piątek, 24 lipca 2015

Rozdział 13

    Otarłam ostatnie łzy i powoli wyszłam z kościoła. W końcu zdecydowałam się pojednać z Bogiem, bo przecież nie miałam nic do stracenia. W efekcie okazało się to chyba najlepszą rzeczą, jaką mogłam zrobić. Oczywiści wywołało to u mnie ogromną falę płaczu, jednak po wszystkim czułam się naprawdę dobrze. Wreszcie poczułam, że kamień spadł mi z serca, a gdy wybaczyłam sama sobie, zyskałam prawdziwą wolność. Wydawało się, że w końcu mogłam spróbować cieszyć się życiem i zacząć dostrzegać całe piękno i dobro, które mnie otaczało. Mimo tak przyjemnej zmiany, głowa bolała mnie niemiłosiernie. Cóż, zdecydowanie zbyt dużo ostatnio płakałam. Potrzebowałam trochę odpoczynku, dlatego obiecałam sobie, że od tej chwili, postaram się powstrzymywać od łez, na tyle, na ile tylko mogę.

    Na zewnątrz zobaczyłam uśmiechniętego Liama z kubkiem kawy w dłoni. Gdy tylko do niego podeszłam, wzięłam kubek i postawiłam na murku za nim. Teraz już nie było żadnego ryzyka, że coś rozleję, dlatego wpadłam mu w ramiona i wtulałam się tak przez dość długi czas. Po chwili poczułam, jak jego silne ramiona mnie oplatają i przyciskają mocniej do siebie.

- Wszystko w porządku? - zapytał.
- Jak najbardziej - podniosłam głowę i uśmiechnęłam się do niego. - Po prostu potrzebowałam się mocno przytulić.
- Okej, w takim razie należy ci się kawa. Chyba nic nie jadłaś odkąd wyszłaś z pracy.
- Ach, racja. Bardzo dziękuję - powiedziałam, po czym momentalnie wypiłam połowę kawy.
- Widzę, że naprawdę jesteś głodna - chłopak ze śmiechem poczochrał moje włosy. - Mam propozycję. Co to na to, żebyśmy zrobili sobie jakąś dobrą kolację? Znam przepis na sałatkę, której na pewno się nie oprzesz.

    Po drodze do mieszkania Liama kupiliśmy kilka potrzebnych składników, po czym zajęliśmy się przyrządzaniem posiłku. Z jedzeniem wyszliśmy na niewielki taras po zachodniej stronie mieszkania, co tylko dodawało uroku naszej potrawie. Przepyszna sałatka ze smacznymi, zabawnymi kanapkami tworzyły wspaniały duet. Wszystko było całkiem zdrowe, a w dodatku wyśmienite. Spojrzałam na chłopaka, siedzącego naprzeciwko mnie i z uśmiechem ugryzłam kanapkę.

- Chyba częściej musimy robić wspólne posiłki - powiedziałam, gdy tylko skończyłam przeżuwać. - Wiesz, nie spodziewałam się tego, ale to chyba najlepsze jedzenie, jakie miałam w ustach przynajmniej od miesiąca.
- Mówiłem, że się nie będziesz mogła się temu oprzeć - mrugnął do mnie. - A ze wspólnymi posiłkami masz całkowitą rację. Chyba tworzymy najlepszy amatorski duet kucharski, jaki można sobie wymarzyć - zaśmiał się, a ja mu zawtórowałam. - Wiesz, naprawdę ładnie ci z uśmiechem na twarzy.

Nagła zmiana tematu nieco mnie zaskoczyła i z pewnością wywołała niemały rumieniec na twarzy.

