Przez pierwszy miesiąc moje życie studenckie każdego dnia wyglądało dość podobnie. Nie było jeszcze zbyt dużo stresu, bo wykładowcy nie mieli raczej z czego robić kolokwiów. Trochę wolnego czasu było dla mnie idealną okazją do znalezienia pracy, której naprawdę bardzo teraz potrzebowałam. Z pomocą Liama, udało mi się znaleźć zakład fotograficzny, poszukujący asystenta. Nie miałam zbytnio czym się pochwalić. Jedynym dokumentem, świadczącym o poziomie moich umiejętności było oświadczenie z weekendowego kursu oraz z dwóch konkursów fotograficznych, w których uzyskałam wysokie miejsca. Na szczęście, po dodatkowym sprawdzeniu moich kwalifikacji w praktyce, zostałam przyjęta na pół etatu. W tym momencie była to dla mnie praca idealna - od razu mogłam działać w zawodzie robiąc to, co lubię. Biorąc pod uwagę to, że jako kierunek na studiach wybrałam wiedzę o filmie z anglistyką, mogła to być też przydatna praktyka na przyszłość. Wracając do Liama, on również z rozpoczęciem października zaczął pracę, więc nie widywaliśmy się już tak często. Nasze codzienne plany niezbyt się ze sobą zgrywały, więc właściwie często po prostu zapraszałyśmy go wspólnie z Macy na niedzielny obiad, ugotowany przez nas, a później gdzieś czasem wyskakiwaliśmy. Tak więc większość wolnych chwil pozostawało mi spędzać z kimś z mojego kierunku. Zaraz w pierwszych dniach poznałam Jaspera - wysokiego chłopaka o prostych, ciemnych włosach. Jasper, jako jeden z nielicznych osób w naszej grupie, był w moim wieku. Oboje teoretycznie powinniśmy być już na drugim roku studiów, ale ostatni rok spędziliśmy na pracowaniu w tych prymitywniejszych zawodach, do których nie potrzeba wyższego wykształcenia. Całkiem wesoło spędzało się czas w jego towarzystwie, a takiej radości potrzebowałam ostatnio w zdwojonej dawce, chociaż u otaczających mnie ludzi, dlatego często się z nim spotykałam.
Już od piętnastu minut czekałam pod umówionym sklepem, czekając na Jaspera. Po licznych namowach zgodziłam się, żeby pójść z nim na imprezę osiemnastkową jednego z jego kumpli. Z niecierpliwością spoglądałam na wyświetlacz telefonu, decydując się w końcu do niego zadzwonić. Jednak po chwili wsłuchiwania się w sygnał oczekującego połączenia, zobaczyłam samochód chłopaka wyłaniający się zza zakrętu, wiec chowając komórkę, podeszłam bliżej ulicy. Gdy tylko wsiadłam do auta, chłopak przywitał mnie wesoło, kompletnie ignorując fakt, że stałam dość długo, moknąc na deszczu, więc może wypadałoby rzucić chociaż krótkie "przepraszam".
- Hej. Nie potrafisz się nie spóźniać, co? - zgodnie z moją naturą, delikatnie zasugerowałam mu swoje zdanie, dbając, by zabrzmiało to po przyjacielsku.
- No cóż, chyba taki mój urok.
- W takim razie chyba nie pozostaje mi nic innego, jak się przyzwyczaić... Przypomnij mi skąd znasz tego chłopaka, do którego jedziemy?
- Przez długi czas byliśmy sąsiadami, później przeprowadził się do większego domu.
- Długo będziemy do niego jechać?
- Jakieś dwadzieścia minut.
- Dobra, to nie obrazisz się jak chwilkę się pouczę? We wtorek mamy to kolokwium, a ja jeszcze nic nie umiem.
- Jasne, jeśli radio ci nie będzie przeszkadzać, bo właśnie zamierzałem je włączyć.
Wyciągnęłam zeszyt, jednak po chwili jakaś piosenka się skończyła, a zaczęły się wiadomości. Bardzo ciężko było mi się skupić i ciągle czytałam te same zdania. W efekcie końcowym, z moich notatek nie wiedziałam właściwie nic, lecz mogłam zdać szczegółową relację z tego, ile osób zginęło w wypadku autokaru, jakie poparcie miała, w przeprowadzanych ostatnio sondażach, Partia Konserwatywna, a jakie Partia Pracy i jaka pogoda czeka nas przez najbliższe trzy dni.
Gdy tylko weszliśmy do środka, do moich uszu dobiegł wielki hałas licznych rozmów, chichotów oraz muzyki. Rozejrzałam się dookoła i momentalnie zrozumiałam, dlaczego Jasper tak nalegał, bym towarzyszyła mu na tej imprezie. Chłopaków i dziewczyn było tu mniej więcej tyle samo i od razu było widać, że wszyscy przyszli tu w parach. Po przejściu kilku kroków do przodu, poczułam, jak wielki zaduch panował wewnątrz budynku. Ludzi było tu naprawdę dużo. Byłam pod wrażeniem odwagi gospodarza, biorąc pod uwagę ilość przybyłych osób, większość pewnie podpitych, która nie mogła nie wywołać sporych szkód w mieszkaniu. Ja prawdopodobnie, nie podejmowałabym się takiego ryzyka, zwłaszcza, że później musiałabym po wszystkim sprzątać...
Na szczęście nie byłam tu od tego, żeby przejmować się, co będzie po tym, jak wszyscy wyjdą, więc zdecydowałam się odpuścić i po prostu dobrze się bawić. Planowałam nawet pozwolić sobie na nieco alkoholu, w końcu zasługiwałam na choć jedną noc odpoczynku od wszystkiego. Mimo, że od zwrotnych wydarzeń w moim życiu minęło już półtora miesiąca, blizny wciąż były świeże. Już nawet nie chodziło o samo rozstanie z Jamesem, lecz to, że dałam sobą manipulować i właściwie dobrowolnie pozwoliłam odebrać mu to, co powinnam chronić jak cenny skarb. Wiedziałam, że to już przesada, ale czasem na myśl o tym, czułam się prawie jak kobieta lekkich obyczajów, której właściwie nie można nazwać prawdziwą kobietą. Rozstanie z rodzicami oraz niewiedza o ich stanie i relacjach również była ciężka, jednak to, co najbardziej mnie martwiło, to coraz bardziej wyczuwalne dziecko. To, że musiałam poważnie zastanowić się co zrobię, gdy już pojawi się na świecie, było oczywiste, jednak postanowiłam jeszcze z tym zaczekać, dopóki inni nie zauważali mojej ciąży...
- Jess, to mój przyjaciel Chris.
Słowa Jaspera wyrwały mnie z moich przemyśleń i powoli skierowałam, jeszcze trochę otępiały wzrok w stronę przedstawianego mi właśnie blondyna. Grzecznie się przywitałam i złożyłam krótkie życzenia, po czym skierowaliśmy się do kuchni po zaproponowane drinki. Porozmawialiśmy chwilę w trójkę, raczej na tematy studyjne, po czym chłopcy poinformowali mnie, że idą do reszty swoich kumpli.
