sobota, 23 maja 2015

Rozdział 10

 Spacerowałam po rozległej polanie, pełnej kwiatów. Rozkoszowałam się pięknem otaczającej mnie natury i głęboko wdychałam, panujące wokół, świeże powietrze. Mojej głowy, poza otaczającą mnie przyrodą, nie zaprzątało nic. Moje myśli przelatywały swobodnie w moim umyśle, jak różnorodne ptaki, zanim zdążyłam wyłapać i skupić się choć na jednej z nich. Czułam niesamowitą lekkość w każdym kroku, który stawiałam, a przy zetknięciu z trawą - nieodpartą miękkość, muskającą moje stopy. Pod wpływem licznych pozytywnych emocji, przeskoczyłam w tańcu kilka susów i wykonałam zamaszysty obrót. Stabilnie wylądowałam na ziemi, pochylając się lekko w stronę ugiętej nogi, znajdującej się z przodu. Spokojnie wypuściłam powietrze, uspokajając przyspieszone bicie mojego serca. Powoli podniosłam głowę, w zamiarze wyprostowania się, jednak mój wzrok napotkał jego. Gwałtownie obróciłam się w przeciwną stronę, jednak ojciec stał już niespełna dziesięć kroków przede mną. Ponownie zmieniłam kierunek, zwracając się w prawo, jednak tam również się pojawił, zmniejszając dwukrotnie dzielący nas dystans. Nagle zdałam sobie sprawę, że otacza mnie z każdej możliwej strony, blokując tym samym wszystkie drogi ucieczki. Wystraszona spojrzałam w jego oczy i jedyne, co ujrzałam to nienawiść. Na jego twarzy malował się wścibski uśmieszek, kiedy postąpił kolejny krok do przodu. Przykucnęłam w obronnym geście i schowałam się w swoich ramionach, modląc się w duchu o ratunek. Po chwili czułam jego oddech w niewielkiej odległości od mojego ucha. Spanikowana, chciałam krzyczeć, jednak coś mi na to nie pozwalało. Przyczyną, prawdopodobnie był odczuwalny coraz większy brak powietrza. Po chwili zaczęłam się krztusić i niespodziewanie, wszędzie rozległy się dźwięki piszczących maszyn. Rozejrzałam się dookoła, chcąc zbadać źródło hałasu, jednak przede mną piętrzyły się jedynie egipskie ciemności. W pewnym momencie zorientowałam się, że ojciec odszedł, a w okół mnie pojawiło się kilka zabieganych, rozmawiających między sobą osób. Znalazłam się w centrum wielkiego chaosu, wciąż pogrążona w ciemności, więc kiedy dopadły mnie zawroty głowy, wcale mnie to nie zdziwiło. Stopniowo traciłam świadomość, aż znowu zatopiłam się w głuchej ciszy.

                                                         * * *

   Nagle poczułam uścisk czyjejś ciepłej ręki na mojej dłoni. Uchyliłam oczy, co wbrew pozorom nie było takie łatwe, bo powieki miałam ciężkie jak z żelaza. Pierwszą rzeczą, jaką ujrzałam był biały sufit i rozpraszające się po całej przestrzeni, jasne światło. Powoli skierowałam wzrok trochę niżej i zobaczyłam Macy. To ona trzymała mnie za rękę i mimo widocznego smutku w jej oczach, szeroko się do mnie uśmiechała.

- Cześć Jessy. Jak się czujesz?
- Nie wiem. Potrzebuję chwili, żeby zorientować się, co się dzieje - odparłam odwzajemniając uśmiech.
- Jeśli jeszcze nie zauważyłaś, jesteśmy w szpitalu.
- Daj spokój Macy, nie jestem taka głupia, wiem gdzie jestem. Po prostu nie pamiętam, co się ostatnio działo.
- Zdaje się, że jechałaś do rodziców. Nie wiem jak to zrobiłaś, ale Liam mówił, że nagle zaczęłaś uciekać przed ojcem i wpadłaś pod samochód. Podobno wyglądało to przerażająco, ale na szczęście nie masz wielkich urazów. Nie wiem, czy coś już zauważyłaś, ale masz złamaną nogę i z tego, co pamiętam, to złamanie bliższego końca kości ramiennej.
- Okej wystarczy, na ten moment nie czuję potrzeby znania najdrobniejszych szczegółów mojego wypadku.
- W porządku - uśmiechnęła się. - Patrz, mama przyszła.

Obróciłam głowę w stronę, w którą skierowany był wzrok siostry i poczułam przy tym mocne ukłucie w prawym barku. Lekko się skrzywiłam, jednak, gdy ujrzałam stojącą w drzwiach mamę, zapomniałam o bólu i uśmiechnęłam się do niej szeroko.

- Witaj, kochanie. Dawno się obudziłaś?
- Dosłownie chwilę temu.
- W takim razie może chciałabyś coś zjeść, pewnie jesteś głodna, co?
- Nie, dziękuję, zupełnie nie mam ochoty na jedzenie.

Kobieta zbliżyła się i usiadła na krawędzi mojego łóżka. Przez chwilę patrzyłyśmy sobie w oczy, po czym uniosła rękę, by pogładzić mnie po policzku. Jej ręka była niesamowicie drobna i delikatna. Szczerze mówiąc, tęskniłam bardzo za tym matczynym dotykiem. Przez ciągłe domowe awantury, nie pamiętam kiedy ostatnio była w naszej rodzinie chwila na takie drobne pieszczoty.

- Mamo? - w tej chwili przypomniałam sobie powód, dla którego przyjechałam do Wolverhampton.
- Tak, córeczko?
- Wszystko w porządku?
- To nie ja miałam wypadek, tylko ty - zaśmiała się. - Jak widać, jestem cała i zdrowa.
- Wiesz, chodzi mi o ojca. Mam nadzieję, że nie ucierpiałaś na tym moim wyjeździe do Leicester.