- Dziękuję.
- Podoba mi się ta odmiana. Mam nadzieję widzieć cię taką jak najczęściej.
- Może powinniśmy zostawić coś dla Zayna? Pewnie będzie zawiedziony, jeśli nie będzie mógł tego spróbować - powiedziałam, by zmienić temat.
- Jeśli się nie dowie, jak pyszne to było, to nie będzie mu żal - wyszeptał chłopak, a ja skarciłam go spojrzeniem. - No dobrze. Zostawię mu trochę sałatki, ale jeszcze bym coś zjadł i nie mogę odmówić sobie twojej kanapki - zagarnął ostatnią kanapkę na swój talerz.
- Głodny chyba przestajesz być sobą, dlatego w obawie o własne bezpieczeństwo, może lepiej nie będę ci bronić jedzenia - zaśmiałam się.
-  Słuszny wybór, wasza wysokość.

 Liam zapchał sobie usta pożywieniem, a ja prychnęłam w odpowiedzi na użyty przez niego zwrot. Poczekałam chwilę, by pozwolić mu spokojnie skończyć, po czym wstałam i powoli zabrałam się za sprzątanie.

- Dziękuję, było naprawdę przepyszne.
- To również twoja zasługa - odparłam, uśmiechając się od ucha do ucha.

 Spojrzałam w oczy Liama, a on ciągle przyglądał mi się radośnie. Już miałam się odwrócić, gdy delikatnie złapał mnie za nadgarstek:
- Czekaj - poprosił, a ja uniosłam brwi w zdziwieniu. - Jesteś brudna.

 Uniosłam dłoń do twarzy, jednak on zrobił to samo i odsunął mój nadgarstek, sugerując, że mogę go spokojnie opuścić. Następnie potarł kciukiem mój lewy policzek, by usunąć brud, jednak zamiast odsunąć swoją dłoń, ujął delikatnie moją twarz i uniósł nieco w górę. Po chwili pokonał dzielącą nas odległość i pochylił się, muskając przypadkiem swoim nosem o mój. Ten dotyk od razu obudził moją świadomość. Zanim zdążył mnie pocałować, gwałtownie cofnęłam się o krok, przytrzymując dłoń na klatce piersiowej chłopaka, w ramach obrony.

 - Och, przepraszam - wyszeptał momentalnie.
 - Nie... Nie jestem jeszcze gotowa, przykro mi - w całości identyfikowałam się ze słowami, które powiedziałam. Patrząc w zawiedzione oczy Liama, tak dobrego przyjaciela było mi naprawdę niesamowicie przykro.
 - Po prostu źle zinterpretowałem twoje zachowanie. Jesteś dzisiaj tak radosna, więc pomyślałem, że może właśnie tego chcesz.
 - Nic się nie stało Liam, nie przejmuj się tym, okej? Mam nadzieję, że między nami w porządku?
 - Tak - odpowiedział cicho.

 Najwyraźniej jednak tak nie było, bo całą drogę do mojego mieszkania przejechaliśmy w krępującej ciszy. Właśnie skręcaliśmy w ostatnią ulicę, prowadzącą na kampus uniwersytetu, kiedy po przeciwnej stronie drogi dostrzegłam całującą się parę. Właściwie całusy były bardzo łagodnym określeniem tego, co robił Jasper razem z Molly. Po prostu idealnie się dobrali. Od razu zareagowałam pomrukiem niezadowolenia, a dzięki mojej zdziwionej minie, Liam również zwrócił na nich uwagę. Po chwili zatrzymaliśmy się, a Liam głośno westchnął.

