środa, 8 kwietnia 2015

Rozdział 5

      Już od pół godziny siedziałam razem z Macy w pobliskiej kawiarni. Tym razem zastałam ją w mieszkaniu i wcale nie musiałam czekać pod drzwiami. Do tej pory, poza przywitaniem i uzgodnieniem, że tu przyjdziemy, nie zamieniłyśmy ze sobą ani słowa. Zajmowałam się więc powolnym piciem gorącej czekolady i jedzeniem ciasta, a kiedy nie miałam gdzie podziać wzroku, decydowałam się na dokładne oglądanie wnętrza lokalu. Na oknach zawieszone były bordowe, ciężkie kotary zakończone złotymi obszyciami. Ściany były jasne, całe we wzory o barwie kawy, do tego ciemne stoliki i beżowe, wyświechtane kanapy. Całość tworzyła nieco przytłaczający nastrój. Jedynym pozytywnym elementem były, postawione na każdym stole, świece. Nie znajdując więc ciekawszego obiektu niż płomień ognia, pogrążyłam się w myślach, wpatrując się w niego już od pewnego czasu. Zastanawiałam się od czego powinnam zacząć, tak, by nie urazić Macy.

- Czyli przyjechałaś już w tym roku z powodu ojca, prawda? Wiem, że planowałaś pracować w tym roku, więc nie widzę innego powodu. Chyba że twój przyjazd ma jakiś związek z tym chłopakiem, Liamem, tak?

Momentalnie w myślach, zaczęłam wyrzucać sobie, że nie odważyłam się rozpocząć rozmowy innym tematem. Wtedy przynajmniej może byłoby to mniej krępujące, bo jednak dawno ze sobą nie rozmawiałyśmy, zwłaszcza twarzą w twarz.

- Nie, Liam jest tylko... właściwie dopiero co go poznałam... powiedzmy, że jest przyjacielem, przynajmniej tak mi się wydaje.
- Okej w takim razie na razie go zostawmy, a powiedz mi co znowu zrobił ojciec, hmm?
- Właściwie nic jeszcze nie zrobił..
- Nie rozumiem.. w takim razie dlaczego tu jesteś?
- Nie mogę odwiedzić własnej siostry? - próbowałam się zaśmiać, ale nawet to mi nie wyszło. - To moja wina Macy, to ja popełniłam błąd i ojciec nigdy by mi tego nie wybaczył.
Macy zawahała się i na krótką chwilę spojrzała przez okno.
- Masz coś przeciwko pójściu na spacer, myślę, że miałybyśmy dogodniejsze warunki do rozmowy.
- Jasne, chodźmy - odparłam przełykając, narastającą już w moim gardle, gulę.

      Powoli zaczęłyśmy się ubierać i zbierać rzeczy, a następnie skierowałyśmy się ku wyjściu. Żadna z nas nie chciała wywoływać niepotrzebnego napięcia, więc zupełnie się nie spieszyłyśmy. Wyszłyśmy na zewnątrz i od razu poczułam podmuch chłodnego wiatru. Tym razem jednak sprawiał mi on pewnego rodzaju przyjemność. Z powodu zwiększającego się zdenerwowania, moje ciało nabierało coraz większej temperatury, więc poczucie chłodnego powiewu było wręcz pożądane. Spokojnie wędrowałyśmy alejkami parku, a ja stopniowo zaczęłam się uspokajać. Wiedziałam, że Macy będzie starała się na mnie nie naciskać i poczeka, aż sama wytłumaczę jej co się stało lub zrezygnuję i zmienię temat.

- Macy ja Ci tego nie powiem z własnej woli, nie wiem czy nie łatwiej byłoby gdybyś jednak starała się to ode mnie wyciągnąć.
- Mogę poczekać, albo w ogóle nie musisz mi mówić.

Wiedziałam jednak, że to byłoby nie w porządku, skoro powiedziałam Liamowi, to własnej siostrze też powinnam. Poza tym zależało mi, by w jakiś sposób odbudować naszą relację, a to mogła być jedna z decydujących kwestii. Obie przystanęłyśmy, Macy trochę dalej, jednak plecami do mnie. Wiedziałam, że w ten sposób chciała dać mi trochę więcej swobody.

- Jestem w ciąży - bardzo cicho wyszeptałam te słowa.

Chwilę później siostra stała dalej tak jak stała, więc byłam pewna, że nie usłyszała. Po pewnym czasie jednak odwróciła się i z lekkim, wspierającym uśmiechem wyszeptała krótkie "okej".

- Po prostu bałam się, że jak ojciec się dowie, wyrzuci mnie z domu, nie mówiąc o tym, co zrobiłby jeszcze wcześniej, więc sama odeszłam.

