Pierwsze dwa dni od informacji o śmierci dziecka były totalną męką. Na początku mój stan znacznie się pogorszył. Nie martwiło mnie to szczególnie, bo nie miałam już najmniejszej ochoty żyć na tym świecie. To nie tak, że chciałam popełnić samobójstwo - nie, myślę, że nie zdobyłabym się teraz na coś takiego, jednak śmierć w wyniku odniesionych urazów uwolniłaby mnie od ciągłego cierpienia. Może brzmiało to trochę samolubnie, bo przecież tak wielu ludzi na świecie cierpi i może nawet niektórzy bardziej niż ja, jednak się nie poddają. Ja niestety nie byłam taka silna. Nie mogłam znieść kolejnej rany zadanej niezabliźnionej jeszcze duszy. To, co się zdarzyło, przygwoździło mnie do ziemi jeszcze mocniej i nie byłam w stanie się podnieść. Potrzebowałam czyjejś silnej ręki, jednak wydawało się, że nikt nie jest w stanie pomóc mi w tak wielkim stopniu, jakiego potrzebowałam. Oczywiście miałam wokół siebie kilka osób, na których mogłam polegać, którym na mnie zależało. Wszystkie ich starania były tylko jak lekko smagający wiatr dla mojej duszy, podnoszący czasem kącik ust delikatnie w górę, by po chwili znów zacisnęły się w prostą kreskę.
W ciągu kilku następnych dni mój stan powoli ulegał poprawie. Już od ponad doby Liam cieszył się pozwoleniem na odwiedzanie mnie w sali szpitalnej. Siódmego dnia od wybudzenia pozwolono mi wyjść na zewnątrz. Cóż, właściwie to pielęgniarka bardzo nalegała, bym skorzystała z tej oferty i to ona załatwiła mi zgodę od lekarza. Mi wcale nie zależało nawet na zmianie otoczenia, bo jakie to miało znaczenie, gdy wszystko straciło w moich oczach swoje kolory? Nie potrafiłam się już cieszyć z niczego. Owszem, uważałam niektóre gesty, zdarzenia za bardzo miłe, jednak nie potrafiłam czerpać z tego radości. Nie było niczego takiego, co pozostawiłoby po sobie ślad i położyło chociaż niewielką cegiełkę do odbudowania szczęścia. Może za bardzo użalałam się nad sobą, ale większość swoich uwag zatrzymywałam w moich myślach. Chciałam, naprawdę chciałam coś zmienić, dostrzec jakiekolwiek piękno i przestać żyć z taką obojętnością, jednak nie potrafiłam.
- Gotowa do wyjścia? - spytał, siedzący już chwilę przy moim łóżku, Liam.
- Jeśli muszę? - jęknęłam cicho. - Bardziej gotowa chyba być nie mogę.
- Och, zobaczysz, nie będzie tak źle.
Chłopak podszedł do rogu pokoju, w którym znajdował się przygotowany już wózek inwalidzki. Podprowadził go pod moje łóżko i pochylił się, by mnie podnieść.
- Mów od razu, jeśli będzie bolało. Będę uważał, ale nie obiecuję, że nic nie poczujesz.
Wsunął swoje ręce pod moje barki i uda. Uniósł mnie lekko w górę, po czym obrócił się ostrożnie i posadził mnie na wózku. Poczułam jedynie lekkie ukłucie w ramieniu, ale byłam już wystarczająco przyzwyczajona, żeby się tym przejmować. Wyprowadził mnie z małej sali na wyjątkowo zatłoczony korytarz. Pokonaliśmy około dziesięć metrów, kiedy doskoczył do nas zdezorientowany ojciec.
- Jak się czujesz, Jess?
Gdy tylko usłyszałam jego chwiejny głos, moje tętno znacznie wzrosło. Znowu panikowałam, ale nie mogłam nic na to poradzić. Przeszłość bardzo mocno odcisnęła się w mojej psychice i ciężko było mi kontrolować moje odruchowe reakcje.
- Odejdź.
- Dziecko, proszę.
- Powiedziałam odejdź! Zostaw mnie w spokoju, rozumiesz?!