- Właściwie mogłabym...
- Możesz tu zostać, my zaraz wrócimy - przerwał mi Jasper.
Miałam na myśli to, że wolałabym iść z nimi, bo i tak nikogo tu nie znałam, ale zanim zdążyłam odpowiedzieć, już odeszli. Nie goniłam ich, bo nie chciałam się narzucać. Ja i Jasper byliśmy tylko przyjaciółmi, więc nie musieliśmy przecież spędzić całej nocy razem i nie miałam w zamiarze go też jakoś szczególnie kontrolować. Powoli dopiłam mojego drinka i zostałam na chwilę w miejscu, licząc na dosyć szybki powrót przyjaciela. Jednak po niemal połowie godziny oczekiwania, wyszłam z kuchni i skierowałam się w stronę grupki osób, znajdującej się najbliżej opuszczonego przeze mnie pomieszczenia. Wydawało mi się, że chociaż tutaj nie wszyscy byli w parach, więc może był to jakiś ratunek. Stanęłam niedaleko nich i przysłuchiwałam się chwilę ich rozmowie. Nagle usłyszałam głos kogoś z obserwowanej przeze mnie grupki.
- Hej, może do nas dołączysz?
_________________________________
Przepraszam, że dopiero dzisiaj, właściwie cały weekend nie miałam dostępu do wifi i równocześnie tableta, żeby Wam ten rozdział wstawić. Teraz też się bałam, że nie zdążę, ale uff mam jeszcze godzinę zanim mi wyłączą wifi c;
Wielkie dzięki za komentarze pod ostatnim rozdziałem! Skomentowało aż osiem różnych osób :) a spodziewałam się trzech, więc nawet ponad dwukrotnie przekroczyliście moje oczekiwania. Naprawdę bardzo mnie to ucieszyło, dziękuję!
Jedna osoba podpowiedziała mi, że do tego bloga pasuje piosenka Down.
Jeśli się nie mylę, to to -> http://youtu.be/VvGYYg40Ijw
możecie sobie posłuchać c;
Dzięki Anonimku, jeśli to nie to, to mnie popraw x
poniedziałek, 27 kwietnia 2015
sobota, 18 kwietnia 2015
Rozdział 6
Wędrowałam przez długie korytarze uniwersytetu w poszukiwaniu sali wykładowej, na której miałam rozpocząć moje pierwsze półtorej godziny życia studenckiego. Spojrzałam nerwowo w dół, co często miałam w zwyczaju, mijając nieznajomych lub ludzi, których wolałam po prostu unikać. Ubraną na sobie miałam prostą, błękitną sukienkę z krótkim rękawkiem. Włożyłam do tego zwykłe, lecz niesamowicie wygodne brązowe sandałki. Zawsze, jak tylko była taka możliwość, wolałam nie wkładać wysokich butów na pierwsze spotkania, bo w taki sposób rosło tylko ryzyko potknięcia się lub upadku, a tym samym narobienia sobie wstydu na samym początku. Tak jak radziła mi Macy, ubrałam się ładnie, ale z umiarem. Teraz widziałam, że dobrze zrobiłam słuchając jej rady. Wszystkie starsze roczniki wyglądały zdecydowanie bardziej na luzie. Od razu dało się odróżnić pierwszaków od reszty, zwłaszcza jeśli chodzi o dziewczyny. Zdecydowana większość ubrała się jak na jakieś ważne spotkanie biznesowe. Widziałam roześmiane miny starszych studentów. Idąc dalej prawie wpadłam na parę chichoczących dziewcząt, jednak w porę zeszłam na bok, a po chwili ukazały mi się drzwi, których szukałam. Wzięłam głęboki oddech i weszłam do sali, by przekonać się co czeka mnie w środku. Wykładowczyni siedziała za wysokim pulpitem, grzebiąc w swoich rzeczach, co było dla mnie znakiem, że na szczęście nie byłam spóźniona. Przeskanowałam wzrokiem szerokie rzędy ławek. Połowa z nich była jeszcze pusta. Nie chciałam siedzieć z samego przodu, ani z samego tyłu, więc wybrałam miejsce obok dziewczyny w trzeciej ławce. Wyglądała na sympatyczną, jednak do tej pory siedziała sama.
- Hej, mogę się dosiąść?
- Ymm myślę, że tak, wygląda na to, że Molly i tak już nie przyjdzie - dziewczyna wzięła swoją torbę z ławki i położyła ją na ziemi, by zrobić mi miejsce. - Siadaj.
- Dzięki. Jestem Jess - wyciągnęłam do niej rękę na przywitanie.
Dziewczyna zdezorientowana wpatrywała się we mnie przez chwilę. Musiałam wyrwać ją z zamyślenia, jednak w końcu odpowiedziała i odwzajemniła ledwie widocznym uśmiechem.
- Amber.
- Co z tą Molly? Zgubiła się już pierwszego dnia?
- Nie, siedzi na końcu z tym blondynem. Wpadł jej w oko, więc od razu za nim poleciała.
Spojrzałam szybko na tył sali i zauważyłam parę, pasującą do opisu Amber. Nie zdążyłam przyjrzeć się dziewczynie, ale chłopak rzeczywiście był całkiem przystojny, chociaż zupełnie nie w moim typie. To, że był spięty, było tak widoczne, że nie musiałam nawet dłużej się przyglądać.
Po chwili do sali weszło jeszcze około piętnaście osób i rozpoczęliśmy zajęcia. Gdy tylko profesor skończyła przedstawiać nam na czym polegają i czym właściwie są jej zajęcia, pozwoliła nam wyjść z racji tego, że to dopiero początek naszego pierwszego roku. Cóż, przynajmniej na razie zaczynało się miło.
Na zewnątrz była całkiem ładna pogoda, dlatego zdecydowaliśmy się wyjść przed budynek. Razem z pozostałymi dziewczynami szłyśmy na przodzie i zatrzymałyśmy się przy ławce, na której natychmiastowo usiadła część z nas. Blondyn, który wcześniej siedział obok Molly teraz celowo wybrał miejsce daleko od niej - zdecydowanie jednak jej nie polubił. Wyglądało na to, że dziewczyna się nie przejęła i mimo tego wciąż było jej do śmiechu. Chichotała razem z kilkoma innymi koleżankami, spoglądając cały czas przed siebie. Obróciłam głowę, by zobaczyć przedmiot ich radości i ujrzałam zwykłą dziewczynę, wychodzącą właśnie z uniwersytetu. Ubrana była trochę niechlujnie, w zniszczone, poprzecierane ubrania o fasonie, który już dawno wyszedł z mody. Do tego włosy podcięte miała do brody, nieułożone w żadną spójną całość, lecz pozostawione raczej same sobie, by układały się tak jak chciały.