 - Czyli to o to chodzi?
 - Nie rozumiem - byłam zupełnie zdezorientowana.
 - Nie wiem, jak mogłem być tak głupi, by nie zauważyć, że on ci się podoba.
 - Nie mam pojęcia o kim mówisz.
 - Naprawdę?! Jasper. Mylisz się, jeśli myślisz, że uwierzę ci, iż jest przeciwnie. Zawsze się tak jego trzymałaś, mimo moich próśb, byś uważała... A teraz jeszcze zareagowałaś w taki sposób.
 - Zareagowałam tak, bo uważałam go za przyjaciela, a Molly to najbardziej nielubiana przeze mnie osoba, więc miałam prawo się oburzyć. Kurczę, Liam, naprawdę myślisz, że przez ostatni czas byłam w stanie myśleć o jakimkolwiek chłopaku w inny sposób niż po koleżeńsku? Możesz mi nie wierzyć, ale naprawdę przez ostatnie miesiące byłam tak załamana, że nic nie dostrzegałam, kompletnie. Przez głowę ani razu nie przeszła mi myśl, że ktoś mi się podoba. Po prostu nie byłam w stanie zwracać na to uwagi. Kiedy mówiłam ci, że nie jestem na to jeszcze gotowa, mówiłam prawdę. Chcę zbudować z kimś kiedyś szczery, silny związek. Nie chce, żeby okazał się on jedynie oderwaniem od moich problemów. Nie chcę wykorzystywać kogoś do przyduszania tego wszystkiego na moment, bo to i tak wróci. Prawdziwa miłość nie wygląda w taki sposób. Chcę z kimś iść przez życie, a nie zapominać o życiu. Chcę, ale jeszcze nie teraz. Muszę najpierw opanować kilka spraw i gdy będę pewna, że jest już lepiej, może uda mi się postawić kolejny krok. Zrozum. Nie chcę cię zranić, Liam...

 Odpięłam pośpiesznie pas, by jak najszybciej opuścić samochód. Spojrzałam na przyjaciela, który zastygł w bezruchu. Otworzyłam drzwi i wysiadłam z auta, po czym jeszcze na moment pochyliłam się, by zerknąć do środka.

 - Naprawdę potrzebuję czasu. Wierzysz mi?

 Patrzyłam w nadziei na chłopaka, pragnąc usłyszeć od niego chociaż jedno słowo, ale odpowiedzi już nie uzyskałam. Trzasnęłam drzwiami i tak szybko, jak było to możliwe z nogą po kontuzji, udałam się do swojego mieszkania.
_____________________________
Oj myślałam, że będzie dłuższy :/
Ale mam nadzieję, że się podoba c;
Teraz przez dwa tygodnie na pewno nie będzie rozdziału, bo wyjeżdżam, a wifi nie będzie. Zobaczymy co będzie później.
Hah wyjeżdżam z samego rana i zamiast się pakować, wstawiam Wam rozdział ;p
Rozdział pisany na szybko, nie miałam czasu go poprawić, więc przepraszam, jeśli są błędy ;*
Pozdrawiam ♥

sobota, 18 lipca 2015

Rozdział 12

    Dziesięć dni później nadszedł czas powrotu do domu. Przez ostatni czas zostawałam raczej sama, jednak każdego popołudnia przychodziła do mnie mama. Macy odwiedziła mnie raz i wzięła ze sobą Amber, która jak zwykle była niesamowicie miła, mimo, że ja nie potrafiłam jej tego odwzajemnić. W zasadzie, odzywałam się tylko wtedy, gdy musiałam, chociaż już udało mi się wyeliminować chłód w głosie, który był zniechęcający dla wszystkich. Wyjątek od reguły stanowił Liam, z którym rozmawiałam chętnie i otwarcie, kiedy do mnie przyjeżdżał. Wydawało się to naturalne, skoro dzięki niemu zmieniłam troszkę swoje nastawienie do zaistniałej sytuacji i stan mojej psychiki w końcu przestał się pogarszać. Oczywiście chciałam zachowywać się normalnie w stosunku do innych, jednak nie było mnie na to stać. Nie miałam jeszcze wystarczająco dużo siły na to, by zrobić w tym kierunku coś więcej niż zaprzestanie złości, obojętności, a czasem również agresji w stosunku do całego otaczającego mnie świata.

