepszą rzeczą, jaką mogłam zrobić. Oczywiści wywołało to u mnie ogromną falę płaczu, jednak po wszystkim czułam się naprawdę dobrze. Wreszcie poczułam, że kamień spadł mi z serca, a gdy wybaczyłam sama sobie, zyskałam prawdziwą wolność. Wydawało się, że w końcu mogłam spróbować cieszyć się życiem i zacząć dostrzegać całe piękno i dobro, które mnie otaczało. Mimo tak przyjemnej zmiany, głowa bolała mnie niemiłosiernie. Cóż, zdecydowanie zbyt dużo ostatnio płakałam. Potrzebowałam trochę odpoczynku, dlatego obiecałam sobie, że od tej chwili, postaram się powstrzymywać od łez, na tyle, na ile tylko mogę.

    Na zewnątrz zobaczyłam uśmiechniętego Liama z kubkiem kawy w dłoni. Gdy tylko do niego podeszłam, wzięłam kubek i postawiłam na murku za nim. Teraz już nie było żadnego ryzyka, że coś rozleję, dlatego wpadłam mu w ramiona i wtulałam się tak przez dość długi czas. Po chwili poczułam, jak jego silne ramiona mnie oplatają i przyciskają mocniej do siebie.

- Wszystko w porządku? - zapytał.
- Jak najbardziej - podniosłam głowę i uśmiechnęłam się do niego. - Po prostu potrzebowałam się mocno przytulić.
- Okej, w takim razie należy ci się kawa. Chyba nic nie jadłaś odkąd wyszłaś z pracy.
- Ach, racja. Bardzo dziękuję - powiedziałam, po czym momentalnie wypiłam połowę kawy.
- Widzę, że naprawdę jesteś głodna - chłopak ze śmiechem poczochrał moje włosy. - Mam propozycję. Co to na to, żebyśmy zrobili sobie jakąś dobrą kolację? Znam przepis na sałatkę, której na pewno się nie oprzesz.

    Po drodze do mieszkania Liama kupiliśmy kilka potrzebnych składników, po czym zajęliśmy się przyrządzaniem posiłku. Z jedzeniem wyszliśmy na niewielki taras po zachodniej stronie mieszkania, co tylko dodawało uroku naszej potrawie. Przepyszna sałatka ze smacznymi, zabawnymi kanapkami tworzyły wspaniały duet. Wszystko było całkiem zdrowe, a w dodatku wyśmienite. Spojrzałam na chłopaka, siedzącego naprzeciwko mnie i z uśmiechem ugryzłam kanapkę.

- Chyba częściej musimy robić wspólne posiłki - powiedziałam, gdy tylko skończyłam przeżuwać. - Wiesz, nie spodziewałam się tego, ale to chyba najlepsze jedzenie, jakie miałam w ustach przynajmniej od miesiąca.
- Mówiłem, że się nie będziesz mogła się temu oprzeć - mrugnął do mnie. - A ze wspólnymi posiłkami masz całkowitą rację. Chyba tworzymy najlepszy amatorski duet kucharski, jaki można sobie wymarzyć - zaśmiał się, a ja mu zawtórowałam. - Wiesz, naprawdę ładnie ci z uśmiechem na twarzy.

Nagła zmiana tematu nieco mnie zaskoczyła i z pewnością wywołała niemały rumieniec na twarzy.

- Dziękuję.
- Podoba mi się ta odmiana. Mam nadzieję widzieć cię taką jak najczęściej.
- Może powinniśmy zostawić coś dla Zayna? Pewnie będzie zawiedziony, jeśli nie będzie mógł tego spróbować - powiedziałam, by zmienić temat.
- Jeśli się nie dowie, jak pyszne to było, to nie będzie mu żal - wyszeptał chłopak, a ja skarciłam go spojrzeniem. - No dobrze. Zostawię mu trochę sałatki, ale jeszcze bym coś zjadł i nie mogę odmówić sobie twojej kanapki - zagarnął ostatnią kanapkę na swój talerz.
- Głodny chyba przestajesz być sobą, dlatego w obawie o własne bezpieczeństwo, może lepiej nie będę ci bronić jedzenia - zaśmiałam się.
-  Słuszny wybór, wasza wysokość.

 Liam zapchał sobie usta pożywieniem, a ja prychnęłam w odpowiedzi na użyty przez niego zwrot. Poczekałam chwilę, by pozwolić mu spokojnie skończyć, po czym wstałam i powoli zabrałam się za sprzątanie.

- Dziękuję, było naprawdę przepyszne.
- To również twoja zasługa - odparłam, uśmiechając się od ucha do ucha.

 Spojrzałam w oczy Liama, a on ciągle przyglądał mi się radośnie. Już miałam się odwrócić, gdy delikatnie złapał mnie za nadgarstek:
- Czekaj - poprosił, a ja uniosłam brwi w zdziwieniu. - Jesteś brudna.

 Uniosłam dłoń do twarzy, jednak on zrobił to samo i odsunął mój nadgarstek, sugerując, że mogę go spokojnie opuścić. Następnie potarł kciukiem mój lewy policzek, by usunąć brud, jednak zamiast odsunąć swoją dłoń, ujął delikatnie moją twarz i uniósł nieco w górę. Po chwili pokonał dzielącą nas odległość i pochylił się, muskając przypadkiem swoim nosem o mój. Ten dotyk od razu obudził moją świadomość. Zanim zdążył mnie pocałować, gwałtownie cofnęłam się o krok, przytrzymując dłoń na klatce piersiowej chłopaka, w ramach obrony.