- Gdzie nabawiłaś się takiego poczucia stylu, chłopczyco? - odezwała się jedna z dziewcząt, gdy tylko zbliżył się do nas przedmiot ich wyśmiewań.
- Pewnie sprawdza codziennie wszystkie najnowsze wiadomości o modzie na portalach niedostępnych dla zwykłych śmiertelników - zachichotała Molly.
- Aż tak bardzo zazdrościsz jej oryginalności, której w twoim wyglądzie nie można się nigdzie doszukać? - odparowałam zdenerwowana jej powierzchownością.
- Jeśli przeszkadza ci mój wygląd to po prostu się na mnie nie gap, dobra? - dodała nasza nowa towarzyszka.
- Przepraszam Molly, ale nie powinnaś w żaden sposób jej osądzać, zwłaszcza na samym początku. Może się okazać, że jest naprawdę wartościową osobą, a wtedy z pewnością będzie ci głupio - spokojnie wyjaśniła Amber, jednak Molly i tak zupełnie osłupiała. Może nie była przyzwyczajona do bycia upominaną, zwłaszcza przez swoją współlokatorkę.
Amber odwróciła się do dziewczyny, w której obronie stanęła, jednak z wyjątkiem pytania o jej imię nie uzyskała od dziewczyny żadnej odpowiedzi.
- Serio Molly, nie osądzaj Sylvii, ani nikogo innego, wtedy raczej wszystkim wyjdzie to na dobre - powiedziała jeszcze, po czym udała się szybkim krokiem za Sylvią, która widocznie miała już serdecznie dość naszego towarzystwa.
Ta wymiana zdań uciszyła trochę Molly do końca dnia. Ja jednak nie zdecydowałam się już zagadać więcej do Sylvii. Nie wiedziałam jak mogła zareagować na to reszta studentów z mojego kierunku. Szczerze mówiąc, nie chciałam znowu wylądować w grupie kompletnych ofiar. Wystarczająco miałam już problemów, więc nie potrzebowałam jeszcze bardziej komplikować sobie życia. Wiedziałam już, że z Molly nie będę chciała utrzymywać jakichkolwiek kontaktów, ale z resztą mogłam spróbować się zaprzyjaźnić.
Ponieważ Amber czuła się odpowiedzialna za dziewczynę narażoną na nieprzyjemności innych, próbowała różnych metod, żeby się trochę do niej zbliżyć, jednak wyglądało na to, że dziewczyna nie miała najmniejszej chęci na dzielenie się jakimkolwiek szczegółem ze swojego prywatnego życia. Skoro nie miałam ochoty na plątanie się wokół Sylvii, musiałam zrezygnować również z towarzystwa Amber.
W takiej sytuacji, podeszłam do grupy chłopaków, którzy wyglądali na wesołych i otwartych ludzi. Byli naprawdę sympatyczni, jednak nie od razu kleiło nam się do rozmowy, więc pierwszy dzień studiów mogłam uznać za dosyć męczący pod względem szukania sobie towarzystwa. Na szczęście tego dnia mieliśmy tylko cztery zajęcia, bo ostatnie zostały odwołane.
Gdy tylko spotkałam się z Liamem, zorientowałam się, że niczego tak bardzo nie potrzebowałam, jak wspólnego zrelaksowania się przed telewizorem. Jako, że w naszym zasięgu nie było wiele filmów, które podobałyby się nam obojgu, wybraliśmy "Batmana", głównie ze względu na zamiłowanie Liama do głównego bohatera. Naprawdę lubiłam ten film, jednak nie na tyle, by utrzymał mnie do końca w przytomnym stanie. Poprzedni tydzień naprawdę mało spałam i przez ostatnie dni mój organizm bardzo wcześnie dawał znaki, że potrzebuje odpoczynku. Wystarczyła chwila przerwy między jedną akcją a druga, a ja zorientowałam się, że nie mogłam przestać ziewać. Niestety nie uszło to też uwadze Liama, a ja zaczerwieniłam się, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że raczej nikt nie wygląda dobrze, gdy ziewa.
- Jess powinnaś iść spać, potrzebujesz odpoczynku - odezwał się się po chwili.
- Przecież oglądaniem filmu wcale się nie męczę.
- To nie to samo, co porządny sen.
- Daj spokój, Liam. Już niewiele zostało, obejrzyjmy to do końca.
- Dobrze, poczekaj chwilę, zaraz wrócę.
Nie minęła minuta, gdy zobaczyłam chłopaka wracającego do pokoju z kocem i poduszką pod pachą.
- Mówiłam ci, że nie chcę spać. Nie przejmuj się, po prostu siadaj i oglądajmy dalej.
- Jess to przecież nic takiego, nie mogę się o ciebie trochę zatroszczyć?
- Nie musisz traktować mnie jak małe dziecko. To, że jestem zraniona nie znaczy, że nie potrafię w żadnym stopniu o siebie zadbać!
- Przecież nie musisz spać jak nie chcesz, po prostu pomyślałem, że z poduszką będzie ci wygodniej, a to - wskazał na koc - na wypadek, gdyby zrobiło ci się zimno. Może rzeczywiście trochę za bardzo próbuję tobie dogodzić, ale myślałem, że dziewczyny lubią takie rzeczy.
- Próbuję być normalna, okej?! Byłoby miło, jakbyś mi w tym pomógł, a nie rozczulał się nade mną. Nie powiesz mi przecież, że tak traktowałbyś każdą inną dziewczynę. Faceci wcale tacy nie są.
- To, że zawiodłaś się na kilku nie znaczy, że cała reszta też nie ma uczuć. Słuchaj Jess, nie musisz wcale silić się na bycie "normalną", taką jak inni. Powinnaś być sobą, przecież wszyscy inni są już zajęci. Tylko pomyśl jak nudny byłby świat, gdyby żyły na nim tylko dwa typy ludzi - mężczyzna i kobieta z przypisanymi odgórnie wszystkimi cechami charakteru. Przecież nikt z nas nie wytrzymałby z milionami kopii samego siebie. Ludzie mają tendencję do narzekania na swoje charaktery, potrzebujemy zmian, różnic...
- Okej, po prostu wróćmy do oglądania filmu.
Wyjaśnienie chłopaka trochę zbiło mnie z pantałyku, więc postanowiłam jednak siedzieć cicho. On był zdecydowanie zbyt inteligentny i uświadamiał mi to prawie na każdym kroku. Rzeczywiście był zdecydowanie inny niż reszta. Mężczyznom przeważnie łatwiej wybacza się głupotę, usilne starania przypodobania się innym czy zdrady. W społeczeństwie powstał już stereotyp, że oni tacy właśnie są i nie można zrobić z tym nic innego, jak tylko do tego przywyknąć. Myślę, że Lam był dowodem na to, że od nich też jednak należy wymagać, że mogą na tym zyskać, a łatwe odpuszczanie im każdej winy, niezwracanie uwagi na ich prostackie zachowanie mogło im tylko zaszkodzić, zatrzymywało ich w rozwoju, odbierając możliwość lepszego poznawania życia. Chłopak musiał mieć dobry przykład w rodzicach, bo od kogoś musiał się przecież nauczyć, że trzeba od siebie wymagać.