    Powoli zaczęłam żegnać się z mamą, gdy Liam wrócił na górę, gotowy pomóc mi dotrzeć do samochodu. Podparł mnie z jednej strony i delikatnie objął w pasie, po czym pokuśtykaliśmy do windy. Przy ostatnim odcinku naszej trasy, jakim były schody, wziął mnie na ręce, oznajmiając, iż wystarczy mu tej zabawy z czołganiem się i chociaż ten kawałek chce przejść w normalnym tempie. Przez cały czas towarzyszyła nam mama, a gdy tylko znalazłam się w ramionach przyjaciela, posłała mi znaczący uśmiech. W końcu posadził mnie na wygodnym siedzeniu samochodowym i nie pozostało mi nic innego, jak uśmiechać się niewinnie do moich bliskich. Po raz ostatni pożegnałam się z mamą, obiecując, że niebawem się zobaczymy. Liam serdecznie uścisnął kobietę, po czym wsiadł z drugiej strony, gwałtownie zamykając drzwi.

- Jak się czujesz z myślą, że wracasz już do swojego mieszkania? - zapytał.
- Całkiem w porządku.
- W takim razie możemy ruszać?

Skinęłam głową, a gdy tylko usłyszałam dźwięk włączanego silnika, zaczęłam machać zdrową ręką i przesyłać mamie całusy.

- Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu, żebyśmy wpadli na chwilę jeszcze do mojego domu? Czegoś zapomniałem, a chciałem ci to pokazać - odezwał się chłopak.

Cichym jękiem wyraziłam swoje niezadowolenie, jednak po chwili uświadomiłam sobie, że w Leicester i tak nie miałabym nic specjalnego do roboty, więc każde wypełnienie czasu było mi właściwe na rękę.

- W porządku, możemy jechać - odpowiedziałam, a Liam wydawał się być bardzo usatysfakcjonowany. Wyglądało na to, że nie dopuszczał innej odpowiedzi i w taki czy inny sposób starałby się mnie do tego przekonać. - Czemu ci tak na tym zależy, co?
- Mam nadzieję, że się przekonasz i nie pożałujesz - odparł.
- Och, no dobrze, na szczęście nie mamy zbyt daleko.
  
  Weszliśmy do domu Liama i od razu powitała nas jego roześmiana siostra.
- Cześć Oli - przywitał się chłopak, a dziewczynka od razu wpadła w jego ramiona.

Gdy tylko oderwali się od siebie, wyszeptał jej coś do ucha, po czym przedstawił mi Olivię, a ona uśmiechnęła się grzecznie i również mnie przytuliła.

- Pamiętasz tę gazetkę, którą mi wczoraj pokazywałaś? Możesz mi ją za chwilę przynieść? - poprosił Liam, a jego siostra skinęła głową i pognała w podskokach do swojego pokoju.

Chłopak zaprowadził mnie do siebie i pomógł usiąść na łóżku. Zaraz po tym do pomieszczenia wparowała Olivia, wymachując niewielkim plikiem kartek. Podała je od razu swojemu bratu, a on zaczął je przeglądać w poszukiwaniu upragnionego artykułu. Wreszcie znalazł i wręczył mi gazetę, wskazując na tekst pod zdjęciem rudego wokalisty. Jak się okazało, był nim Ed Sheeran, którego piosenka stała się ostatnio jedną z moich ulubionych, a za razem jednym z najbardziej wzruszających utworów na świecie. Poniższy artykuł był wywiadem dotyczącym powstania Small Bump. Uważnie śledziłam tekst linijka po linijce, aż dotarłam do zaskakujących słów piosenkarza:

"Powodem, dla którego w ogóle pomyślałem o napisaniu tej piosenki jest historia mojej przyjaciółki. Ona straciła dziecko już ponad pół roku temu, jednak wtedy wydawało mi się to niestosowne, żeby tworzyć taki utwór i udostępniać go całemu światu. Na jakiś czas zapomniałem o tym pomyśle, jednak dwa tygodnie temu ta myśl znowu do mnie powróciła."  