 - Och, przepraszam - wyszeptał momentalnie.
 - Nie... Nie jestem jeszcze gotowa, przykro mi - w całości identyfikowałam się ze słowami, które powiedziałam. Patrząc w zawiedzione oczy Liama, tak dobrego przyjaciela było mi naprawdę niesamowicie przykro.
 - Po prostu źle zinterpretowałem twoje zachowanie. Jesteś dzisiaj tak radosna, więc pomyślałem, że może właśnie tego chcesz.
 - Nic się nie stało Liam, nie przejmuj się tym, okej? Mam nadzieję, że między nami w porządku?
 - Tak - odpowiedział cicho.

 Najwyraźniej jednak tak nie było, bo całą drogę do mojego mieszkania przejechaliśmy w krępującej ciszy. Właśnie skręcaliśmy w ostatnią ulicę, prowadzącą na kampus uniwersytetu, kiedy po przeciwnej stronie drogi dostrzegłam całującą się parę. Właściwie całusy były bardzo łagodnym określeniem tego, co robił Jasper razem z Molly. Po prostu idealnie się dobrali. Od razu zareagowałam pomrukiem niezadowolenia, a dzięki mojej zdziwionej minie, Liam również zwrócił na nich uwagę. Po chwili zatrzymaliśmy się, a Liam głośno westchnął.

 - Czyli to o to chodzi?
 - Nie rozumiem - byłam zupełnie zdezorientowana.
 - Nie wiem, jak mogłem być tak głupi, by nie zauważyć, że on ci się podoba.
 - Nie mam pojęcia o kim mówisz.
 - Naprawdę?! Jasper. Mylisz się, jeśli myślisz, że uwierzę ci, iż jest przeciwnie. Zawsze się tak jego trzymałaś, mimo moich próśb, byś uważała... A teraz jeszcze zareagowałaś w taki sposób.
 - Zareagowałam tak, bo uważałam go za przyjaciela, a Molly to najbardziej nielubiana przeze mnie osoba, więc miałam prawo się oburzyć. Kurczę, Liam, naprawdę myślisz, że przez ostatni czas byłam w stanie myśleć o jakimkolwiek chłopaku w inny sposób niż po koleżeńsku? Możesz mi nie wierzyć, ale naprawdę przez ostatnie miesiące byłam tak załamana, że nic nie dostrzegałam, kompletnie. Przez głowę ani razu nie przeszła mi myśl, że ktoś mi się podoba. Po prostu nie byłam w stanie zwracać na to uwagi. Kiedy mówiłam ci, że nie jestem na to jeszcze gotowa, mówiłam prawdę. Chcę zbudować z kimś kiedyś szczery, silny związek. Nie chce, żeby okazał się on jedynie oderwaniem od moich problemów. Nie chcę wykorzystywać kogoś do przyduszania tego wszystkiego na moment, bo to i tak wróci. Prawdziwa miłość nie wygląda w taki sposób. Chcę z kimś iść przez życie, a nie zapominać o życiu. Chcę, ale jeszcze nie teraz. Muszę najpierw opanować kilka spraw i gdy będę pewna, że jest już lepiej, może uda mi się postawić kolejny krok. Zrozum. Nie chcę cię zranić, Liam...

 Odpięłam pośpiesznie pas, by jak najszybciej opuścić samochód. Spojrzałam na przyjaciela, który zastygł w bezruchu. Otworzyłam drzwi i wysiadłam z auta, po czym jeszcze na moment pochyliłam się, by zerknąć do środka.

 - Naprawdę potrzebuję czasu. Wierzysz mi?

 Patrzyłam w nadziei na chłopaka, pragnąc usłyszeć od niego chociaż jedno słowo, ale odpowiedzi już nie uzyskałam. Trzasnęłam drzwiami i tak szybko, jak było to możliwe z nogą po kontuzji, udałam się do swojego mieszkania.
_____________________________
Oj myślałam, że będzie dłuższy :/
Ale mam nadzieję, że się podoba c;
Teraz przez dwa tygodnie na pewno nie będzie rozdziału, bo wyjeżdżam, a wifi nie będzie. Zobaczymy co będzie później.
Hah wyjeżdżam z samego rana i zamiast się pakować, wstawiam Wam rozdział ;p
Rozdział pisany na szybko, nie miałam czasu go poprawić, więc przepraszam, jeśli są błędy ;*
Pozdrawiam ♥

sobota, 18 lipca 2015

Rozdział 12

    Dziesięć dni później nadszedł czas powrotu do domu. Przez ostatni czas zostawałam raczej sama, jednak każdego popołudnia przychodziła do mnie mama. Macy odwiedziła mnie raz i wzięła ze sobą Amber, która jak zwykle była niesamowicie miła, mimo, że ja nie potrafiłam jej tego odwzajemnić. W zasadzie, odzywałam się tylko wtedy, gdy musiałam, chociaż już udało mi się wyeliminować chłód w głosie, który był zniechęcający dla wszystkich. Wyjątek od reguły stanowił Liam, z którym rozmawiałam chętnie i otwarcie, kiedy do mnie przyjeżdżał. Wydawało się to naturalne, skoro dzięki niemu zmieniłam troszkę swoje nastawienie do zaistniałej sytuacji i stan mojej psychiki w końcu przestał się pogarszać. Oczywiście chciałam zachowywać się normalnie w stosunku do innych, jednak nie było mnie na to stać. Nie miałam jeszcze wystarczająco dużo siły na to, by zrobić w tym kierunku coś więcej niż zaprzestanie złości, obojętności, a czasem również agresji w stosunku do całego otaczającego mnie świata.