Zorientowałam się, że przestałam oglądać film, wpatrując się od pewnego czasu w twarz mojego przyjaciela. Widziałam emocje wymalowane na jego twarzy przy każdej podnoszącej poziom adrenaliny scenie. Jednak wiedziałam, że coś go blokowało, a to oznaczało, że nie puścił jeszcze naszej ostatniej wymiany zdań w zapomnienie. Widziałam, że zdawał sobie już sprawę z tego, że go obserwuję, jednak nie obracał głowy, zachowując nas oboje od krępującej sytuacji.
- Przepraszam. Nie wiem co się ze mną dzieje, od początku zachowujesz się w stosunku do mnie powyżej moich najśmielszych oczekiwań, a ja nawet nie potrafię ci podziękować.
- Nie ma sprawy Jess, wiele ostatnio przeszłaś, nie musisz się o nic obwiniać.
- Liam to nie jest w porządku..
- Shhh - przerwał mi w połowie zdania, po czym przyciągnął mnie do siebie, przytulając do swojego torsu.
- Nie mogę wiecznie tłumaczyć się moją przeszłością - wyszeptałam po chwili.
- Och to nic takiego, nawet porządnie nie podniosłaś na mnie głosu, wyluzuj Jess.
- Okej, więc twoja oferta poduszki jest wciąż aktualna?
Chłopak od razu rozchmurzył się, słysząc moje pytanie i podał mi poduszkę, którą ułożyłam na jego ramieniu.
- Nie byłoby ci wygodniej, jakbyś po prostu położyła mi się na kolanach?
- Jeśli mogę..
- Jasne... Nie każ mi się prosić - dodał, widząc, że nie byłam jeszcze do końca przekonana.
Położyłam się wygodnie, kładąc głowę na kolanach Liama, który przez dobrą chwilę przekładał ciągle swoje ręce z jednej strony na drugą, nie wiedząc co z nimi zrobić. Planowałam powiedzieć mu, żeby się mną nie przejmował, jednak byłam tak zmęczona, że ciężko nawet było mi się przemóc, by stworzyć jakiekolwiek składne zdanie i wypowiedzieć je na głos. W końcu chłopak przestał się wiercić i prawdopodobnie ułożył ręce pod swoim karkiem.
______________________________
Mam małą prośbę, chciałabym się zorientować ile mniej - więcej mam czytelników, więc jeśli możesz, to zostaw chociaż krótki komentarz "przeczytałam", cokolwiek, może być sama buźka x
Już ponad 1000 wyświetleń! ;D Dzięki wielkie!
Od teraz postaram się wrócić do planu, by wstawiać rozdziały w każdy weekend. Mam nadzieję, że raczej mi się będzie udawać, ale po prostu nie zawsze mam taką możliwość w weekendy. Jak nie będę mogła wstawić rozdziału w terminie, postaram się Was informować ;*
Miłego dnia ♥
- Hej, mogę się dosiąść?
- Ymm myślę, że tak, wygląda na to, że Molly i tak już nie przyjdzie - dziewczyna wzięła swoją torbę z ławki i położyła ją na ziemi, by zrobić mi miejsce. - Siadaj.
- Dzięki. Jestem Jess - wyciągnęłam do niej rękę na przywitanie.
Dziewczyna zdezorientowana wpatrywała się we mnie przez chwilę. Musiałam wyrwać ją z zamyślenia, jednak w końcu odpowiedziała i odwzajemniła ledwie widocznym uśmiechem.
- Amber.
- Co z tą Molly? Zgubiła się już pierwszego dnia?
- Nie, siedzi na końcu z tym blondynem. Wpadł jej w oko, więc od razu za nim poleciała.
Spojrzałam szybko na tył sali i zauważyłam parę, pasującą do opisu Amber. Nie zdążyłam przyjrzeć się dziewczynie, ale chłopak rzeczywiście był całkiem przystojny, chociaż zupełnie nie w moim typie. To, że był spięty, było tak widoczne, że nie musiałam nawet dłużej się przyglądać.
Po chwili do sali weszło jeszcze około piętnaście osób i rozpoczęliśmy zajęcia. Gdy tylko profesor skończyła przedstawiać nam na czym polegają i czym właściwie są jej zajęcia, pozwoliła nam wyjść z racji tego, że to dopiero początek naszego pierwszego roku. Cóż, przynajmniej na razie zaczynało się miło.
Na zewnątrz była całkiem ładna pogoda, dlatego zdecydowaliśmy się wyjść przed budynek. Razem z pozostałymi dziewczynami szłyśmy na przodzie i zatrzymałyśmy się przy ławce, na której natychmiastowo usiadła część z nas. Blondyn, który wcześniej siedział obok Molly teraz celowo wybrał miejsce daleko od niej - zdecydowanie jednak jej nie polubił. Wyglądało na to, że dziewczyna się nie przejęła i mimo tego wciąż było jej do śmiechu. Chichotała razem z kilkoma innymi koleżankami, spoglądając cały czas przed siebie. Obróciłam głowę, by zobaczyć przedmiot ich radości i ujrzałam zwykłą dziewczynę, wychodzącą właśnie z uniwersytetu. Ubrana była trochę niechlujnie, w zniszczone, poprzecierane ubrania o fasonie, który już dawno wyszedł z mody. Do tego włosy podcięte miała do brody, nieułożone w żadną spójną całość, lecz pozostawione raczej same sobie, by układały się tak jak chciały.
- Gdzie nabawiłaś się takiego poczucia stylu, chłopczyco? - odezwała się jedna z dziewcząt, gdy tylko zbliżył się do nas przedmiot ich wyśmiewań.
- Pewnie sprawdza codziennie wszystkie najnowsze wiadomości o modzie na portalach niedostępnych dla zwykłych śmiertelników - zachichotała Molly.
- Aż tak bardzo zazdrościsz jej oryginalności, której w twoim wyglądzie nie można się nigdzie doszukać? - odparowałam zdenerwowana jej powierzchownością.
- Jeśli przeszkadza ci mój wygląd to po prostu się na mnie nie gap, dobra? - dodała nasza nowa towarzyszka.
- Przepraszam Molly, ale nie powinnaś w żaden sposób jej osądzać, zwłaszcza na samym początku. Może się okazać, że jest naprawdę wartościową osobą, a wtedy z pewnością będzie ci głupio - spokojnie wyjaśniła Amber, jednak Molly i tak zupełnie osłupiała. Może nie była przyzwyczajona do bycia upominaną, zwłaszcza przez swoją współlokatorkę.
Amber odwróciła się do dziewczyny, w której obronie stanęła, jednak z wyjątkiem pytania o jej imię nie uzyskała od dziewczyny żadnej odpowiedzi.