Zatrzymałam się na moment i spojrzałam na datę artykułu - czwarty listopada, czyli dwa tygodnie wstecz wskazywałyby dokładnie datę mojego wypadku. Oniemiałam, jednak wszystko to mogło być po prostu zbiegiem okoliczności. Byłam niezmiernie ciekawa, co jeszcze Ed mógł powiedzieć odnośnie jego piosenki, więc powróciłam do czytania.

"Nagle poczułem jakiś nacisk i napłynęła na mnie fala weny. Myślę, że to Bóg dał mi znać, że te słowa mogą być komuś potrzebne. Na pewno nie chodziło już o moją przyjaciółką, bo ona zdołała już się pozbierać po swojej stracie, miała duże wsparcie w mężu i reszcie rodziny. Nie wiem, czy powinienem to mówić, ale teraz znów jest w ciąży i z tego co słyszałem, wszystko przebiega na razie w jak najlepszym porządku. Mam nadzieję, że nie pogniewa się na mnie o to, co powiedziałem. Wiem jednak, że na świecie na pewno jest jakaś kobieta, której moje słowa mogły pomóc. Czułem, że ktoś tego właśnie potrzebował, więc porzuciłem wszystkie plany i czym prędzej pobiegłem do studia, by piosenka mogła ukazać się już niecały tydzień później."

Skończyłam czytać i wpatrywałam się przez pewien czas w podłogę. Po chwili usłyszałam głos Liama i obróciłam się w jego stronę, mając wciąż uchylone usta z wrażenia.

- Szczerze mówiąc, to było nawet do przewidzenia, ale i tak może zrobić niezłe wrażenie.
- Co?
- W tak idealnej porze i taki tekst piosenki to była po prostu wyczuwalna ręka boska - zaśmiał się, a ja wciąż nie mogłam opanować moich łez. - Chodź tutaj - wyszeptał i przyciągnął mnie na swoje kolana, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że sama nie byłam jeszcze w stanie sprawnie manewrować swoim ciałem.

Powoli wtuliłam się w szyję chłopaka w poszukiwaniu ciepła. Czując jego wsparcie i rozgrzane ciało nie przestałam płakać, jednak płacz w tej chwili wydawał się najlepszą opcją. Po raz kolejny moje łzy wydawały się być czymś oczyszczającym, czego bardzo potrzebowałam. Przytuliłam się trochę mocniej do klatki piersiowej przyjaciela i wzięłam głęboki oddech z zamiarem uspokojenia się.

- Wiesz, może powinnaś poszukać trochę w tę stronę... Jeśli zaufasz Bogu, to powinnaś znaleźć szczęście. On wie, co jest dla ciebie najlepsze.
- Wydaje mi się, że po części już znalazłam - zaprzeczyłam, jednak po chwili uświadomiłam sobie, że Liam mógł nie wiedzieć, co miałam na myśli. - Nawet nie wiesz, jak wdzięczna jestem losowi za to, że mam ciebie - uśmiechnęłam się.
- Hej, myślę, że nic nie dzieje się przypadkiem. Tak po prostu miało być. Ktoś w końcu musi to wszystko planować i wygląda na to, że po prostu musieliśmy się wreszcie spotkać.
Wpatrywałam się bez słowa w chłopaka, nie wiedząc, jak zareagować na to, co powiedział.
- Po prostu to przemyśl - dodał.

Na ten moment byłam zbyt rozemocjonowana, by myśleć o sprawach duchowych, dlatego postanowiłam odłożyć to na lepszy moment.
Po chwili ktoś zapukał do pokoju, a ja otarłam łzy i z niewielką pomocą Liama zsunęłam się z jego kolan na miejsce obok. Kiedy w końcu daliśmy znak, osobie znajdującej się za drzwiami, do środka powoli weszła mama chłopaka.

- Witaj Jessico - przywitała się.
- Dzień dobry, pani Payne.
- Chciałabym chwilkę z Tobą porozmawiać, mogę? - przytaknęłam, a ona skinęła na swojego syna, by zostawił nas same.