Mama przestała się uśmiechać i spuściła wzrok w dół, lecz po chwili znów na mnie spojrzała.

- Przyniosę coś do jedzenia, chcesz chleb i wodę czy wolisz coś bardziej ekstrawaganckiego, typu jogurt? - wtrąciła Macy.
- Chleb wystarczy - odparłam od niechcenia.
- Dziecko nie martw się tak o mnie. Przecież mówiłam ci, że z tatą ostatnio było całkiem w porządku - powiedziała troskliwie mama.
- To, że ojciec leżał zachlany przez cały czas, nie będąc w stanie się ruszać, wcale nie jest takie w porządku - wydusiłam przez łzy.
- Wszystko idzie ku lepszemu, naprawdę, niedługo sama to zobaczysz.
- Nieprawda, mówisz to tylko po to, żeby mnie uspokoić.
- Ciii, nie płacz dziecinko - mama dokładnie zaczęła ocierać łzy z mojej twarzy, za pomocą własnej ręki. - Naprawdę wydaje mi się, że zaczęło docierać do niego to, że zraził do siebie swoje córki, a przecież rodzina powinna trzymać się razem.
- Mamo, wiem, że chcesz dla nas jak najlepiej, ale chyba powinnaś przestać się łudzić, że może być jeszcze tak jak kiedyś. Ten człowiek nie jest w stanie naprawić wszystkich błędów, które popełnił w swoim życiu.

Teraz to w oczach mamy stanęły łzy, które z całej siły starała się powstrzymać.

- On jest na korytarzu.
- Kto?
- Tata. Czeka tam od samego początku. Z całej naszej rodziny, to on pierwszy po tobie dotarł do szpitala.
- Mamo, nie chcę go teraz widzieć.
- Wiem słoneczko, nikt cię do tego nie zmusza. On bardzo chciałby z tobą porozmawiać, więc jeśli tylko byś chciała, możesz kogoś poprosić, żeby go zawołał.
- Dobrze mamo, ale nie skorzystam.

W tym momencie do małej sali, w której się znajdowałyśmy, wpadła Macy z butelką wody i chlebem w jednej ręce, a w drugiej dwoma czerwonymi różami.

- Siostra, dostałaś kwiatki od Liama.
- Liam tu jest? - entuzjastycznie niemal wykrzyknęłam to krótkie pytanie.
- Tak i kazał gorąco cię pozdrowić.
- Powiesz mu za chwilę, żeby przyszedł?
- Nie może. Wpuszczają tylko rodzinę - momentalnie mina nieco mi zrzedła. - Może jak będziesz się dobrze czuć, to lekarz pozwoli mu wejść, więc masz przynajmniej powód do tego, by szybko zdrowieć - pozytywnie podsumowała Macy.
- Jess, mam nadzieję, że nie będziesz się gniewać, ale niestety muszę iść do pracy, dostałam tylko jeden dzień wolnego. Przyjdę wieczorem, obiecuję - mama cmoknęła mnie w czoło, a ja odruchowo przymrużyłam oczy.
- Nie przejmuj się, w końcu nie jestem sama.
- Dobrze, Macy proszę zaopiekuj się nią - pozbierała swoje rzeczy, po czym posyłając jeszcze przepraszające spojrzenie w kierunku mojej siostry, zniknęła za białą ścianą.

 Macy pomogła ułożyć mi się w pozycji pół siedzącej i prawie samodzielnie zjadłam to, co dla mnie przygotowała. Rozmawiałyśmy o kompletnych głupotach, bo wokół kręciła się jakaś pielęgniarka. Kiedy odeszła, zapadła na chwilę między nami niezręczna cisza. Macy siedziała zamyślona i widziałam, że kilkakrotnie zamierzała coś powiedzieć, jednak za każdym razem z tego rezygnowała. Ja natomiast wpatrywałam się w nią cały czas, myśląc o ojcu. Odkąd zamieniłam z mamą te kilka zdań na jego temat, nie odstąpił od moich myśli. W końcu zdecydowałam dowiedzieć się od siostry czegoś więcej na dręczący mnie temat:

- Ojciec dalej siedzi w szpitalu?
- Tak, jeszcze przed chwilą tam byłam, a on wciąż czekał i wypytywał się, czy może się z tobą zobaczyć.
- Jest pijany?
- Nie, ani trochę. Jeszcze wczoraj rano był trochę wstawiony, ale naprawdę w niewielkim stopniu. Serio, nie pamiętam, kiedy ostatnio widziałam go w tak trzeźwym stanie.
Tym razem nic nie odpowiedziałam, mimo, że usłyszałam słowa, o których w głębi serca marzyłam od bardzo dawna, nie mogłam w nie uwierzyć. A może nie chciałam nawet przyjmować tego faktu do siebie, bo przecież nawet jeśli na chwilę było lepiej, ten stan nie mógł trwać wiecznie, a ten człowiek z łatwością mógł wszystko popsuć.
- Chyba rzeczywiście wszystko wskazuje na to, że powoli znowu zaczyna mu na nas zależeć, chociaż w niewielkim stopniu - westchnęła Macy.
- Pamiętaj, że po nim można spodziewać się dosłownie wszystkiego. Wolałabym na razie mu nie ufać, żeby znowu nas nie zranił.
- Spokojnie, jesteśmy ostrożne, jednak to nasz tata. Pamiętaj, że kiedyś potrafił być naprawdę dobry i kochany.
- No cóż, zobaczymy. Na razie nie mam siły więcej o nim myśleć.
- W porządku.