- Serio Molly, nie osądzaj Sylvii, ani nikogo innego, wtedy raczej wszystkim wyjdzie to na dobre - powiedziała jeszcze, po czym udała się szybkim krokiem za Sylvią, która widocznie miała już serdecznie dość naszego towarzystwa.
Ta wymiana zdań uciszyła trochę Molly do końca dnia. Ja jednak nie zdecydowałam się już zagadać więcej do Sylvii. Nie wiedziałam jak mogła zareagować na to reszta studentów z mojego kierunku. Szczerze mówiąc, nie chciałam znowu wylądować w grupie kompletnych ofiar. Wystarczająco miałam już problemów, więc nie potrzebowałam jeszcze bardziej komplikować sobie życia. Wiedziałam już, że z Molly nie będę chciała utrzymywać jakichkolwiek kontaktów, ale z resztą mogłam spróbować się zaprzyjaźnić.
Ponieważ Amber czuła się odpowiedzialna za dziewczynę narażoną na nieprzyjemności innych, próbowała różnych metod, żeby się trochę do niej zbliżyć, jednak wyglądało na to, że dziewczyna nie miała najmniejszej chęci na dzielenie się jakimkolwiek szczegółem ze swojego prywatnego życia. Skoro nie miałam ochoty na plątanie się wokół Sylvii, musiałam zrezygnować również z towarzystwa Amber.
W takiej sytuacji, podeszłam do grupy chłopaków, którzy wyglądali na wesołych i otwartych ludzi. Byli naprawdę sympatyczni, jednak nie od razu kleiło nam się do rozmowy, więc pierwszy dzień studiów mogłam uznać za dosyć męczący pod względem szukania sobie towarzystwa. Na szczęście tego dnia mieliśmy tylko cztery zajęcia, bo ostatnie zostały odwołane.
Gdy tylko spotkałam się z Liamem, zorientowałam się, że niczego tak bardzo nie potrzebowałam, jak wspólnego zrelaksowania się przed telewizorem. Jako, że w naszym zasięgu nie było wiele filmów, które podobałyby się nam obojgu, wybraliśmy "Batmana", głównie ze względu na zamiłowanie Liama do głównego bohatera. Naprawdę lubiłam ten film, jednak nie na tyle, by utrzymał mnie do końca w przytomnym stanie. Poprzedni tydzień naprawdę mało spałam i przez ostatnie dni mój organizm bardzo wcześnie dawał znaki, że potrzebuje odpoczynku. Wystarczyła chwila przerwy między jedną akcją a druga, a ja zorientowałam się, że nie mogłam przestać ziewać. Niestety nie uszło to też uwadze Liama, a ja zaczerwieniłam się, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że raczej nikt nie wygląda dobrze, gdy ziewa.
- Jess powinnaś iść spać, potrzebujesz odpoczynku - odezwał się się po chwili.
- Przecież oglądaniem filmu wcale się nie męczę.
- To nie to samo, co porządny sen.
- Daj spokój, Liam. Już niewiele zostało, obejrzyjmy to do końca.
- Dobrze, poczekaj chwilę, zaraz wrócę.
Nie minęła minuta, gdy zobaczyłam chłopaka wracającego do pokoju z kocem i poduszką pod pachą.
- Mówiłam ci, że nie chcę spać. Nie przejmuj się, po prostu siadaj i oglądajmy dalej.
- Jess to przecież nic takiego, nie mogę się o ciebie trochę zatroszczyć?
- Nie musisz traktować mnie jak małe dziecko. To, że jestem zraniona nie znaczy, że nie potrafię w żadnym stopniu o siebie zadbać!
- Przecież nie musisz spać jak nie chcesz, po prostu pomyślałem, że z poduszką będzie ci wygodniej, a to - wskazał na koc - na wypadek, gdyby zrobiło ci się zimno. Może rzeczywiście trochę za bardzo próbuję tobie dogodzić, ale myślałem, że dziewczyny lubią takie rzeczy.
- Próbuję być normalna, okej?! Byłoby miło, jakbyś mi w tym pomógł, a nie rozczulał się nade mną. Nie powiesz mi przecież, że tak traktowałbyś każdą inną dziewczynę. Faceci wcale tacy nie są.
- To, że zawiodłaś się na kilku nie znaczy, że cała reszta też nie ma uczuć. Słuchaj Jess, nie musisz wcale silić się na bycie "normalną", taką jak inni. Powinnaś być sobą, przecież wszyscy inni są już zajęci. Tylko pomyśl jak nudny byłby świat, gdyby żyły na nim tylko dwa typy ludzi - mężczyzna i kobieta z przypisanymi odgórnie wszystkimi cechami charakteru. Przecież nikt z nas nie wytrzymałby z milionami kopii samego siebie. Ludzie mają tendencję do narzekania na swoje charaktery, potrzebujemy zmian, różnic...
- Okej, po prostu wróćmy do oglądania filmu.
Wyjaśnienie chłopaka trochę zbiło mnie z pantałyku, więc postanowiłam jednak siedzieć cicho. On był zdecydowanie zbyt inteligentny i uświadamiał mi to prawie na każdym kroku. Rzeczywiście był zdecydowanie inny niż reszta. Mężczyznom przeważnie łatwiej wybacza się głupotę, usilne starania przypodobania się innym czy zdrady. W społeczeństwie powstał już stereotyp, że oni tacy właśnie są i nie można zrobić z tym nic innego, jak tylko do tego przywyknąć. Myślę, że Lam był dowodem na to, że od nich też jednak należy wymagać, że mogą na tym zyskać, a łatwe odpuszczanie im każdej winy, niezwracanie uwagi na ich prostackie zachowanie mogło im tylko zaszkodzić, zatrzymywało ich w rozwoju, odbierając możliwość lepszego poznawania życia. Chłopak musiał mieć dobry przykład w rodzicach, bo od kogoś musiał się przecież nauczyć, że trzeba od siebie wymagać.
Zorientowałam się, że przestałam oglądać film, wpatrując się od pewnego czasu w twarz mojego przyjaciela. Widziałam emocje wymalowane na jego twarzy przy każdej podnoszącej poziom adrenaliny scenie. Jednak wiedziałam, że coś go blokowało, a to oznaczało, że nie puścił jeszcze naszej ostatniej wymiany zdań w zapomnienie. Widziałam, że zdawał sobie już sprawę z tego, że go obserwuję, jednak nie obracał głowy, zachowując nas oboje od krępującej sytuacji.
- Przepraszam. Nie wiem co się ze mną dzieje, od początku zachowujesz się w stosunku do mnie powyżej moich najśmielszych oczekiwań, a ja nawet nie potrafię ci podziękować.
- Nie ma sprawy Jess, wiele ostatnio przeszłaś, nie musisz się o nic obwiniać.
- Liam to nie jest w porządku..
- Shhh - przerwał mi w połowie zdania, po czym przyciągnął mnie do siebie, przytulając do swojego torsu.