    Powoli zaczęłam żegnać się z mamą, gdy Liam wrócił na górę, gotowy pomóc mi dotrzeć do samochodu. Podparł mnie z jednej strony i delikatnie objął w pasie, po czym pokuśtykaliśmy do windy. Przy ostatnim odcinku naszej trasy, jakim były schody, wziął mnie na ręce, oznajmiając, iż wystarczy mu tej zabawy z czołganiem się i chociaż ten kawałek chce przejść w normalnym tempie. Przez cały czas towarzyszyła nam mama, a gdy tylko znalazłam się w ramionach przyjaciela, posłała mi znaczący uśmiech. W końcu posadził mnie na wygodnym siedzeniu samochodowym i nie pozostało mi nic innego, jak uśmiechać się niewinnie do moich bliskich. Po raz ostatni pożegnałam się z mamą, obiecując, że niebawem się zobaczymy. Liam serdecznie uścisnął kobietę, po czym wsiadł z drugiej strony, gwałtownie zamykając drzwi.

- Jak się czujesz z myślą, że wracasz już do swojego mieszkania? - zapytał.
- Całkiem w porządku.
- W takim razie możemy ruszać?

Skinęłam głową, a gdy tylko usłyszałam dźwięk włączanego silnika, zaczęłam machać zdrową ręką i przesyłać mamie całusy.

- Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu, żebyśmy wpadli na chwilę jeszcze do mojego domu? Czegoś zapomniałem, a chciałem ci to pokazać - odezwał się chłopak.

Cichym jękiem wyraziłam swoje niezadowolenie, jednak po chwili uświadomiłam sobie, że w Leicester i tak nie miałabym nic specjalnego do roboty, więc każde wypełnienie czasu było mi właściwe na rękę.

- W porządku, możemy jechać - odpowiedziałam, a Liam wydawał się być bardzo usatysfakcjonowany. Wyglądało na to, że nie dopuszczał innej odpowiedzi i w taki czy inny sposób starałby się mnie do tego przekonać. - Czemu ci tak na tym zależy, co?
- Mam nadzieję, że się przekonasz i nie pożałujesz - odparł.
- Och, no dobrze, na szczęście nie mamy zbyt daleko.
  
  Weszliśmy do domu Liama i od razu powitała nas jego roześmiana siostra.
- Cześć Oli - przywitał się chłopak, a dziewczynka od razu wpadła w jego ramiona.

Gdy tylko oderwali się od siebie, wyszeptał jej coś do ucha, po czym przedstawił mi Olivię, a ona uśmiechnęła się grzecznie i również mnie przytuliła.

- Pamiętasz tę gazetkę, którą mi wczoraj pokazywałaś? Możesz mi ją za chwilę przynieść? - poprosił Liam, a jego siostra skinęła głową i pognała w podskokach do swojego pokoju.

Chłopak zaprowadził mnie do siebie i pomógł usiąść na łóżku. Zaraz po tym do pomieszczenia wparowała Olivia, wymachując niewielkim plikiem kartek. Podała je od razu swojemu bratu, a on zaczął je przeglądać w poszukiwaniu upragnionego artykułu. Wreszcie znalazł i wręczył mi gazetę, wskazując na tekst pod zdjęciem rudego wokalisty. Jak się okazało, był nim Ed Sheeran, którego piosenka stała się ostatnio jedną z moich ulubionych, a za razem jednym z najbardziej wzruszających utworów na świecie. Poniższy artykuł był wywiadem dotyczącym powstania Small Bump. Uważnie śledziłam tekst linijka po linijce, aż dotarłam do zaskakujących słów piosenkarza:

"Powodem, dla którego w ogóle pomyślałem o napisaniu tej piosenki jest historia mojej przyjaciółki. Ona straciła dziecko już ponad pół roku temu, jednak wtedy wydawało mi się to niestosowne, żeby tworzyć taki utwór i udostępniać go całemu światu. Na jakiś czas zapomniałem o tym pomyśle, jednak dwa tygodnie temu ta myśl znowu do mnie powróciła."  

Zatrzymałam się na moment i spojrzałam na datę artykułu - czwarty listopada, czyli dwa tygodnie wstecz wskazywałyby dokładnie datę mojego wypadku. Oniemiałam, jednak wszystko to mogło być po prostu zbiegiem okoliczności. Byłam niezmiernie ciekawa, co jeszcze Ed mógł powiedzieć odnośnie jego piosenki, więc powróciłam do czytania.