Po chwili zawahania siostra przytuliła mnie delikatnie, a ja mocno zacisnęłam ręce na jej ramionach i pozwoliłam uwolnić się kilku łzom, jednak po nich nic więcej nie wydostało się z moich oczu. Myślę, że już nawet nie miałam czym płakać, ale z drugiej strony ból już w dużej mierze się ulotnił. Chyba prawda jest to, co mówią, że powierzyć przyjacielowi swój smutek, ból czy utrapienie to jak oddać ich połowę, a ja podzieliłam się tym już z dwoma osobami.

- Dziękuję za zaufanie Jesy - powiedziała płacząca Macy.
- To ja dziękuję.
- Moja mała siostrzyczka - dziewczyna jeszcze mocniej zacieśniła nasz uścisk.
- Nie płacz, patrz nawet ja nie płaczę.
- Przepraszam, po prostu tęsknię za naszą rodziną, a teraz mam przynajmniej jej część blisko siebie.

Jeszcze dobre kilka minut przytulałyśmy się do siebie, aż wreszcie się od siebie oderwałyśmy, a Macy już nie płakała.

- A co z ojcem dziecka?
- Ma to wszystko głęboko gdzieś. Jedyną rzeczą, która go obchodzi, jest to, żeby nikt się nie dowiedział, że to jego dziecko, a najlepiej, żeby jeszcze ukryć przed jego znajomymi moją ciążę.
- Co za dureń...
- Taa właśnie, przejmuje się tylko i wyłącznie swoją reputacją, ważniejszą od jakiegokolwiek innego człowieka.
- Współczuję...
- Wiesz, w sumie dobrze, że to już się skończyło, mam na myśli nasz związek, oczywiście o wiele lepiej byłoby jakby ukazał swoje prawdziwe oblicze znacznie wcześniej, ale z drugiej strony mogłoby też wszystko wyjść na jaw jeszcze później, a wtedy bolałoby znacznie bardziej...
- Racja, może dobrze, że myślisz o tym w taki sposób - przyznała Macy, lekko się uśmiechając.

Na chwilę zapadła niezręczna cisza, a ja z całej siły zagryzłam wargę, by nie pozwolić łzom wypłynąć z moich oczu. Po chwili jednak Macy dostrzegła moją tragiczną minę, a wtedy już nie potrafiłam się powstrzymać. Kolejny raz wybuchłam płaczem na oczach wszystkich kręcących się wokół ludzi.

- Wcale tak nie myślę, po prostu staram się to sobie wmówić, ale to nie sprawia, że ta cała sytuacja jest łatwiejsza do zniesienia... Po prostu nie wiem co mam ze sobą zrobić. Tylko proszę Macy nie osądzaj mnie źle, nie utrzymam sama ciężaru ostatnich zdarzeń, więc mnie nie zostawiaj. Potrzebuję cię...
- Dobra mała tylko nie rozklejaj się jeszcze bardziej, bo nie jesteśmy tu całkiem same. Chodź, idziemy do domu, nie będę cię już dzisiaj o nic męczyć, potrzebujesz trochę odpoczynku.

       Uwielbiałam Macy za to, jak zawsze potrafiła mnie choć w niewielkim stopniu postawić na nogi. Nigdy nie pozwalała mi zbyt długo płakać, ale dawała mi jasno do zrozumienia, że powinnam już skończyć. Tak było zawsze, odkąd tata wpadł w swój nałóg pijaństwa. Pewnie bardzo denerwowałoby mnie takie zachowanie siostry, może odbierałabym to za przejaw jej egoizmu i niezrozumienia, ale wiedziałam, że w taki sposób chce nauczyć mnie jak być silną. W naszej rodzinie było to bardzo potrzebne. Obie widziałyśmy, że mamie zdecydowanie brakowało tej siły charakteru i dlatego ona najczęściej padała ofiarą ojca. On natomiast, gdy widział oznaki słabości innych, wpadał w pewien trans i nie przestawał dopóki ktoś nie pomógł mu uświadomić sobie jak wielką krzywdę wyrządzą. Tą osobą przeważnie była Macy i zawsze za to obrywała. Na szczęście nie tak bardzo, bo szybko potrafiła przemówić do jego rozumu. Te upomnienia i przebłyski w świadomości ojca nie trwały jednak długo. Sytuacja powtarzała się niemal za każdym razem, gdy pijany wracał do domu. Najdrobniejsza rzecz mogła być dla niego powodem do wybuchu gniewu. Zawsze starałyśmy się, by w domu wszystko było idealnie wysprzątane, przyszykowane na czas, jednak on i tak potrafił znaleźć coś, co mu nie pasowało. Wiem, że to nigdy nie był w pełni on, bo przemawiał przez niego spożyty alkohol, ale i tak bardzo dotykały mnie jego słowa. Od tych siedmiu lat z każdym kolejnym zdaniem wypowiedzianym przez tego człowieka, gromadziłam tylko coraz więcej złości i nienawiści. Na samo wspomnienie o jego czynach, głowę rozsadzały mi same dręczące, negatywne myśli. To było po prostu nie do zniesienia. Całe szczęście, że większość dnia go nie widziałam, bo nigdy nie byłabym w stanie mieszkać z tą jego wersją w domu przez kilka lat. Przez cały ten czas tak naprawdę tylko jedno było dla mnie wielką zagadką: jak mama to wszystko wytrzymywała i czemu jeszcze nie starała się o rozwód? Może aż tak bardzo bała się ojca, a może kryło się za tym jeszcze coś więcej, coś znacznie ważniejszego...