- Nie mogę wiecznie tłumaczyć się moją przeszłością - wyszeptałam po chwili.
- Och to nic takiego, nawet porządnie nie podniosłaś na mnie głosu, wyluzuj Jess.
- Okej, więc twoja oferta poduszki jest wciąż aktualna?
Chłopak od razu rozchmurzył się, słysząc moje pytanie i podał mi poduszkę, którą ułożyłam na jego ramieniu.
- Nie byłoby ci wygodniej, jakbyś po prostu położyła mi się na kolanach?
- Jeśli mogę..
- Jasne... Nie każ mi się prosić - dodał, widząc, że nie byłam jeszcze do końca przekonana.
Położyłam się wygodnie, kładąc głowę na kolanach Liama, który przez dobrą chwilę przekładał ciągle swoje ręce z jednej strony na drugą, nie wiedząc co z nimi zrobić. Planowałam powiedzieć mu, żeby się mną nie przejmował, jednak byłam tak zmęczona, że ciężko nawet było mi się przemóc, by stworzyć jakiekolwiek składne zdanie i wypowiedzieć je na głos. W końcu chłopak przestał się wiercić i prawdopodobnie ułożył ręce pod swoim karkiem.
______________________________
Mam małą prośbę, chciałabym się zorientować ile mniej - więcej mam czytelników, więc jeśli możesz, to zostaw chociaż krótki komentarz "przeczytałam", cokolwiek, może być sama buźka x
Już ponad 1000 wyświetleń! ;D Dzięki wielkie!
Od teraz postaram się wrócić do planu, by wstawiać rozdziały w każdy weekend. Mam nadzieję, że raczej mi się będzie udawać, ale po prostu nie zawsze mam taką możliwość w weekendy. Jak nie będę mogła wstawić rozdziału w terminie, postaram się Was informować ;*
Miłego dnia ♥
środa, 8 kwietnia 2015
Rozdział 5
Już od pół godziny siedziałam razem z Macy w pobliskiej kawiarni. Tym razem zastałam ją w mieszkaniu i wcale nie musiałam czekać pod drzwiami. Do tej pory, poza przywitaniem i uzgodnieniem, że tu przyjdziemy, nie zamieniłyśmy ze sobą ani słowa. Zajmowałam się więc powolnym piciem gorącej czekolady i jedzeniem ciasta, a kiedy nie miałam gdzie podziać wzroku, decydowałam się na dokładne oglądanie wnętrza lokalu. Na oknach zawieszone były bordowe, ciężkie kotary zakończone złotymi obszyciami. Ściany były jasne, całe we wzory o barwie kawy, do tego ciemne stoliki i beżowe, wyświechtane kanapy. Całość tworzyła nieco przytłaczający nastrój. Jedynym pozytywnym elementem były, postawione na każdym stole, świece. Nie znajdując więc ciekawszego obiektu niż płomień ognia, pogrążyłam się w myślach, wpatrując się w niego już od pewnego czasu. Zastanawiałam się od czego powinnam zacząć, tak, by nie urazić Macy.
- Czyli przyjechałaś już w tym roku z powodu ojca, prawda? Wiem, że planowałaś pracować w tym roku, więc nie widzę innego powodu. Chyba że twój przyjazd ma jakiś związek z tym chłopakiem, Liamem, tak?
Momentalnie w myślach, zaczęłam wyrzucać sobie, że nie odważyłam się rozpocząć rozmowy innym tematem. Wtedy przynajmniej może byłoby to mniej krępujące, bo jednak dawno ze sobą nie rozmawiałyśmy, zwłaszcza twarzą w twarz.
- Nie, Liam jest tylko... właściwie dopiero co go poznałam... powiedzmy, że jest przyjacielem, przynajmniej tak mi się wydaje.
- Okej w takim razie na razie go zostawmy, a powiedz mi co znowu zrobił ojciec, hmm?
- Właściwie nic jeszcze nie zrobił..
- Nie rozumiem.. w takim razie dlaczego tu jesteś?
- Nie mogę odwiedzić własnej siostry? - próbowałam się zaśmiać, ale nawet to mi nie wyszło. - To moja wina Macy, to ja popełniłam błąd i ojciec nigdy by mi tego nie wybaczył.
Macy zawahała się i na krótką chwilę spojrzała przez okno.
- Masz coś przeciwko pójściu na spacer, myślę, że miałybyśmy dogodniejsze warunki do rozmowy.
- Jasne, chodźmy - odparłam przełykając, narastającą już w moim gardle, gulę.
Powoli zaczęłyśmy się ubierać i zbierać rzeczy, a następnie skierowałyśmy się ku wyjściu. Żadna z nas nie chciała wywoływać niepotrzebnego napięcia, więc zupełnie się nie spieszyłyśmy. Wyszłyśmy na zewnątrz i od razu poczułam podmuch chłodnego wiatru. Tym razem jednak sprawiał mi on pewnego rodzaju przyjemność. Z powodu zwiększającego się zdenerwowania, moje ciało nabierało coraz większej temperatury, więc poczucie chłodnego powiewu było wręcz pożądane. Spokojnie wędrowałyśmy alejkami parku, a ja stopniowo zaczęłam się uspokajać. Wiedziałam, że Macy będzie starała się na mnie nie naciskać i poczeka, aż sama wytłumaczę jej co się stało lub zrezygnuję i zmienię temat.
- Macy ja Ci tego nie powiem z własnej woli, nie wiem czy nie łatwiej byłoby gdybyś jednak starała się to ode mnie wyciągnąć.
- Mogę poczekać, albo w ogóle nie musisz mi mówić.
Wiedziałam jednak, że to byłoby nie w porządku, skoro powiedziałam Liamowi, to własnej siostrze też powinnam. Poza tym zależało mi, by w jakiś sposób odbudować naszą relację, a to mogła być jedna z decydujących kwestii. Obie przystanęłyśmy, Macy trochę dalej, jednak plecami do mnie. Wiedziałam, że w ten sposób chciała dać mi trochę więcej swobody.
- Jestem w ciąży - bardzo cicho wyszeptałam te słowa.
Chwilę później siostra stała dalej tak jak stała, więc byłam pewna, że nie usłyszała. Po pewnym czasie jednak odwróciła się i z lekkim, wspierającym uśmiechem wyszeptała krótkie "okej".
- Po prostu bałam się, że jak ojciec się dowie, wyrzuci mnie z domu, nie mówiąc o tym, co zrobiłby jeszcze wcześniej, więc sama odeszłam.
Po chwili zawahania siostra przytuliła mnie delikatnie, a ja mocno zacisnęłam ręce na jej ramionach i pozwoliłam uwolnić się kilku łzom, jednak po nich nic więcej nie wydostało się z moich oczu. Myślę, że już nawet nie miałam czym płakać, ale z drugiej strony ból już w dużej mierze się ulotnił. Chyba prawda jest to, co mówią, że powierzyć przyjacielowi swój smutek, ból czy utrapienie to jak oddać ich połowę, a ja podzieliłam się tym już z dwoma osobami.