Obróciłam głowę w drugą stronę, w nadziei na to, że sen przyjdzie i uwolni mnie na chwilę od tych wszystkich myśli o ojcu. Leżałam tak chwilę, wpatrując się w pustą ścianę, po czym usłyszałam cichy głos siostry:

- Jessy?
- Tak?
- Jest coś, co powinnaś wiedzieć - obróciłam się z powrotem w stronę Macy. - W wypadku straciłaś swoje dziecko - wyszeptała, a ja zamarłam.
 ____________________
Ech średnio to wyszło :/

Dobranoc kochani i udanej niedzieli ♥

wtorek, 19 maja 2015

Ogłoszenie

   Widzę, że niektórzy troszkę się niepokoją brakiem rozdziału, więc informuję, że rozdział będzie w sobotę. Informowałam Was ostatnio, że mogę nie wyrobić w ten weekend i niestety rzeczywiście kompletnie nie miałam jak tego zrobić. Ustalałam już kiedyś, że rozdziały będą pojawiać się co tydzień w weekendy, ale mogę bardziej sprecyzować termin do sobotnich wieczorów ;) W wyjątkowych sytuacjach mogę mieć poślizg dzień w przód lub w tył. Za każdym razem, gdy będę wiedzieć, że nie będę w stanie dodać rozdziału, będę Was o tym informować wcześniej.

Przepraszam, że tym razem musicie czekać troszkę dłużej.
Dziękuję, że tak się interesujecie tym blogiem i gorąco pozdrawiam ♥

niedziela, 10 maja 2015

Rozdział 9

 Weszłam do naszego małego salonu i ujrzałam, siedzącego na przeciwko starego modelu telewizora, ojca. Jego nierozłącznym towarzystwem zawsze były butelki piwa lub wódki - tak było i tym razem. Na ziemi leżało już kilka opróżnionych, a na fotelu została jeszcze jedna pełna. Spokojnie dopił ostatnią porcję alkoholu, po czym rzucił naczynie za siebie, więc musiałam się pochylić, żeby uniknąć kontuzji. Po chwili wstał, lekko się zataczając, po czym podszedł do mnie i złapał za ramiona. 

- Ellen. Ta mała smarkula uciekła. Już na pewno nie wróci... A ty jej na to pozwoliłaś! 

Ojciec uderzył mnie pięścią w twarz, a ja nie byłam w stanie nic zrobić. Nie byłam w stanie nawet znaleźć słów na swoją obronę. W tej chwili zdałam sobie sprawę, że byłam tu w roli mojej mamy, wszystko odczuwałam z jej perspektywy. Nawet nie chciałam się bronić, mając nadzieję, że sam się opamięta, liczyłam na to, że tak łatwiej przejrzy na oczy.

- One obie uciekły i już nam się nie pokażą. Pewnie zarabiają teraz niezłe pieniądze, a mi nie zwrócą ani grosza. Tyle kasy wydałem na wychowanie tych bachorów i nic w nagrodę nie dostanę.

 Otrzymałam kolejny cios, później jeszcze następny w brzuch, który powalił mnie na ziemię. Słyszałam tylko siarczyste przekleństwa, ale wyrazów między nimi już nie byłam w stanie rozróżnić. Teraz już tylko mnie kopał. Znowu trafił w twarz, co natychmiastowo wywołało krwawienie z nosa i wargi. Liczyłam na to, że wreszcie zobaczy krzywdę, jaką mi wyrządził i zaprzestanie stosowania przemocy. Wszystko ucichło na moment, po czym usłyszałam oddalające się kroki, więc chyba podziałało. Odetchnęłam z ulgą i nieco się rozluźniłam. Spróbowałam wstać, ale szybko się przekonałam, że mój plan nie wypali. Byłam zbyt otumaniona bólem, więc nie było co próbować dalej. Po chwili znów usłyszałam kroki, więc otworzyłam oczy. Po odnalezieniu postaci ojca, ujrzałam wścibski uśmieszek na jego twarzy. Wyglądało na to, że jednak nie miał w zamiarze pomóc mi się pozbierać. Skierowałam wzrok trochę niżej i zobaczyłam duży nóż kuchenny w jego prawej dłoni. Teraz już był bardzo blisko, jedyne co mogłam zrobić, to postarać się dotrzeć do jego głębi. Wpatrywałam się intensywnie w jego oczy, nie mrugając ani na moment. Starałam się zdobyć na łagodny wyraz twarzy, lecz musiałam wyglądać raczej błagalnie. Wydawało mi się, że coś w oczach Simona wydawało się łamać. Musiałam się jednak mylić, bo ułamek sekundy później podniósł nóż z wyraźną chęcią jego użycia, a ze mnie wreszcie wydarł się trzymany długo krzyk.

 Obudził mnie mój własny wrzask. Twarz miałam całą zalaną łzami, a plecy - potem. Miałam przeczucie, że to, co mi się śniło nie było bez powodu. Już dawno nie rozmawiałam z mamą, więc nie miałam najmniejszego pojęcia o tym, jak się ostatnio czuła i jak w stosunku do niej zachowywał się ojciec. Szybko chwyciłam telefon komórkowy, by wybrać jej numer. Z każdym kolejnym sygnałem zastanawiałam się, czy dzwonienie do niej było słuszne, przecież ojciec mógł się dodatkowo wkurzyć, ale to była chyba wyjątkowa sytuacja. Każda cicha sekunda na linii wydawała mi się wiecznością, jednak mama nie odebrała. Odrzuciłam połączenie i spojrzałam szybko na godzinę figurująca na wyświetlaczu. Wpół do szóstej - nie tak źle. Potrzebowałam jak najszybciej dostać się do Wolverhampton, a o tej porze było to możliwe raczej tylko za pomocą samochodu. Zdecydowałam się zadzwonić do Jaspera, jako, że był najbliżej mieszkającą mnie osobą, której mogłam zaufać i poprosić o taką przysługę. Nie musiałam długo czekać, bo właściwie momentalnie odebrał telefon.