Liam uścisnął mocno moją rękę, a ja spojrzałam na niego przerażonymi oczami. Chłopak wyszeptał mi jeszcze, żebym się nie martwiła i tak będzie lepiej, po czym opuścił pokój.

- Jak pewnie się domyślasz, skoro jestem mamą Liama, to trochę się o ciebie dopytywałam - przerwała na chwilę, by zobaczyć moją reakcję. Ja jednak starałam się cierpliwie czekać, aż skończy. - Słyszałam trochę o twoim dziecku, jednak nie musisz się martwić, bo całej twojej historii nie kazałam mu opowiadać. Wiesz, chciałam ci tylko powiedzieć, że niezależnie od tego, co stało się później, dobrze, że nie dopuściłaś do aborcji. Może dzięki temu twoje życie nie musiałoby się tak diametralnie zmieniać i pozorne wszystko byłoby tak jak wcześniej, jednak uwierz mi na pewno nie czułabyś się po tym lepiej niż teraz - wzięła głęboki wdech.
- Proszę mi wierzyć, że nie rozważałam tej opcji na poważnie - Chciałaś jednak zabić Was oboje - od razu szepnęło mi moje sumienie. Skupiłam się, więc na odepchnięciu od siebie tej myśli, wmawiając sobie, że na szczęście wtedy tego nie zrobiłam.
- Dobrze, dziecko, ale i tak chciałabym ci coś opowiedzieć - zamknęła na chwilę oczy, tak jakby próbowała zebrać się na odwagę. - Kiedy miałam dwadzieścia dwa lata, właśnie zaczynałam moją nową pracę. W końcu zatrudniono mnie na stanowisku, o jakim zawsze marzyłam. Zostałam asystentką znanej projektantki mody - Marit Allen - pewnie kojarzysz - uśmiechnęła się, a ja nie mogłam wyjść ze zdumienia. - Miałam już wtedy męża, ale oboje nie byliśmy jeszcze gotowi na dziecko. Jednak wyszło na to, że niedługo po tym okazało się, że jestem w ciąży. Gdy tylko się o tym dowiedziałam, byłam bardzo zdeterminowana, by nie stracić pracy, a dziecko to przecież masa nowych obowiązków. O zaistniałej sytuacji nawet nie wspomniałam mężowi. Nie chciałam go tym obarczać, obawiałam się, że jeśli już by się o tym dowiedział, mimo wszystko pragnąłby zatrzymać dziecko, chociaż byłby to problem. Chciałam, żeby wszystko było łatwiejsze dla nas obojga i postanowiłam postawić go przed faktem dokonanym. Graham często musiał wyjeżdżać na weekendy w sprawach zawodowych i akurat tak się złożyło, że był w podróży, gdy ja udałam się na operację. Zabieg miałam w sobotę, a Graham wracać miał dopiero w niedzielę rano. Wychodząc z domu, zostawiłam mu jedynie notatkę, że jestem w szpitalu, ale nie musi się o to martwić. Dodałam również, że jeśli tylko będzie chciał, może przyjechać do mnie jak wróci. W szpitalu wszystko strasznie się przeciągało, bo trafiło tam akurat kilka osób w bardzo ciężkim stanie. Z tego powodu musiałam poczekać trochę dłużej i z każdą chwilą coraz bardziej się denerwowałam i zaczynałam mieć coraz większe wątpliwości. Przyjechałam tam jednak z mocnym postanowieniem pozbycia się tego, kto przeszkadzał mi na mojej drodze do kariery i do końca twardo trzymałam się moich planów. Ostatecznie, operacja odbyła się w niedzielę rano. Mój mąż przybył niecałą godzinę później, gdy zaczynało do mnie docierać, jak wielki błąd popełniłam, ale było już za późno, by cokolwiek zmienić. To był pierwszy raz, kiedy widziałam mojego męża w tak okropnym stanie, naprawdę ten widok jeszcze bardziej łamał mi serce. Oboje cierpieliśmy niemiłosiernie, a w dodatku przez pewien czas znosiliśmy wszystko osobno, bo Graham był na mnie zły, z resztą nie mogło być inaczej. Całkowicie rozumiałam przyczyny jego złości i sama siebie nienawidziłam z tych samych powodów. Po kilku dniach poszłam do pracy, jednak nie byłam w stanie wykonywać dobrze swoich zadań. Myślałam, że w końcu pozbieram się do kupy i wszystko będzie w porządku, ale to tak nie działa. W końcu szefowa powiedziała mi, żebym wzięła sobie wolne, wręcz zmusiła mnie do tego. Obiecała mi jednak, że jeśli chciałabym znowu wrócić do pracy, mogę się odezwać, a może uda się coś załatwić. Skończyło się tak, że przez ponad rok i tak w ogóle nie pracowałam, bo byłam w tak złym stanie psychicznym. Do dziś nie mogę przestać myśleć o tym, że mogłam mieć jeszcze jednego synka lub córeczkę, że całkiem świadomie pozbawiłam moje dziecko szansy na poznanie tego świata. Ogromnie cieszę się, że mam Liama i Olivię, jednak cały czas mam pełną świadomość, że mogli mieć jeszcze starsze rodzeństwo. Tak naprawdę, gdybym nie zdecydowała się wtedy na aborcje, również straciłabym rok pracy, ale po to, by opiekować się dzieckiem i na pewno byłoby przy tym wiele radości. W sumie i tak to było nieuniknione i wiadomo było, że prędzej czy później musiałam zajść w ciążę i należało się tym cieszyć, a nie rozpaczać. Wtedy jednak nie myślałam w taki sposób. Jak sama słyszałaś, nic na tym nie zyskałam, tylko straciłam, a w mojej psychice pozostanie tego trwały ślad już na zawsze - pani Payne otarła spływające po jej policzkach łzy. Po chwili zorientowałam się, że ja również płaczę.