"Nagle poczułem jakiś nacisk i napłynęła na mnie fala weny. Myślę, że to Bóg dał mi znać, że te słowa mogą być komuś potrzebne. Na pewno nie chodziło już o moją przyjaciółką, bo ona zdołała już się pozbierać po swojej stracie, miała duże wsparcie w mężu i reszcie rodziny. Nie wiem, czy powinienem to mówić, ale teraz znów jest w ciąży i z tego co słyszałem, wszystko przebiega na razie w jak najlepszym porządku. Mam nadzieję, że nie pogniewa się na mnie o to, co powiedziałem. Wiem jednak, że na świecie na pewno jest jakaś kobieta, której moje słowa mogły pomóc. Czułem, że ktoś tego właśnie potrzebował, więc porzuciłem wszystkie plany i czym prędzej pobiegłem do studia, by piosenka mogła ukazać się już niecały tydzień później."

Skończyłam czytać i wpatrywałam się przez pewien czas w podłogę. Po chwili usłyszałam głos Liama i obróciłam się w jego stronę, mając wciąż uchylone usta z wrażenia.

- Szczerze mówiąc, to było nawet do przewidzenia, ale i tak może zrobić niezłe wrażenie.
- Co?
- W tak idealnej porze i taki tekst piosenki to była po prostu wyczuwalna ręka boska - zaśmiał się, a ja wciąż nie mogłam opanować moich łez. - Chodź tutaj - wyszeptał i przyciągnął mnie na swoje kolana, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że sama nie byłam jeszcze w stanie sprawnie manewrować swoim ciałem.

Powoli wtuliłam się w szyję chłopaka w poszukiwaniu ciepła. Czując jego wsparcie i rozgrzane ciało nie przestałam płakać, jednak płacz w tej chwili wydawał się najlepszą opcją. Po raz kolejny moje łzy wydawały się być czymś oczyszczającym, czego bardzo potrzebowałam. Przytuliłam się trochę mocniej do klatki piersiowej przyjaciela i wzięłam głęboki oddech z zamiarem uspokojenia się.

- Wiesz, może powinnaś poszukać trochę w tę stronę... Jeśli zaufasz Bogu, to powinnaś znaleźć szczęście. On wie, co jest dla ciebie najlepsze.
- Wydaje mi się, że po części już znalazłam - zaprzeczyłam, jednak po chwili uświadomiłam sobie, że Liam mógł nie wiedzieć, co miałam na myśli. - Nawet nie wiesz, jak wdzięczna jestem losowi za to, że mam ciebie - uśmiechnęłam się.
- Hej, myślę, że nic nie dzieje się przypadkiem. Tak po prostu miało być. Ktoś w końcu musi to wszystko planować i wygląda na to, że po prostu musieliśmy się wreszcie spotkać.
Wpatrywałam się bez słowa w chłopaka, nie wiedząc, jak zareagować na to, co powiedział.
- Po prostu to przemyśl - dodał.

Na ten moment byłam zbyt rozemocjonowana, by myśleć o sprawach duchowych, dlatego postanowiłam odłożyć to na lepszy moment.
Po chwili ktoś zapukał do pokoju, a ja otarłam łzy i z niewielką pomocą Liama zsunęłam się z jego kolan na miejsce obok. Kiedy w końcu daliśmy znak, osobie znajdującej się za drzwiami, do środka powoli weszła mama chłopaka.

- Witaj Jessico - przywitała się.
- Dzień dobry, pani Payne.
- Chciałabym chwilkę z Tobą porozmawiać, mogę? - przytaknęłam, a ona skinęła na swojego syna, by zostawił nas same.

Liam uścisnął mocno moją rękę, a ja spojrzałam na niego przerażonymi oczami. Chłopak wyszeptał mi jeszcze, żebym się nie martwiła i tak będzie lepiej, po czym opuścił pokój.