- Cholera, Jess jak masz problemy ze snem to nie znaczy, że ja też nie śpię całą noc i..
- Jasper, to bardzo ważne - przerwałam chłopakowi, nie chcąc tracić ani chwili czasu. - Jesteś w stanie zawieźć mnie teraz do Wolverhampton? Muszę tam się dostać jak najszybciej.
- Zwariowałaś?! Nie będę włóczyć się po nocach, bo zachciało ci się wycieczek krajoznawczych.
- Wszystko ci wyjaśnię później, bo teraz nie ma czasu. Proszę cie tylko ten jeden raz, a po wszystkim zrobię wszystko co będziesz chciał. Błagam, Jasper zrób to dla mnie.
- Kurcze Jess, nie dam rady, naprawdę późno wróciłem i potrzebuję snu. Nic ci się nie stanie jak poczekasz jeszcze ze dwie godziny, a wtedy już będziesz mogła jechać jakimś autobusem. Idź spać Jess.
- Ale.. nie rozumiesz..

Rozłączył się.
W takim wypadku nie miałam chyba już innego wyjścia i musiałam poprosić o fatygę Liama. Wybierając numer, modliłam się tylko w duchu, by chłopak zgodził się przyjechać po mnie z sąsiedniej miejscowości. Chwilę poczekałam, ale na szczęście odebrał już po trzecim sygnale.

- Słuchaj Li, mam do ciebie ogromną prośbę. Jesteś w stanie podwieźć mnie teraz do Wolverhampton? Jeśli chodzi o benzynę to oddam ci później kasę, to po prostu strasznie ważne. Chodzi o moich rodziców.

Musiałam brzmieć na bardzo zdesperowaną i przerażoną, bo chłopak nie zadawał mi żadnych pytań. Powiedział, że będzie za dwadzieścia pięć minut, więc nie zajmowałam mu więcej czasu rozmową, by mógł się szybko zbierać. Wzięłam krótki prysznic, by odświeżyć się po ciężkiej nocy. Ubrałam się w pierwsze lepsze, wygodne ciuchy, związałam włosy w wysoki kucyk i wyszłam.

      * * *

- Czyli dalej miewasz te sny? - zapytał Liam, gdy skończyłam wyjaśniać mu powód, dla którego zerwałam go tak wcześnie z łóżka.
- Niestety, chociaż w ostatnie noce miałam trochę przerwy. Tylko, że tym razem było inaczej niż zwykle. Do tej pory, śniły mi się tylko krótkie urywki, przewijały obrazy, które już kiedyś widziałam, dzisiaj jednak wszystko było wyraźne, trwało znacznie dłużej, a co najdziwniejsze, byłam tak jakby w skórze mamy. Naprawdę, przeraża mnie to i myślę, że to nie jest bezpodstawne. W końcu ta więź między dziećmi i rodzicami daje czasem o sobie znać. Mama mnie potrzebuje.
- Myślę, że nie powinnaś przejmować się tak, rzeczami wykreowanymi w twojej podświadomości. Oczywiście trzeba interesować się swoimi rodzicami i dobrze ich odwiedzać co jakiś czas, bo to jest bardzo ważne. Po prostu nie chcę, żebyś wierzyła w jakieś prorocze sny.
- Nie chodzi tylko o to, ja po prostu czuję, że muszę zobaczyć mamę.... Nawet jeśli nic jej nie jest, to nie w porządku, że tak nagle ją zostawiłam, nawet się nie żegnając. Potrzebuję wiedzieć jak wpłynął na nią mój wyjazd, czy psychiczne też jakoś się trzyma...
- W porządku.

Skinęłam głową, nie wiedząc czy powinnam powiedzieć jeszcze coś w sprawie moich rodziców. Byłam już trochę zmęczona intensywnym myśleniem o nich przez ostatnią godzinę. Poskładałam zwinnie bluzę, którą wcześniej miałam na sobie, i podkładając ją pod głowę, oparłam się o szybę. Równa droga sprzyjała możliwości zaśnięcia i już po chwili spokojnie drzemałam, zachowując jednak połowiczną świadomość. Kiedy zatrzęsło bardziej samochodem, przebudziłam się i wyprostowałam, układając się znowu wygodnie na siedzeniu. Droga nie była długa, dlatego nie było większego sensu w ponownym zasypianiu. Uchyliłam nieco szerzej oczy i zaczęłam wpatrywać się w rozpościerający się
 przed nami las.