Nigdy nie spodziewałabym się, że ta przemiła, kochająca kobieta kryje za sobą taką historię. Zupełnie nie chciało mi się w to wierzyć, ale wystarczyło na nią spojrzeć, by zrozumieć, że to wszystko było prawdą.

- Opowiedziałam ci to wszystko po to, byś wiedziała, że jestem z ciebie dumna, że nie popełniłaś takiego błędu jak ja. Wiesz, ten wypadek nie był nawet w części z twojej winy, pamiętaj o tym. W końcu jechałaś do rodziców, w dobrej sprawie, prawda?
- Yhm, chyba tak - powiedziałam niepewnie. Zastanowiłam się chwilę, a gdy cisza robiła się już zbyt długa, odezwałam się:
- Dziękuję, dzięki pani poczułam się trochę mniej źle, jeśli można tak powiedzieć - uśmiechnęłam się.

Kobieta otwarła swoje ręce i zasugerowała mi, że mogę się do niej przytulić. Trzymałyśmy się w ramionach przez całkiem spory czas, aż w końcu odsunęłam się, bo zaczęłam się czuć trochę niezręcznie, w końcu to była dopiero moja pierwsza prawdziwa rozmowa z panią Payne.

- Coś mi się wydaje, że wasza rodzina lubi wywoływać u innych łzy, ale wbrew pozorom całkiem dobrze się z tym czuję - spróbowałam zażartować, by rozluźnić nieco atmosferę.
__________________
Ech ale zrobiłam przerwę :/ Przepraszam :c
Ale na szczęście w końcu jest rozdział ;)
Hmm... Prawdopodobnie ten rozdział może być dla niektórych trochę kontrowersyjny, ale napisałam tak, jak czuję...

Dobranoc, szalejcie dalej i korzystajcie z wakacji kochani! ♥