- Jak pewnie się domyślasz, skoro jestem mamą Liama, to trochę się o ciebie dopytywałam - przerwała na chwilę, by zobaczyć moją reakcję. Ja jednak starałam się cierpliwie czekać, aż skończy. - Słyszałam trochę o twoim dziecku, jednak nie musisz się martwić, bo całej twojej historii nie kazałam mu opowiadać. Wiesz, chciałam ci tylko powiedzieć, że niezależnie od tego, co stało się później, dobrze, że nie dopuściłaś do aborcji. Może dzięki temu twoje życie nie musiałoby się tak diametralnie zmieniać i pozorne wszystko byłoby tak jak wcześniej, jednak uwierz mi na pewno nie czułabyś się po tym lepiej niż teraz - wzięła głęboki wdech.
- Proszę mi wierzyć, że nie rozważałam tej opcji na poważnie - Chciałaś jednak zabić Was oboje - od razu szepnęło mi moje sumienie. Skupiłam się, więc na odepchnięciu od siebie tej myśli, wmawiając sobie, że na szczęście wtedy tego nie zrobiłam.
- Dobrze, dziecko, ale i tak chciałabym ci coś opowiedzieć - zamknęła na chwilę oczy, tak jakby próbowała zebrać się na odwagę. - Kiedy miałam dwadzieścia dwa lata, właśnie zaczynałam moją nową pracę. W końcu zatrudniono mnie na stanowisku, o jakim zawsze marzyłam. Zostałam asystentką znanej projektantki mody - Marit Allen - pewnie kojarzysz - uśmiechnęła się, a ja nie mogłam wyjść ze zdumienia. - Miałam już wtedy męża, ale oboje nie byliśmy jeszcze gotowi na dziecko. Jednak wyszło na to, że niedługo po tym okazało się, że jestem w ciąży. Gdy tylko się o tym dowiedziałam, byłam bardzo zdeterminowana, by nie stracić pracy, a dziecko to przecież masa nowych obowiązków. O zaistniałej sytuacji nawet nie wspomniałam mężowi. Nie chciałam go tym obarczać, obawiałam się, że jeśli już by się o tym dowiedział, mimo wszystko pragnąłby zatrzymać dziecko, chociaż byłby to problem. Chciałam, żeby wszystko było łatwiejsze dla nas obojga i postanowiłam postawić go przed faktem dokonanym. Graham często musiał wyjeżdżać na weekendy w sprawach zawodowych i akurat tak się złożyło, że był w podróży, gdy ja udałam się na operację. Zabieg miałam w sobotę, a Graham wracać miał dopiero w niedzielę rano. Wychodząc z domu, zostawiłam mu jedynie notatkę, że jestem w szpitalu, ale nie musi się o to martwić. Dodałam również, że jeśli tylko będzie chciał, może przyjechać do mnie jak wróci. W szpitalu wszystko strasznie się przeciągało, bo trafiło tam akurat kilka osób w bardzo ciężkim stanie. Z tego powodu musiałam poczekać trochę dłużej i z każdą chwilą coraz bardziej się denerwowałam i zaczynałam mieć coraz większe wątpliwości. Przyjechałam tam jednak z mocnym postanowieniem pozbycia się tego, kto przeszkadzał mi na mojej drodze do kariery i do końca twardo trzymałam się moich planów. Ostatecznie, operacja odbyła się w niedzielę rano. Mój mąż przybył niecałą godzinę później, gdy zaczynało do mnie docierać, jak wielki błąd popełniłam, ale było już za późno, by cokolwiek zmienić. To był pierwszy raz, kiedy widziałam mojego męża w tak okropnym stanie, naprawdę ten widok jeszcze bardziej łamał mi serce. Oboje cierpieliśmy niemiłosiernie, a w dodatku przez pewien czas znosiliśmy wszystko osobno, bo Graham był na mnie zły, z resztą nie mogło być inaczej. Całkowicie rozumiałam przyczyny jego złości i sama siebie nienawidziłam z tych samych powodów. Po kilku dniach poszłam do pracy, jednak nie byłam w stanie wykonywać dobrze swoich zadań. Myślałam, że w końcu pozbieram się do kupy i wszystko będzie w porządku, ale to tak nie działa. W końcu szefowa powiedziała mi, żebym wzięła sobie wolne, wręcz zmusiła mnie do tego. Obiecała mi jednak, że jeśli chciałabym znowu wrócić do pracy, mogę się odezwać, a może uda się coś załatwić. Skończyło się tak, że przez ponad rok i tak w ogóle nie pracowałam, bo byłam w tak złym stanie psychicznym. Do dziś nie mogę przestać myśleć o tym, że mogłam mieć jeszcze jednego synka lub córeczkę, że całkiem świadomie pozbawiłam moje dziecko szansy na poznanie tego świata. Ogromnie cieszę się, że mam Liama i Olivię, jednak cały czas mam pełną świadomość, że mogli mieć jeszcze starsze rodzeństwo. Tak naprawdę, gdybym nie zdecydowała się wtedy na aborcje, również straciłabym rok pracy, ale po to, by opiekować się dzieckiem i na pewno byłoby przy tym wiele radości. W sumie i tak to było nieuniknione i wiadomo było, że prędzej czy później musiałam zajść w ciążę i należało się tym cieszyć, a nie rozpaczać. Wtedy jednak nie myślałam w taki sposób. Jak sama słyszałaś, nic na tym nie zyskałam, tylko straciłam, a w mojej psychice pozostanie tego trwały ślad już na zawsze - pani Payne otarła spływające po jej policzkach łzy. Po chwili zorientowałam się, że ja również płaczę.

Nigdy nie spodziewałabym się, że ta przemiła, kochająca kobieta kryje za sobą taką historię. Zupełnie nie chciało mi się w to wierzyć, ale wystarczyło na nią spojrzeć, by zrozumieć, że to wszystko było prawdą.

- Opowiedziałam ci to wszystko po to, byś wiedziała, że jestem z ciebie dumna, że nie popełniłaś takiego błędu jak ja. Wiesz, ten wypadek nie był nawet w części z twojej winy, pamiętaj o tym. W końcu jechałaś do rodziców, w dobrej sprawie, prawda?
- Yhm, chyba tak - powiedziałam niepewnie. Zastanowiłam się chwilę, a gdy cisza robiła się już zbyt długa, odezwałam się:
- Dziękuję, dzięki pani poczułam się trochę mniej źle, jeśli można tak powiedzieć - uśmiechnęłam się.

Kobieta otwarła swoje ręce i zasugerowała mi, że mogę się do niej przytulić. Trzymałyśmy się w ramionach przez całkiem spory czas, aż w końcu odsunęłam się, bo zaczęłam się czuć trochę niezręcznie, w końcu to była dopiero moja pierwsza prawdziwa rozmowa z panią Payne.

- Coś mi się wydaje, że wasza rodzina lubi wywoływać u innych łzy, ale wbrew pozorom całkiem dobrze się z tym czuję - spróbowałam zażartować, by rozluźnić nieco atmosferę.
__________________
Ech ale zrobiłam przerwę :/ Przepraszam :c
Ale na szczęście w końcu jest rozdział ;)
Hmm... Prawdopodobnie ten rozdział może być dla niektórych trochę kontrowersyjny, ale napisałam tak, jak czuję...