- Jess, nie gniewaj się, ale musimy porozmawiać w końcu o tej niefortunnej imprezie... Byłaś tam z tym Jasperem, prawda? Chciałbym, żebyś na niego uważała... - przerwał mi moje myśli Liam.
- Nie musisz się o mnie martwić. On jest w porządku, po prostu lubi się trochę grzebać.
- Nie jestem co do niego przekonany... Przecież odbierałem Cię stamtąd kompletnie pijaną. Nie wydaje mi się, żebyś z własnej woli sięgała w twoim stanie po alkohol. Widzę, że coraz bardziej zależy Ci na twoim dziecku.
- Wiem, źle postąpiłam i to moja wina. Jasper nic nie wie o mojej ciąży, więc nic dziwnego, że zaproponował mi drinka.
- Przecież mogłaś odmówić.
- Ech nie wiedziałam jak to zrobić, nie wyjawiając mu prawdy. W końcu to ja podjęłam decyzję, głupią - to fakt. Następnym razem będę bardziej uważać.
- Tak czy siak i tak nie podoba mi się ten chłopak.
- To całe szczęście, bo zaczęłabym się martwić o twoją orientację - zaśmiałam się. Nie mogłam nic na to poradzić, że słowa Liama zabrzmiały tak dwuznacznie.
- Och, Jess wiesz co mam na myśli. Jeśli zależałoby mu na tobie, postarałby się zrozumieć i zatroszczyć, żebyś nie musiała pić, skoro nie chciałaś. Przecież to nie jest aż tak dziwne, niektórzy ludzie nawet w zupełności nie sięgają po alkohol, nawet jeśli nie mają ku temu żadnych przeciwwskazań.
- W dzisiejszych czasach naprawdę to nie jest takie oczywiste, zwłaszcza dla osób przyzwyczajonych do imprezowego towarzystwa.
- Cóż, chyba do niczego dzisiaj nie dojdziemy. Po prostu upewnij się, czy możesz zaufać temu chłopakowi.

Już miałam ponownie zaprotestować, jednak Liam rzeczywiście wyglądał na zmartwionego. Nawet jeśli mylił się co do Jaspera, wciąż miał dobre intencje, więc nie chciałam go jeszcze bardziej zasmucać.

- Okej - mruknęłam. - Wracając do dziecka, zaczęłam zastanawiać się nad imionami. Pomyślałam, że jeśli będzie to chłopiec, nazwę go Tommy, a dla dziewczynki ty mógłbyś wybrać imię, oczywiście jeśli chcesz. Jeśli jednak będzie chłopiec, to możesz wymyślić mu drugie imię. Uznałam, że powinieneś mieć wkład w jego historię, w końcu to dzięki tobie ma szansę poznać ten świat.
- Jasne, że chcę, jeśli jesteś pewna, że chcesz zdać się na mój gust... - chłopak uśmiechnął się szeroko, utwierdzając mnie w przekonaniu, że znacznie poprawił mu się humor. - Do dziewczynki znakomicie pasowałoby Charlotte.
- Skąd jesteś taki pewien? Przecież nie wiesz jeszcze jaka ona będzie.
- Na pewno będzie śliczna i przynajmniej tak urocza, jak jej mama, więc będzie pasować idealnie.

Od razu poczułam rozchodzące się po moich policzkach ciepło, co oznaczało przynajmniej delikatny rumieniec. Nie mogłam pohamować również tworzącego się na mojej twarzy uśmiechu i już po chwili szczerzyłam się jak głupia. Pogładziłam dłonią mój delikatnie już wypukły brzuch i w myślach podziękowałam Bogu za to, że dał mi takie szczęście. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, jaką radością może napełnić mnie chociażby rozmowa o małym szkrabie, który za pół roku miał się pojawić na świecie. Jeszcze jakiś czas temu ciężko byłoby mi uwierzyć, że w końcu zaakceptuję myśl o byciu matką w tak młodym wieku, a tymczasem potrafiłam się z tego cieszyć, a nawet dziękować Panu za ten dar...
Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy, po czym wjechaliśmy w moją rodzinną ulicę.

- Jesteś pewna, że chcesz tam wejść? Sama? - niepewnie zapytał chłopak.
- Tak , poradzę sobie.
- Dobrze - odparł wyraźnie nieprzekonany i zaparkował na podjeździe do mojego domu. - W takim razie ja zaczekam tutaj i jak tylko usłyszę, że coś się dzieje w środku - wchodzę.
- Och nie musisz.
- Daj spokój, Jess. Nawet nie myśl, że cię zostawię - uśmiechnęłam się delikatnie na te słowa. - Powodzenia - dodał, pocierając moje ramię.

Napięcie rosło we mnie coraz bardziej, dlatego, jeszcze przed opuszczeniem samochodu, przytuliłam się mocno do Liama. Oddychałam głęboko, próbując się choć trochę uspokoić i może rzeczywiście troszkę to pomogło. Kiedy jednak stanęłam przed drzwiami mojego mieszkania, nie mając obok przyjaciela, zdenerwowanie powróciło ze zdwojoną siłą. Mało brakowało, a zawróciłabym i poprosiłabym go, żeby poszedł ze mną. Zanim jednak zdążyłabym się na to zdecydować, pociągnęłam klamkę - może trochę zbyt energicznie - i znalazłam się w pomieszczeniu, które przywoływało ogromną ilość wspomnień. Skierowałam się od razu do salonu, gdzie ujrzałam leżącego na kanapie ojca. Mężczyzna spał, jednak wyglądał na bardzo wymęczonego. Miał ciemne worki pod oczami, potargane, przetłuszczone włosy i wymiętą koszulkę. Chwilę mu się przyglądałam, po czym skręciłam w prawo, by wyjść po zniszczonych schodkach w poszukiwaniu mamy.

- Jessy?

Wydałam z siebie niekontrolowany pisk, zaskoczona nagłą pobudką ojca. Natychmiastowo zrobiło mi się znacznie cieplej. Moje serce zaczęło bić z podwojoną częstotliwością, a w całym ciele czułam przepływającą, gorącą krew. Zawsze nerwowo reagowałam na dźwięki przerywające panującą wcześniej ciszę, zwłaszcza, jeśli chodziło o mój dawny dom. Tutaj wszystko należało odbierać jako zły znak i gotować się na najgorsze. Zanim zdążyłam uporządkować nieco swoje myśli, by zachować resztki spokoju, poczułam twardą fakturę dłoni na moich ustach.

- Cicho, bo obudzisz matkę - wycedził Simon przez zęby.