W tym momencie dotarł do mnie bardzo ważny fakt - skoro od niedawna mama sama mieszkała z ojcem, to nie miał już kto jej bronić. Mogło stać się jej coś naprawdę złego, a ja zostawiłam ją tam samą. Było jednak już dosyć późno i mogłam tylko mieć nadzieję, że mamie udało się spokojnie zasnąć. Chciałam się dowiedzieć, jak sobie radzi, ale lepiej było nie ryzykować dzwonieniem do niej. Po dyskusji z Macy, ustaliłyśmy, że skontaktujemy się z mamą jutro w godzinach jej pracy, tak przynajmniej ojciec nie będzie wiedział, że z nami rozmawiała i będzie miał o jeden mniej powód do gniewu.

        Następnego popołudnia zadzwoniłyśmy do mamy i okazało się, że w domu nawet nie było tak źle. W sumie to zależało, od interpretacji matczynych zapewnień. Mama, jak twierdziła, fizycznie nie została skrzywdzona od mojego wyjazdu, chociaż zawsze istnieje ta możliwość, że z troski o nas skłamała, natomiast na początku usłyszała tylko trochę siarczystych słów. Od dwóch dni ojciec właściwie przez cały czas był tak schlany, że nawet nie potrafił się ruszyć, więc ciągle okupował sypialniane łóżko rodziców. Wydawało mi się, że mama była jednak tym faktem nieco zatroskana. Ja natomiast zdawałam sobie sprawę z tego, że ojca nie da się uratować i każde pogorszenie u niego nie robiło już na mnie zbyt wielkiego wrażenia, dopóki skutki nie odbijały się na innych. W tym wypadku, więc zdecydowanie odczułam ulgę. Cóż lepszy śpiący, cuchnący człowiek w domu niż brutalny, agresywny, wciąż cuchnący i dodatkowo zatruwający przyjemną atmosferę dnia każdego, kogo spotka swoim ciętym językiem. Naprawdę nie miałam pojęcia jak on wynajdywał tyle przeróżnych obelg na człowieka, nie ważne czy prawdziwych, czy fałszywych, w wymyślaniu ich był mistrzem i mógł rzucać je jedną po drugiej jak asy z rękawa.

       Przez kilka kolejnych dni ciągle myślałam o mamie i codziennie do niej wydzwaniałam, jednak po licznych zapewnieniach o względnym spokoju w domu, trochę się uspokoiłam i pozwoliłam myślom uciec do innych spraw, takich jak nadchodzące rozpoczęcie roku akademickiego. Wiedziałam już, że dostałam się na wybrany kierunek, wiec śmiało mogłam rozpocząć drobne przygotowania, postanawiając nie przejmować się już nawet jak długo rzeczywiście będę w stanie uczęszczać na zajęcia, będąc w ciąży. Zakładałam, że powinnam ukończyć pierwszy semestr i to mi na razie wystarczało. Miałam jeszcze trochę czasu, więc odłożyłam swoje troski na bok, podejmując próbę skosztowania życia normalnej dziewiętnastolatki.
____________________________
Tym razem bez Liama, ale mam nadzieję, że Wam się spodoba.
Pozdrawiam, miłego dnia <3

2 komentarze:

  1. O Jezu... Cudo *,* trzy razy na tak! Oj tam, co tam że bez Liasia, czy podoba? Ba! ❤
    Czekam na nexta! :*
    Zapraszam też do mnie
    http://diana-harry-styles-fanfiction.blogspot.com/?m=1
    Miło by było gdybyś zostawiła jakiś komentarz bo to motywuje :) xx
    Pozdrawiam i weny życze! ❤

    OdpowiedzUsuń
  2. Rany świetny. Strasznie podobają mi się twoje opisy i w ogóle. Każdy kolejny rozdział jest coraz lepszy i lepszy. Oby tak dalej. Z niecierpliwością czekam na następny.<3

    OdpowiedzUsuń