Dobranoc, szalejcie dalej i korzystajcie z wakacji kochani! ♥ 

sobota, 13 czerwca 2015

Ogłoszenie

Dzisiaj niestety nie będzie rozdziału :c
To ostatni weekend przed klasyfikacją i jest kompletne urwanie głowy. Muszę jeszcze poharować do środy, a później już powinno być w porządku, więc postaram się, żeby rozdział pojawił się w czwartek, bo później już wyjeżdżam.

Mimo wsystko, życzę udanego weekendu <3

sobota, 6 czerwca 2015

Rozdział 11

    Pierwsze dwa dni od informacji o śmierci dziecka były totalną męką. Na początku mój stan znacznie się pogorszył. Nie martwiło mnie to szczególnie, bo nie miałam już najmniejszej ochoty żyć na tym świecie. To nie tak, że chciałam popełnić samobójstwo - nie, myślę, że nie zdobyłabym się teraz na coś takiego, jednak śmierć w wyniku odniesionych urazów uwolniłaby mnie od ciągłego cierpienia. Może brzmiało to trochę samolubnie, bo przecież tak wielu ludzi na świecie cierpi i może nawet niektórzy bardziej niż ja, jednak się nie poddają. Ja niestety nie byłam taka silna. Nie mogłam znieść kolejnej rany zadanej niezabliźnionej jeszcze duszy. To, co się zdarzyło, przygwoździło mnie do ziemi jeszcze mocniej i nie byłam w stanie się podnieść. Potrzebowałam czyjejś silnej ręki, jednak wydawało się, że nikt nie jest w stanie pomóc mi w tak wielkim stopniu, jakiego potrzebowałam. Oczywiście miałam wokół siebie kilka osób, na których mogłam polegać, którym na mnie zależało. Wszystkie ich starania były tylko jak lekko smagający wiatr dla mojej duszy, podnoszący czasem kącik ust delikatnie w górę, by po chwili znów zacisnęły się w prostą kreskę.

    W ciągu kilku następnych dni mój stan powoli ulegał poprawie. Już od ponad doby Liam cieszył się pozwoleniem na odwiedzanie mnie w sali szpitalnej. Siódmego dnia od wybudzenia pozwolono mi wyjść na zewnątrz. Cóż, właściwie to pielęgniarka bardzo nalegała, bym skorzystała z tej oferty i to ona załatwiła mi zgodę od lekarza. Mi wcale nie zależało nawet na zmianie otoczenia, bo jakie to miało znaczenie, gdy wszystko straciło w moich oczach swoje kolory? Nie potrafiłam się już cieszyć z niczego. Owszem, uważałam niektóre gesty, zdarzenia za bardzo miłe, jednak nie potrafiłam czerpać z tego radości. Nie było niczego takiego, co pozostawiłoby po sobie ślad i położyło chociaż niewielką cegiełkę do odbudowania szczęścia. Może za bardzo użalałam się nad sobą, ale większość swoich uwag zatrzymywałam w moich myślach. Chciałam, naprawdę chciałam coś zmienić, dostrzec jakiekolwiek piękno i przestać żyć z taką obojętnością, jednak nie potrafiłam.

- Gotowa do wyjścia? - spytał, siedzący już chwilę przy moim łóżku, Liam.
- Jeśli muszę? - jęknęłam cicho. - Bardziej gotowa chyba być nie mogę.
- Och, zobaczysz, nie będzie tak źle.

Chłopak podszedł do rogu pokoju, w którym znajdował się przygotowany już wózek inwalidzki. Podprowadził go pod moje łóżko i pochylił się, by mnie podnieść.

- Mów od razu, jeśli będzie bolało. Będę uważał, ale nie obiecuję, że nic nie poczujesz.

Wsunął swoje ręce pod moje barki i uda. Uniósł mnie lekko w górę, po czym obrócił się ostrożnie i posadził mnie na wózku. Poczułam jedynie lekkie ukłucie w ramieniu, ale byłam już wystarczająco przyzwyczajona, żeby się tym przejmować. Wyprowadził mnie z małej sali na wyjątkowo zatłoczony korytarz. Pokonaliśmy około dziesięć metrów, kiedy doskoczył do nas zdezorientowany ojciec.

- Jak się czujesz, Jess?

Gdy tylko usłyszałam jego chwiejny głos, moje tętno znacznie wzrosło. Znowu panikowałam, ale nie mogłam nic na to poradzić. Przeszłość bardzo mocno odcisnęła się w mojej psychice i ciężko było mi kontrolować moje odruchowe reakcje.

- Odejdź.
- Dziecko, proszę.
- Powiedziałam odejdź! Zostaw mnie w spokoju, rozumiesz?!

Mężczyzna nie ustępował, a na moim karku zaczęły zbierać się kropelki potu, spowodowane zdenerwowaniem.

- I nie nazywaj mnie swoim dzieckiem - posłałam ojcu ostatnie, zimne spojrzenie. -  Liam, odwieź mnie z powrotem.
- Jess..
- Proszę cię, nie zniosę tego dłużej - wydukałam, niemal płacząc.