Od kiedy to obchodzi go spokój jego żony? - zadałam sobie pytanie w myślach, a na na głos chcąc, nie chcąc wydusiłam stłumiony wrzask. Ręka mężczyzny jeszcze mocnej zacisnęła się na mojej buzi, a ja, przerażona brakiem powietrza, uderzyłam go łokciem w brzuch i skierowałam się ku wyjściu. Zanim dosięgnęłam klamki, ojciec zatrzymał mnie, mocno szarpiąc za ramię.

- Co ty wyrabiasz? Chyba nie myślisz, że pozwolę ci uciec.
- Nie potrzebuję twojego pozwolenia.
- Jess, możemy pogadać, chociaż chwilkę?
- Nie mam żadnych podstaw do tego, żeby cię słuchać. Wychodzę.
Z trudem wyrwałam się z uścisku i wyparowałam na zewnątrz. Ojciec wybiegł za mną i tym razem, nie panując już nad swoim głosem, zaczął krzyczeć:
- Zaczekaj! Chcę tylko porozmawiać.
- Nie wierzę ci - zaprotestowałam.

Simon sięgnął ręką to tylnej kieszeni spodni, a moje nerwy sięgnęły w tym momencie zenitu. Co jeśli miał tam nóż? Wbrew pozorom, odległość między nami, wciąż była bardzo niewielka, więc znalazłam się w dużym zagrożeniu. Znowu przypomniał mi się ten felerny sen, gdzie wszystko zdawało się tak realne. Spojrzałam na twarz ojca, która dokładnie odzwierciedlała swoją postać w tamtym koszmarze. Po chwili nie wiedziałam już, co było prawdą, a co wytworem mojej wyobraźni. Wszystko zlewało mi się w jedną, nie do końca wyraźną całość. Zaczęłam się cofać, potrząsając w panice głową od strony lewej do prawej. Usłyszałam krzyk Liama, jednak nie dotarł do mnie sens jego słów. Gdy tylko mężczyzna stojący przede mną zrobił większy krok do przodu, obróciłam się w przeciwną stronę i na chwiejnych nogach zaczęłam biec, nie patrząc przed siebie. Obejrzałam się za siebie, chcąc sprawdzić, jaką przewagę miałam nad moim ojcem, lecz ostatnią rzeczą, jaka doszła do mojej świadomości, był chaotyczny dźwięk klaksonów, rozbrzmiewający z każdej strony.
_________________________________
Dziękuję za wszystkie komentarze pod ostatnim rozdziałem, widzę, że coraz bardziej zaczynacie się niecierpliwić przed kolejnymi rozdziałami i muszę przyznać, że to mnie trochę motywuje.

Na początku miałam rozdzielić ten rozdział na dwa, ale stwierdziłam, że jednak wstawię go w całości. Mam nadzieję, że połapiecie się ze wszystkim, bo dzieje się trochę więcej niż zwykle ;)

Nie wiem jak będzie z rozdziałem w przyszłym tygodniu, bo wyjeżdżam na cały weekend, ale będę się bardzo starać, żeby się pojawił. Zobaczymy, czy szkoła mi na to pozwoli.

Pozdrawiam i życzę miłego dnia kochani ♥

sobota, 2 maja 2015

Rozdział 8

 Już od dłuższego czasu siedziałam przy stoliku, usiłując powstrzymać się od zaśnięcia. Połowa moich towarzyszy już opuściła imprezę. Druga połowa, która została, cały czas rozmawiała o sprawach, w których nie miałam nic do powiedzenia, bo wyraźnie dotyczyły ich grona znajomych. Od czasu do czasu ktoś opowiadał krótkie żarty, jednak byłam już tak wyczerpana, że nawet nie potrafiłam się z nich śmiać. Jedyne, na co miałam ochotę, to wrócić do domu i wreszcie odciąć się od tego całego hałasu, przez który moje zmęczenie wydawało się potęgować. Byłam jednak uziemiona na miejscu, bo sama nie miałam jak wrócić. Nawet nie zdawałam sobie do końca sprawy z tego, gdzie właściwie byłam, a Jasper jak opuścił mnie prawie cztery godziny wcześniej, tak nie wrócił do tej pory. Naprawdę nie miałam już siły dłużej czekać, więc postanowiłam go poszukać. Przeszukałam cały parter, wypytując przy okazji ludzi czy przypadkiem go nie widzieli. W końcu jakiś chłopak podpowiedział mi, bym rozejrzała się po ogródku. Kierując się jego wskazówkami, wyszłam na zewnątrz. Nie musiałam długo się rozglądać, by zauważyć charakterystyczną czuprynę Jaspera. Siedział razem z jakąś blondynką, śmiejąc się w najlepsze. Nie wiedziałam na jakim poziomie były relacje między nimi, więc postanowiłam im nie przeszkadzać. Wycofałam się kilka kroków i oparłam o ścianę budynku. Już po chwili poczułam nieprzyjemne dreszcze, gdyż na polu było bardzo zimno. Na szczęście nie musiałam czekać długo, by brunet zauważył moją obecność. Widząc, że zmierza ku chwilowemu opuszczeniu swojej towarzyszki, weszłam do środka, jednak przystanęłam zaraz za drzwiami, żeby chłopak nie miał kłopotu z odnalezieniem mnie.

- Co jest, Jess? - zapytał chłopak, stając w drzwiach.
- Chciałam tylko wiedzieć, kiedy mniej więcej zamierzasz się zbierać.
- Myślałem, że zostanę jeszcze przynajmniej godzinę. Nie podoba ci się?
- Biorąc pod uwagę to, że jestem tu jako twoja partnerka, a cały wieczór nie mam nawet pojęcia, gdzie jesteś, tylko plączę się po innych ludziach i próbuję doczepić się do jakiejś grupy, to nie jest tak źle.
- To dobrze - westchnął mój przyjaciel.
- Tak? To może zapewniłbyś mi chociaż na chwilę swoje towarzystwo?
- Okej, chodźmy.