Mężczyzna nie ustępował, a na moim karku zaczęły zbierać się kropelki potu, spowodowane zdenerwowaniem.
- I nie nazywaj mnie swoim dzieckiem - posłałam ojcu ostatnie, zimne spojrzenie. - Liam, odwieź mnie z powrotem.
- Jess..
- Proszę cię, nie zniosę tego dłużej - wydukałam, niemal płacząc.
Chłopak na szczęście nie próbował więcej oponować i zgodnie z moją wolą, zawrócił. Znacznie przyspieszył kroku i zamiast skręcić w stronę mojego pokoju, popchał mnie niemal do samego końca korytarza i zatrzymał dopiero przy windzie. Gdy tylko weszliśmy do środka, nerwowo wcisnął guzik z docelowym piętrem i wyszeptał tylko, żebym się nie martwiła, bo ojciec nie pójdzie za nami na podwórko. Już po chwili mogliśmy oddychać świeżym powietrzem. Tak, jak przypuszczałam, poza delikatnymi powiewami wiatru, nie odczułam żadnej zmiany. Osuszone liście drzew opadały miarowo na ziemię, a rytm, który wybijały, podtrzymywał mnie w stopniowym pogrążaniu się w cierpieniu.
Dotarliśmy do umieszczonej w zaciszu ławki, na której usiadł Liam, dostawiając obok mój wózek.
- Chyba nieźle go zraniłaś - Liam zaczął mówić, poruszając najmniej oczekiwany przeze mnie temat. Przyzwyczaiłam się, że przez ostatnie dni wszyscy byli w stosunku do mnie niesamowicie delikatni i ostrożni, starając się nie dodawać mi przykrości.
- Ojca? Wiem.
- Posłuchaj, Jess, wiem, że doznałaś wiele krzywdy ze strony tego człowieka i pewnie masz wielką chęć odegrania się mu w jakiś sposób, ale to nie pomoże. Będziesz jeszcze bardziej zawracać sobie głowę wszystkimi planami wobec niego, poza tym to nie jest twoja natura. Jeśli będziesz działać wbrew sobie, to Cię wymęczy. To nie da Ci nawet cienia szczęścia, więc chyba nie warto.
- Nie potrafię inaczej.
- Wiem, że trudno będzie przyhamować...
- Nie rozumiesz - pokręciłam głową. - To nie tak, że robię mu na złość, chociaż uważam, że powinien dostać jakąś nauczkę... Ja po prostu panicznie się go boję.
- Przecież w miejscu publicznym nie ma szans, żeby zrobił ci krzywdę, z resztą i tak myślę, że po tym wypadku nie byłby w stanie tego zrobić.
- Nie wiem czemu tak jest. Gdy go zobaczyłam, momentalnie straciłam panowanie nad sobą, ta chwila była dla mnie naprawdę przerażająca. Sama dziwię się, że tak reaguję, bo przecież dawniej nigdy nie panikowałam aż tak bardzo.
- Okej, nie przejmuj się, może niedługo już będzie coraz lepiej.
- I tak nie zamierzam poprawić relacji z nim w najbliższym czasie.
- Jess...
- Liam, jeśli mam mu wybaczyć, muszę być pewna, że on rzeczywiście się zmienił. Jeśli dałabym mu szansę, którą by zmarnował, nie przeżyłabym tego, choćbym nie wiem jak bardzo chciała, rozumiesz? O wiele lepiej byłoby, jakbym zginęła w tym wypadku razem z moim dzieckiem. Nawet nie wiesz jakie to ciężkie - zachlipałam i pociągnęłam nosem. - Każdego dnia biję się z myślą, by się już nie obudzić, a gdy wydaje się, że może rzeczywiście się uda, jakaś siła pcha mnie do życia i przez resztę czasu, walczę, by nie rozsypać się do końca. Nawet nie wiem, dlaczego to robię. Może ze względu na niedawno odnowioną relację z Macy, ale pewnie głównie dlatego, że odkąd cię poznałam, robisz wszystko, by utrzymać mnie przy życiu. Dodatkowo sprawiasz nawet, że są chwile, w których potrafię się z tego cieszyć i to chyba po prostu byłoby nie w porządku wobec ciebie.