Chłopak na szczęście nie próbował więcej oponować i zgodnie z moją wolą, zawrócił. Znacznie przyspieszył kroku i zamiast skręcić w stronę mojego pokoju, popchał mnie niemal do samego końca korytarza i zatrzymał dopiero przy windzie. Gdy tylko weszliśmy do środka, nerwowo wcisnął guzik z docelowym piętrem i wyszeptał tylko, żebym się nie martwiła, bo ojciec nie pójdzie za nami na podwórko. Już po chwili mogliśmy oddychać świeżym powietrzem. Tak, jak przypuszczałam, poza delikatnymi powiewami wiatru, nie odczułam żadnej zmiany. Osuszone liście drzew opadały miarowo na ziemię, a rytm, który wybijały, podtrzymywał mnie w stopniowym pogrążaniu się w cierpieniu.
     Dotarliśmy do umieszczonej w zaciszu ławki, na której usiadł Liam, dostawiając obok mój wózek.

- Chyba nieźle go zraniłaś - Liam zaczął mówić, poruszając najmniej oczekiwany przeze mnie temat. Przyzwyczaiłam się, że przez ostatnie dni wszyscy byli w stosunku do mnie niesamowicie delikatni i ostrożni, starając się nie dodawać mi przykrości.
- Ojca? Wiem.
- Posłuchaj, Jess, wiem, że doznałaś wiele krzywdy ze strony tego człowieka i pewnie masz wielką chęć odegrania się mu w jakiś sposób, ale to nie pomoże. Będziesz jeszcze bardziej zawracać sobie głowę wszystkimi planami wobec niego, poza tym to nie jest twoja natura. Jeśli będziesz działać wbrew sobie, to Cię wymęczy. To nie da Ci nawet cienia szczęścia, więc chyba nie warto.
- Nie potrafię inaczej.
- Wiem, że trudno będzie przyhamować...
- Nie rozumiesz - pokręciłam głową. - To nie tak, że robię mu na złość, chociaż uważam, że powinien dostać jakąś nauczkę... Ja po prostu panicznie się go boję.
- Przecież w miejscu publicznym nie ma szans, żeby zrobił ci krzywdę, z resztą i tak myślę, że po tym wypadku nie byłby w stanie tego zrobić.
- Nie wiem czemu tak jest. Gdy go zobaczyłam, momentalnie straciłam panowanie nad sobą, ta chwila była dla mnie naprawdę przerażająca. Sama dziwię się, że tak reaguję, bo przecież dawniej nigdy nie panikowałam aż tak bardzo.
- Okej, nie przejmuj się, może niedługo już będzie coraz lepiej.
- I tak nie zamierzam poprawić relacji z nim w najbliższym czasie.
- Jess...
- Liam, jeśli mam mu wybaczyć, muszę być pewna, że on rzeczywiście się zmienił. Jeśli dałabym mu szansę, którą by zmarnował, nie przeżyłabym tego, choćbym nie wiem jak bardzo chciała, rozumiesz? O wiele lepiej byłoby, jakbym zginęła w tym wypadku razem z moim dzieckiem. Nawet nie wiesz jakie to ciężkie - zachlipałam i pociągnęłam nosem. - Każdego dnia biję się z myślą, by się już nie obudzić, a gdy wydaje się, że może rzeczywiście się uda, jakaś siła pcha mnie do życia i przez resztę czasu, walczę, by nie rozsypać się do końca. Nawet nie wiem, dlaczego to robię. Może ze względu na niedawno odnowioną relację z Macy, ale pewnie głównie dlatego, że odkąd cię poznałam, robisz wszystko, by utrzymać mnie przy życiu. Dodatkowo sprawiasz nawet, że są chwile, w których potrafię się z tego cieszyć i to chyba po prostu byłoby nie w porządku wobec ciebie.

Spojrzałam na chłopaka, który wpatrywał się przez chwilę w jakiś obiekt po jego prawej stronie. Przełknął głośno ślinę, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że dla niego ta cała sytuacja też nie była łatwa.

- Jessy, skoro mówisz, że jest coś, co przytrzymuje cię na tym świecie, co daje ci choć troszkę siły, to znaczy, że widocznie masz coś jeszcze do zrobienia tutaj, plan dla ciebie sięga o wiele dalej i potrzebujesz jeszcze trochę czasu, żeby go zrealizować. Tylko nie rozum tego w taki sposób, że musisz coś zrobić, bo jesteś komuś coś winna...
- Przepraszam.
- Za co?
- Za całe zamieszanie, które wniosłam do twojego życia. Już dawno powinnam pozwolić ci odejść. Nie przejmuj się mną, Liam. Jakoś dam sobie radę.
- Nie żartuj. Najgorsze co możesz teraz zrobić, to kazać mi odejść, Jess.