- Dziękuję za zaufanie Jesy - powiedziała płacząca Macy.
- To ja dziękuję.
- Moja mała siostrzyczka - dziewczyna jeszcze mocniej zacieśniła nasz uścisk.
- Nie płacz, patrz nawet ja nie płaczę.
- Przepraszam, po prostu tęsknię za naszą rodziną, a teraz mam przynajmniej jej część blisko siebie.
Jeszcze dobre kilka minut przytulałyśmy się do siebie, aż wreszcie się od siebie oderwałyśmy, a Macy już nie płakała.
- A co z ojcem dziecka?
- Ma to wszystko głęboko gdzieś. Jedyną rzeczą, która go obchodzi, jest to, żeby nikt się nie dowiedział, że to jego dziecko, a najlepiej, żeby jeszcze ukryć przed jego znajomymi moją ciążę.
- Co za dureń...
- Taa właśnie, przejmuje się tylko i wyłącznie swoją reputacją, ważniejszą od jakiegokolwiek innego człowieka.
- Współczuję...
- Wiesz, w sumie dobrze, że to już się skończyło, mam na myśli nasz związek, oczywiście o wiele lepiej byłoby jakby ukazał swoje prawdziwe oblicze znacznie wcześniej, ale z drugiej strony mogłoby też wszystko wyjść na jaw jeszcze później, a wtedy bolałoby znacznie bardziej...
- Racja, może dobrze, że myślisz o tym w taki sposób - przyznała Macy, lekko się uśmiechając.
Na chwilę zapadła niezręczna cisza, a ja z całej siły zagryzłam wargę, by nie pozwolić łzom wypłynąć z moich oczu. Po chwili jednak Macy dostrzegła moją tragiczną minę, a wtedy już nie potrafiłam się powstrzymać. Kolejny raz wybuchłam płaczem na oczach wszystkich kręcących się wokół ludzi.
- Wcale tak nie myślę, po prostu staram się to sobie wmówić, ale to nie sprawia, że ta cała sytuacja jest łatwiejsza do zniesienia... Po prostu nie wiem co mam ze sobą zrobić. Tylko proszę Macy nie osądzaj mnie źle, nie utrzymam sama ciężaru ostatnich zdarzeń, więc mnie nie zostawiaj. Potrzebuję cię...
- Dobra mała tylko nie rozklejaj się jeszcze bardziej, bo nie jesteśmy tu całkiem same. Chodź, idziemy do domu, nie będę cię już dzisiaj o nic męczyć, potrzebujesz trochę odpoczynku.
Uwielbiałam Macy za to, jak zawsze potrafiła mnie choć w niewielkim stopniu postawić na nogi. Nigdy nie pozwalała mi zbyt długo płakać, ale dawała mi jasno do zrozumienia, że powinnam już skończyć. Tak było zawsze, odkąd tata wpadł w swój nałóg pijaństwa. Pewnie bardzo denerwowałoby mnie takie zachowanie siostry, może odbierałabym to za przejaw jej egoizmu i niezrozumienia, ale wiedziałam, że w taki sposób chce nauczyć mnie jak być silną. W naszej rodzinie było to bardzo potrzebne. Obie widziałyśmy, że mamie zdecydowanie brakowało tej siły charakteru i dlatego ona najczęściej padała ofiarą ojca. On natomiast, gdy widział oznaki słabości innych, wpadał w pewien trans i nie przestawał dopóki ktoś nie pomógł mu uświadomić sobie jak wielką krzywdę wyrządzą. Tą osobą przeważnie była Macy i zawsze za to obrywała. Na szczęście nie tak bardzo, bo szybko potrafiła przemówić do jego rozumu. Te upomnienia i przebłyski w świadomości ojca nie trwały jednak długo. Sytuacja powtarzała się niemal za każdym razem, gdy pijany wracał do domu. Najdrobniejsza rzecz mogła być dla niego powodem do wybuchu gniewu. Zawsze starałyśmy się, by w domu wszystko było idealnie wysprzątane, przyszykowane na czas, jednak on i tak potrafił znaleźć coś, co mu nie pasowało. Wiem, że to nigdy nie był w pełni on, bo przemawiał przez niego spożyty alkohol, ale i tak bardzo dotykały mnie jego słowa. Od tych siedmiu lat z każdym kolejnym zdaniem wypowiedzianym przez tego człowieka, gromadziłam tylko coraz więcej złości i nienawiści. Na samo wspomnienie o jego czynach, głowę rozsadzały mi same dręczące, negatywne myśli. To było po prostu nie do zniesienia. Całe szczęście, że większość dnia go nie widziałam, bo nigdy nie byłabym w stanie mieszkać z tą jego wersją w domu przez kilka lat. Przez cały ten czas tak naprawdę tylko jedno było dla mnie wielką zagadką: jak mama to wszystko wytrzymywała i czemu jeszcze nie starała się o rozwód? Może aż tak bardzo bała się ojca, a może kryło się za tym jeszcze coś więcej, coś znacznie ważniejszego...
W tym momencie dotarł do mnie bardzo ważny fakt - skoro od niedawna mama sama mieszkała z ojcem, to nie miał już kto jej bronić. Mogło stać się jej coś naprawdę złego, a ja zostawiłam ją tam samą. Było jednak już dosyć późno i mogłam tylko mieć nadzieję, że mamie udało się spokojnie zasnąć. Chciałam się dowiedzieć, jak sobie radzi, ale lepiej było nie ryzykować dzwonieniem do niej. Po dyskusji z Macy, ustaliłyśmy, że skontaktujemy się z mamą jutro w godzinach jej pracy, tak przynajmniej ojciec nie będzie wiedział, że z nami rozmawiała i będzie miał o jeden mniej powód do gniewu.
Następnego popołudnia zadzwoniłyśmy do mamy i okazało się, że w domu nawet nie było tak źle. W sumie to zależało, od interpretacji matczynych zapewnień. Mama, jak twierdziła, fizycznie nie została skrzywdzona od mojego wyjazdu, chociaż zawsze istnieje ta możliwość, że z troski o nas skłamała, natomiast na początku usłyszała tylko trochę siarczystych słów. Od dwóch dni ojciec właściwie przez cały czas był tak schlany, że nawet nie potrafił się ruszyć, więc ciągle okupował sypialniane łóżko rodziców. Wydawało mi się, że mama była jednak tym faktem nieco zatroskana. Ja natomiast zdawałam sobie sprawę z tego, że ojca nie da się uratować i każde pogorszenie u niego nie robiło już na mnie zbyt wielkiego wrażenia, dopóki skutki nie odbijały się na innych. W tym wypadku, więc zdecydowanie odczułam ulgę. Cóż lepszy śpiący, cuchnący człowiek w domu niż brutalny, agresywny, wciąż cuchnący i dodatkowo zatruwający przyjemną atmosferę dnia każdego, kogo spotka swoim ciętym językiem. Naprawdę nie miałam pojęcia jak on wynajdywał tyle przeróżnych obelg na człowieka, nie ważne czy prawdziwych, czy fałszywych, w wymyślaniu ich był mistrzem i mógł rzucać je jedną po drugiej jak asy z rękawa.