Przecisnęliśmy się w stronę trochę gęstszej ilości osób, by dostać się do schodów, prowadzących na górę. Wyszliśmy na pierwsze piętro, po czym przekroczyliśmy próg pokoju, który, sądząc po wystroju, należał do Chrisa. Przy małym stoliku siedziało kilku chłopaków, niewiele młodszych ode mnie lub w moim wieku. Jasper wskazał mi wolne miejsce na kanapie, sugerując, byśmy usiedli właśnie tam. Przedstawił mnie reszcie towarzystwa, po czym usiadł wygodnie obok mnie. Nie byłam zbytnio zadowolona z tego, że znowu dołączyliśmy do ludzi, których kompletnie nie znałam i nie miałam nawet jak włączyć się do rozmowy z nimi.

- Jess, co się dzieje? - Jasper widocznie zauważył moje zdenerwowanie. Jak zwykle, gdy się stresuję, nerwowo trzęsłam nogami, a to nie mogło ujść uwadze chłopaka.
- Nic takiego, po prostu chciałabym już wrócić do domu.
- Wyluzuj Jess, powinnaś się trochę zabawić, przecież nic cię nie goni.
- Ech, jutro mam sporo godzin w pracy i będę mieć naprawdę mało czasu na jakąkolwiek naukę, a jak się nie prześpię w tę noc, to nie ma mowy, żebym cokolwiek się pouczyła.
- Wytrzymasz jeszcze trochę, a do rana daleko, więc o sen się jeszcze nie martw - chłopak na chwilę przeniósł swoją uwagę na rozmowę swoich kolegów, po czym znów zwrócił się w moją stronę. - Poczekaj chwilkę, dobra?

Nie czekał na moją odpowiedź, lecz szybko wyszedł z pomieszczenia. Po odgłosach dobiegających z korytarza, nietrudno było się domyślić, iż zbiegł na dół po schodach.
Ja za to, obróciłam się w stronę moich towarzyszy, co spowodowało natychmiastowe wypłynięcie rumieńców na moje policzki. Moja wcześniejsza rozmowa z Jasperem poskutkowała falą nieprzyjaznych spojrzeń pod moim adresem. Właśnie utraciłam jakiekolwiek szanse zaaklimatyzowania się w ich grupie. Wszyscy z pewnością uważali mnie za kompletną kujonkę. Już po chwili spuściłam głowę i wbiłam wzrok w swoje splecione palce. Jedyne o czym teraz myślałam, była nadzieja na szybki powrót Jaspera. Na szczęście nie musiałam długo czekać, by ponownie pojawił się w drzwiach pokoju. Niósł ze sobą dwie szklanki pełne jakiegoś trunku, z czego jedną postawił przede mną.

- Jasper, ja nie mogę pić alkoholu.
- Daj spokój Jess, jesteś pełnoletnia, przecież nie będzie w tym nic złego, jeśli się napijesz.
- Naprawdę nie powinnam.
- Och przestań, za bardzo spinasz, musisz się trochę wyluzować.
- Mam powód dla tego wszystkiego, po prostu odpuść, a później ci wszystko wytłumaczę.
- Okej, wypij już tylko tego jednego drinka, bo nie mogę patrzyć, jak się męczysz, na więcej nie będę już nalegał.

Obróciłam oczami, po czym posłusznie skosztowałam trochę napoju, mając nadzieję, że taka ilość nie zaszkodzi mojemu dziecku. Upiłam kolejny łyk, a na twarzy Jaspera zagościł uśmiech zadowolenia. Nie czekając ani chwili dłużej obrócił się do wyjścia.

- Zostawiłem tę dziewczynę na polu, więc muszę do niej wrócić - rzucił tylko na odchodne, chwilę później już go nie było.

Dopiłam do końca mojego drinka, jednak nie poczułam zbytniej różnicy. W dalszym ciągu byłam bardzo zestresowana i czułam się odrzucona przez resztę. Rozmowa między chłopakami toczyła się dalej, jednak nie miałam nawet zbytniego pojęcia, o czym rozmawiali. Wymieniali mnóstwo nazw, o których istnieniu nawet nie miałam pojęcia, więc tylko udawałam, że słucham z zainteresowaniem. Po pewnym czasie jakiś brunet zaproponował wszystkim dolewkę wina. Przez chwilę biłam się z myślami, jednak zdecydowanie potrzebowałam czegoś, by przetrwać tę imprezę, bez odniesienia żadnych psychicznych szkód.

- Ja poproszę - odezwałam się, podając chłopakowi moją szklankę, co zwróciło uwagę wszystkich zgromadzonych.

Zdaje się, że propozycja nie była nawet kierowana w moją stronę, jednak to był krok, który wzbudził w innych niewielkie zainteresowanie moją osobą i wyczekiwane przeze mnie dopuszczenie do rozmowy. Nareszcie zaczęłam czerpać jakąkolwiek przyjemność z pobytu w tym miejscu i włączyłam się do zaproponowanej przez kogoś zabawy. Nie czułam już upływu czasu, bo wszystko wydawało się dziać bardzo szybko. Nie wiedziałam nawet kiedy sięgnęłam po następny kieliszek, a za nim jeszcze kolejny, zapominając o wszystkich moich wcześniejszych obawach. W pewnym momencie pozwoliłam nawet ponieść się muzyce i potańczyć chwilę razem z innymi. Kiedy nieco zmęczona opadłam na kanapę, poczułam wibracje telefonu w tylnej kieszeni moich spodni. Wyciągnęłam urządzenie i odebrałam, nie patrząc nawet na wyświetlacz.