Spojrzałam na chłopaka, który wpatrywał się przez chwilę w jakiś obiekt po jego prawej stronie. Przełknął głośno ślinę, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że dla niego ta cała sytuacja też nie była łatwa.
- Jessy, skoro mówisz, że jest coś, co przytrzymuje cię na tym świecie, co daje ci choć troszkę siły, to znaczy, że widocznie masz coś jeszcze do zrobienia tutaj, plan dla ciebie sięga o wiele dalej i potrzebujesz jeszcze trochę czasu, żeby go zrealizować. Tylko nie rozum tego w taki sposób, że musisz coś zrobić, bo jesteś komuś coś winna...
- Przepraszam.
- Za co?
- Za całe zamieszanie, które wniosłam do twojego życia. Już dawno powinnam pozwolić ci odejść. Nie przejmuj się mną, Liam. Jakoś dam sobie radę.
- Nie żartuj. Najgorsze co możesz teraz zrobić, to kazać mi odejść, Jess.
Brunet uniósł rękę na wysokość mojej twarzy i otarł łzy, spływające po moim policzku. Następnie przesunął dłoń pod mój podbródek i wpatrując mi się w oczy, znowu zaczął mówić:
- Za bardzo się do ciebie przywiązałem, żeby móc cię ot tak zostawić, uwierz mi, Jess, martwiłbym się o ciebie do końca życia - cofnął swoją rękę, by opadła luźno wzdłuż jego ciała. - Jeśli kiedyś zażądasz ode mnie, żebym cię zostawił, zrobię to tylko, kiedy będę wiedział, że cię zraniłem. Ale w tej chwil nie byłbym w stanie tego zrobić. Może to nie jest zbyt normalne, ale po prostu czuję wielkie pragnienie pomocy tobie - wyznał, a ja nie mogłam powstrzymać wkradającego się na moje usta, delikatnego uśmiechu. - Jak nie dołożę do tego wszelkich starań, to sobie nie wybaczę. Więc, może w to nie uwierzysz, ale rozmowy z tobą, nawet, gdy kompletnie nie masz humoru, w zestawieniu z bezczynnym patrzeniem na to wszystko, są całkiem przyjemne - zachichotałam, co wywołało uśmiech również na twarzy Liama. - Oczywiście nie zrozum tego tak, że cieszę się z twoich nieszczęść, chodzi o to, że.. - zawahał się.
- Jasne, rozumiem.
- Przepraszam, nie jestem zbyt dobry w takich rozmowach - uśmiechnął się z ledwo zauważalnym zawstydzeniem.
- Jesteś świetny, Liam! Nie mogłabym wymarzyć sobie lepszego przyjaciela.
- Najważniejsze, że w końcu się uśmiechasz.
Teraz już nie hamowałam uśmiechu i szczerzyłam się niemal od ucha do ucha. Jedyne, nad czym zastanawiałam się przez tę chwilę, było to, jak to się działo, że ten chłopak potrafił rozweselić mnie nawet w takie dni, które nie pozostawiają żadnej nadziei.
- Od razu lepiej - rozpromienił się brunet i cmoknął mnie w czubek głowy.
Od razu usiadł z powrotem na ławce i zaczął przegrzebywać swoje kieszenie. Po chwili wyciągnął z nich komórkę wraz z słuchawkami i wyciągnął rękę, by podać mi urządzenie.
- Chciałem, żebyś to usłyszała, ale nie wiem czy to odpowiedni moment.
- Jeśli nie jest zbyt huczne, to może być - spojrzałam na chłopaka, którego mina zdecydowanie odrzucała moje obawy.
- Po prostu wciśnij start - wskazał, kiedy już nałożyłam słuchawki.
Spojrzałam na wyświetlacz telefonu i dotknęłam klawisza, uruchamiającego muzykę. Przed zablokowaniem ekranu, zdążyłam jeszcze przeczytać tytuł.
'Small bump' - Ed Sheeran.