Brunet uniósł rękę na wysokość mojej twarzy i otarł łzy, spływające po moim policzku. Następnie przesunął dłoń pod mój podbródek i wpatrując mi się w oczy, znowu zaczął mówić:

- Za bardzo się do ciebie przywiązałem, żeby móc cię ot tak zostawić, uwierz mi, Jess, martwiłbym się o ciebie do końca życia - cofnął swoją rękę, by opadła luźno wzdłuż jego ciała. - Jeśli kiedyś zażądasz ode mnie, żebym cię zostawił, zrobię to tylko, kiedy będę wiedział, że cię zraniłem. Ale w tej chwil nie byłbym w stanie tego zrobić. Może to nie jest zbyt normalne, ale po prostu czuję wielkie pragnienie pomocy tobie - wyznał, a ja nie mogłam powstrzymać wkradającego się na moje usta, delikatnego uśmiechu. - Jak nie dołożę do tego wszelkich starań, to sobie nie wybaczę. Więc, może w to nie uwierzysz, ale rozmowy z tobą, nawet, gdy kompletnie nie masz humoru, w zestawieniu z bezczynnym patrzeniem na to wszystko, są całkiem przyjemne - zachichotałam, co wywołało uśmiech również na twarzy Liama. - Oczywiście nie zrozum tego tak, że cieszę się z twoich nieszczęść, chodzi o to, że.. - zawahał się.
- Jasne, rozumiem.
- Przepraszam, nie jestem zbyt dobry w takich rozmowach - uśmiechnął się z ledwo zauważalnym zawstydzeniem.
- Jesteś świetny, Liam! Nie mogłabym wymarzyć sobie lepszego przyjaciela.
- Najważniejsze, że w końcu się uśmiechasz.
Teraz już nie hamowałam uśmiechu i szczerzyłam się niemal od ucha do ucha. Jedyne, nad czym zastanawiałam się przez tę chwilę, było to, jak to się działo, że ten chłopak potrafił rozweselić mnie nawet w takie dni, które nie pozostawiają żadnej nadziei.
- Od razu lepiej - rozpromienił się brunet i cmoknął mnie w czubek głowy.

Od razu usiadł z powrotem na ławce i zaczął przegrzebywać swoje kieszenie. Po chwili wyciągnął z nich komórkę wraz z słuchawkami i wyciągnął rękę, by podać mi urządzenie.

- Chciałem, żebyś to usłyszała, ale nie wiem czy to odpowiedni moment.
- Jeśli nie jest zbyt huczne, to może być - spojrzałam na chłopaka, którego mina zdecydowanie odrzucała moje obawy.
- Po prostu wciśnij start - wskazał, kiedy już nałożyłam słuchawki.

Spojrzałam na wyświetlacz telefonu i dotknęłam klawisza,  uruchamiającego muzykę. Przed zablokowaniem ekranu, zdążyłam jeszcze przeczytać tytuł.
'Small bump' - Ed Sheeran.
Na początku usłyszałam ciche postukiwania w jakiś instrument, które od razy skojarzyły mi się z biciem serca, chociaż nie były aż tak rytmiczne. Po chwili rozbrzmiały pierwsze dźwięki gitary, które wypełniły mnie spokojem. Następnie usłyszałam delikatny, męski głos, a wszystko razem tworzyło idealną harmonię. Śpiewał o dziecku, które miało się niebawem narodzić. Słowa dokładnie opisywały wyobrażenia rodziców dotyczących wyglądu, delikatności i wielkiego uroku oczekiwanego malucha. Mimo, że przywołało to u mnie ogrom wspomnień, jakimś sposobem spowodowało, że uśmiechałam się do siebie przez łzy. Wszystko było przepiękne, dopóki nie dotarły do mnie ostatnie dwa zdania piosenki. Brzmiały dokładnie tak, jakby były napisane specjalnie dla mnie, bo na końcu dziecko zostało wyrwane z życia, a rodzice zastanawiali się, czy było potrzebne w niebie, a jeśli tak, to dlaczego. Gdy tylko to usłyszałam, wyrwałam słuchawki z uszu i podałam je Liamowi. Ta muzyka kompletnie mnie rozbroiła i wybuchnęłam niepohamowanym płaczem. Mimo wszystko, poczułam, że to były takie łzy, których potrzebowałam. Wreszcie poczułam, że uchyliła się dla mnie bramka, wyprowadzająca z mojego wewnętrznego cierpienia. Zrozumiałam, że gdziekolwiek było teraz moje dziecko, było mu dobrze, bo było tak niewinne, że nie mogło być inaczej. Szkoda, że nie zazna życia na ziemi, jednak przynajmniej nie musiałam się martwić o jego los. Wciąż pozostawało to pytanie, dlaczego tak się stało, jednak na to chyba nie mogłam uzyskać odpowiedzi. Kiedy w końcu troszkę się uspokoiłam i zaczęłam ocierać lewą ręką łzy, Liam wyszeptał:

- Ta piosenka wyszła dopiero wczoraj, to musi być jakiś znak.
Pokiwałam głową.
- Jest naprawdę piękna, dziękuję - uśmiechnęłam się, a chłopak złapał mnie za rękę. - Mógłbyś mi ją przesłać później na telefon?
- Oczywiście - spojrzał na mnie rozpromieniony. - Wracamy do środka?
- Możemy zostać jeszcze trochę? - zapytałam, zaskakując samą siebie.
- Co tylko zechcesz - wyszeptał niemal niesłyszalnie, wyraźnie natomiast pokiwał głową i przyciągnął mój wózek trochę bliżej siebie.
______________________________
Zaczynamy drugą dziesiątkę! Pobiłam mój poprzedni rekord ilości rozdziałów xd 
Przepraszam, że tydzień temu nie było rozdziału, miałam sporo bieganiny w weekend, a w szkole też teraz się dzieje przed końcem roku, ech :/

Podziękowania dla Ann, która dodała się do obserwatorów mojego bloga, dzięki to miłe <3