- Halo?
- Jejku przepraszam, niechcący coś przycisnąłem, nie chciałem do ciebie dzwonić o tej porze - nerwowo przemówił znajomy głos.
- Nic się nie stało - zachichotałam cicho w reakcji na zabawny dźwięk własnego głosu.
- Jess, gdzie ty jesteś? Nie jesteś pijana prawda? - chwilę zajęło mi przeanalizowanie usłyszanych słów i w końcu rozpoznałam mojego rozmówcę, którym był Liam.
- Może.... Jest całkiem zabawnie, może wpadniesz?
- Podasz mi adres?
- Adres? Jestem w dużym, białym domu - ponownie zachichotałam, nie mogąc utrzymać ani chwili powagi.
- Mam rozumieć, że nie wiesz nic więcej?
- Nie jestem pewna, czy jest biały...
- Nieważne... Błagam, Jess nie rób nic głupiego, a teraz proszę, możesz podać telefon komuś obok ciebie?
- Jasne. Wolisz pogadać z chłopakiem czy dziewczyną?
- To nieistotne. Może być chłopak.
- Liam chce z tobą gadać - szturchnęłam wysokiego bruneta, stojącego obok.
- Jaki Liam? - chłopak miał całkiem zdezorientowany wyraz twarzy, jednak po przeskanowaniu mnie wzrokiem, zdecydował się wziąć ode mnie telefon.

Zaczął rozmowę z osobą po drugiej stronie linii, ale ja już nie słuchałam. Wszystko co mówił, zlewało się z panującym wokół hałasem, a ja nie byłam w stanie oddzielić od siebie żadnych słów. Zdecydowałam się nie wytężać więcej mojego umysłu, sądząc, że to i tak nie przyniosłoby pożądanych skutków. Ułożyłam się wygodnie na kanapie, ostatkiem sił podciągnęłam nogi do brody i odpłynęłam w krainę Morfeusza.

 Pierwsza rzecz, jaką później poczułam, były silne ręce, unoszące mnie do góry. Mimowolnie owinęłam ręce wokół szyi niosącego mnie chłopaka i wtuliłam się jeszcze bardziej, chłonąc jego ciepło, po odczuciu zimnego powiewu wiatru. Chwilę później zostałam posadzona na miękkim siedzeniu, a drzwi za mną się zamknęły. Słyszałam kroki na zewnątrz, jednak wbrew moim oczekiwaniom, mój towarzysz nie wsiadł do samochodu od drugiej strony.

                                                               *Liam*

 Oparłem się o framugę mojej Skody i wypuściłem głośno powietrze. Byłem zbyt zdenerwowany by prowadzić w tym momencie samochód. Miałem wielką ochotę przywalić temu Jamesowi, bo byłem pewien, że to właśnie z nim Jess przyjechała na tę imprezę. Trochę mi o nim opowiadała i nie byłem zbytnio przekonany do właściwości jej wyboru w zakresie kumpla ze studiów. Nie miałem jednak najmniejszego pojęcia, jak mógł on wyglądać, więc nie było nawet sensu wracać do tego domu i robić wielkiej afery. To nie o to chodziło, by zepsuć wszystkim zabawę, jednak będę musiał postarać się, by dać temu chłopakowi nieco do myślenia. Teraz najważniejsze było to, że stanowi, w jakim była Jess, nie groziło już pogorszenie. Pozostało już tylko modlić się, by dzisiejsza impreza nie zaważyła o losach jej dziecka. Ponownie wziąłem kilka głębokich oddechów. Dalej, byłem zdenerwowany, ale udało mi się opanować na tyle, by wsiąść do auta i bezpiecznie poprowadzić maszynę drogą ku mojemu mieszkaniu w Coventry.
_______________________________
 Wiem, że ostatnio nic takiego się nie działo, ale nie martwcie się, niedługo powinno być ciekawiej. x

Czas na krótkie ogłoszenia specjalnie dla laurky ;)
Przeczytałam ten twój komentarz pod ostatnim rozdziałem, że poleciłaś mojego bloga kilku koleżankom, że o nim rozmawiacie i aż mi tak coś w brzuchu zaczęło świdrować. To, że go poleciłaś to znaczy, że rzeczywiście musi Ci się podobać i to naprawdę wiele dla mnie znaczy ♥ A to, że o nim rozmawiacie wywołało u mnie nawet takie zawstydzenie małe i tak mnie pchnęło, że naprawdę muszę się starać i jestem wobec kogoś zobowiązana xd

Teraz już do wszystkich ;)
Dziękuję bardzo za miłe słowa i wsparcie, to naprawdę bardzo pomaga i daje takiego kopa, żeby dalej pisać. Za każdym razem, gdy widzę nowy komentarz, siadam i chociaż maleńki kawałek rozdziału staram się napisać mimo wszystkich innych zajęć. Często przy tym przysypiam, ale to nie dlatego, że mi się nie chce, tylko jakoś dziwnie strasznie szybko ostatnio zasypiam, jak tylko wrócę do domu. Na szczęście w weekendy przeważnie da się wygospodarować trochę czasu w ciągu dnia, żeby skończyć ten rozdział.

Ach no cóż, nie będę zanudzać. Bardzo przyjemnie mi się pisze tego bloga, publikuje dla Was to wszystko i widzi wasze reakcje w postaci komentarzy lub wyświetleń. Jestem naprawdę zadowolona, że zdecydowałam się pisać kolejne fanfiction c;

Gorąco wszystkich pozdrawiam i życzę udanego weekendu! ♥