Na początku usłyszałam ciche postukiwania w jakiś instrument, które od razy skojarzyły mi się z biciem serca, chociaż nie były aż tak rytmiczne. Po chwili rozbrzmiały pierwsze dźwięki gitary, które wypełniły mnie spokojem. Następnie usłyszałam delikatny, męski głos, a wszystko razem tworzyło idealną harmonię. Śpiewał o dziecku, które miało się niebawem narodzić. Słowa dokładnie opisywały wyobrażenia rodziców dotyczących wyglądu, delikatności i wielkiego uroku oczekiwanego malucha. Mimo, że przywołało to u mnie ogrom wspomnień, jakimś sposobem spowodowało, że uśmiechałam się do siebie przez łzy. Wszystko było przepiękne, dopóki nie dotarły do mnie ostatnie dwa zdania piosenki. Brzmiały dokładnie tak, jakby były napisane specjalnie dla mnie, bo na końcu dziecko zostało wyrwane z życia, a rodzice zastanawiali się, czy było potrzebne w niebie, a jeśli tak, to dlaczego. Gdy tylko to usłyszałam, wyrwałam słuchawki z uszu i podałam je Liamowi. Ta muzyka kompletnie mnie rozbroiła i wybuchnęłam niepohamowanym płaczem. Mimo wszystko, poczułam, że to były takie łzy, których potrzebowałam. Wreszcie poczułam, że uchyliła się dla mnie bramka, wyprowadzająca z mojego wewnętrznego cierpienia. Zrozumiałam, że gdziekolwiek było teraz moje dziecko, było mu dobrze, bo było tak niewinne, że nie mogło być inaczej. Szkoda, że nie zazna życia na ziemi, jednak przynajmniej nie musiałam się martwić o jego los. Wciąż pozostawało to pytanie, dlaczego tak się stało, jednak na to chyba nie mogłam uzyskać odpowiedzi. Kiedy w końcu troszkę się uspokoiłam i zaczęłam ocierać lewą ręką łzy, Liam wyszeptał:
- Ta piosenka wyszła dopiero wczoraj, to musi być jakiś znak.
Pokiwałam głową.
- Jest naprawdę piękna, dziękuję - uśmiechnęłam się, a chłopak złapał mnie za rękę. - Mógłbyś mi ją przesłać później na telefon?
- Oczywiście - spojrzał na mnie rozpromieniony. - Wracamy do środka?
- Możemy zostać jeszcze trochę? - zapytałam, zaskakując samą siebie.
- Co tylko zechcesz - wyszeptał niemal niesłyszalnie, wyraźnie natomiast pokiwał głową i przyciągnął mój wózek trochę bliżej siebie.
______________________________
Zaczynamy drugą dziesiątkę! Pobiłam mój poprzedni rekord ilości rozdziałów xd
Przepraszam, że tydzień temu nie było rozdziału, miałam sporo bieganiny w weekend, a w szkole też teraz się dzieje przed końcem roku, ech :/
Podziękowania dla Ann, która dodała się do obserwatorów mojego bloga, dzięki to miłe <3
Podziękowania dla Ann, która dodała się do obserwatorów mojego bloga, dzięki to miłe <3
O jejuniu! Rozdział taki smutny, ale przeuroczy.;-; To porównanie sytuacji Jess do piosenki Edda....piękne ( i mnie rozbroiło;))
OdpowiedzUsuńCzy ktoś to widzi? Wreszcie jestem pierwsza!! - ze zniecierpliwieniem czekam na następny....<3
Hahaha wygralas życie z powodu pierwszego komentarza :3 gratki :)
UsuńA co do rozdzialu to jest fantastyczny, fenomenalny i ogólnie to piękny.. Trochę wzruszający, ale to dobrze że w blogu są spokojne elementy załamania. Cieszę się z kolejnej dzisiatki. I mam nadzieje że spokojnie dojedziemy do setki hahaha :) jeżeli tylko robisz to co kochasz to wszystko jest możliwe. Jesteś wielka. Kocham ten blog i już chce szybciuuuutko przeczytać naatepny. Tak więc weny weny i jeszcze raz weny kochana Ci życzę. :* <3<3<3<3
OdpowiedzUsuń