Przez kilka kolejnych dni ciągle myślałam o mamie i codziennie do niej wydzwaniałam, jednak po licznych zapewnieniach o względnym spokoju w domu, trochę się uspokoiłam i pozwoliłam myślom uciec do innych spraw, takich jak nadchodzące rozpoczęcie roku akademickiego. Wiedziałam już, że dostałam się na wybrany kierunek, wiec śmiało mogłam rozpocząć drobne przygotowania, postanawiając nie przejmować się już nawet jak długo rzeczywiście będę w stanie uczęszczać na zajęcia, będąc w ciąży. Zakładałam, że powinnam ukończyć pierwszy semestr i to mi na razie wystarczało. Miałam jeszcze trochę czasu, więc odłożyłam swoje troski na bok, podejmując próbę skosztowania życia normalnej dziewiętnastolatki.
____________________________
Tym razem bez Liama, ale mam nadzieję, że Wam się spodoba.
Pozdrawiam, miłego dnia <3
- Czyli przyjechałaś już w tym roku z powodu ojca, prawda? Wiem, że planowałaś pracować w tym roku, więc nie widzę innego powodu. Chyba że twój przyjazd ma jakiś związek z tym chłopakiem, Liamem, tak?
Momentalnie w myślach, zaczęłam wyrzucać sobie, że nie odważyłam się rozpocząć rozmowy innym tematem. Wtedy przynajmniej może byłoby to mniej krępujące, bo jednak dawno ze sobą nie rozmawiałyśmy, zwłaszcza twarzą w twarz.
- Nie, Liam jest tylko... właściwie dopiero co go poznałam... powiedzmy, że jest przyjacielem, przynajmniej tak mi się wydaje.
- Okej w takim razie na razie go zostawmy, a powiedz mi co znowu zrobił ojciec, hmm?
- Właściwie nic jeszcze nie zrobił..
- Nie rozumiem.. w takim razie dlaczego tu jesteś?
- Nie mogę odwiedzić własnej siostry? - próbowałam się zaśmiać, ale nawet to mi nie wyszło. - To moja wina Macy, to ja popełniłam błąd i ojciec nigdy by mi tego nie wybaczył.
Macy zawahała się i na krótką chwilę spojrzała przez okno.
- Masz coś przeciwko pójściu na spacer, myślę, że miałybyśmy dogodniejsze warunki do rozmowy.
- Jasne, chodźmy - odparłam przełykając, narastającą już w moim gardle, gulę.
Powoli zaczęłyśmy się ubierać i zbierać rzeczy, a następnie skierowałyśmy się ku wyjściu. Żadna z nas nie chciała wywoływać niepotrzebnego napięcia, więc zupełnie się nie spieszyłyśmy. Wyszłyśmy na zewnątrz i od razu poczułam podmuch chłodnego wiatru. Tym razem jednak sprawiał mi on pewnego rodzaju przyjemność. Z powodu zwiększającego się zdenerwowania, moje ciało nabierało coraz większej temperatury, więc poczucie chłodnego powiewu było wręcz pożądane. Spokojnie wędrowałyśmy alejkami parku, a ja stopniowo zaczęłam się uspokajać. Wiedziałam, że Macy będzie starała się na mnie nie naciskać i poczeka, aż sama wytłumaczę jej co się stało lub zrezygnuję i zmienię temat.
- Macy ja Ci tego nie powiem z własnej woli, nie wiem czy nie łatwiej byłoby gdybyś jednak starała się to ode mnie wyciągnąć.
- Mogę poczekać, albo w ogóle nie musisz mi mówić.
Wiedziałam jednak, że to byłoby nie w porządku, skoro powiedziałam Liamowi, to własnej siostrze też powinnam. Poza tym zależało mi, by w jakiś sposób odbudować naszą relację, a to mogła być jedna z decydujących kwestii. Obie przystanęłyśmy, Macy trochę dalej, jednak plecami do mnie. Wiedziałam, że w ten sposób chciała dać mi trochę więcej swobody.
- Jestem w ciąży - bardzo cicho wyszeptałam te słowa.
Chwilę później siostra stała dalej tak jak stała, więc byłam pewna, że nie usłyszała. Po pewnym czasie jednak odwróciła się i z lekkim, wspierającym uśmiechem wyszeptała krótkie "okej".
- Po prostu bałam się, że jak ojciec się dowie, wyrzuci mnie z domu, nie mówiąc o tym, co zrobiłby jeszcze wcześniej, więc sama odeszłam.
Po chwili zawahania siostra przytuliła mnie delikatnie, a ja mocno zacisnęłam ręce na jej ramionach i pozwoliłam uwolnić się kilku łzom, jednak po nich nic więcej nie wydostało się z moich oczu. Myślę, że już nawet nie miałam czym płakać, ale z drugiej strony ból już w dużej mierze się ulotnił. Chyba prawda jest to, co mówią, że powierzyć przyjacielowi swój smutek, ból czy utrapienie to jak oddać ich połowę, a ja podzieliłam się tym już z dwoma osobami.
- Dziękuję za zaufanie Jesy - powiedziała płacząca Macy.
- To ja dziękuję.
- Moja mała siostrzyczka - dziewczyna jeszcze mocniej zacieśniła nasz uścisk.
- Nie płacz, patrz nawet ja nie płaczę.
- Przepraszam, po prostu tęsknię za naszą rodziną, a teraz mam przynajmniej jej część blisko siebie.
Jeszcze dobre kilka minut przytulałyśmy się do siebie, aż wreszcie się od siebie oderwałyśmy, a Macy już nie płakała.
- A co z ojcem dziecka?
- Ma to wszystko głęboko gdzieś. Jedyną rzeczą, która go obchodzi, jest to, żeby nikt się nie dowiedział, że to jego dziecko, a najlepiej, żeby jeszcze ukryć przed jego znajomymi moją ciążę.
- Co za dureń...
- Taa właśnie, przejmuje się tylko i wyłącznie swoją reputacją, ważniejszą od jakiegokolwiek innego człowieka.
- Współczuję...
- Wiesz, w sumie dobrze, że to już się skończyło, mam na myśli nasz związek, oczywiście o wiele lepiej byłoby jakby ukazał swoje prawdziwe oblicze znacznie wcześniej, ale z drugiej strony mogłoby też wszystko wyjść na jaw jeszcze później, a wtedy bolałoby znacznie bardziej...
- Racja, może dobrze, że myślisz o tym w taki sposób - przyznała Macy, lekko się uśmiechając.
Na chwilę zapadła niezręczna cisza, a ja z całej siły zagryzłam wargę, by nie pozwolić łzom wypłynąć z moich oczu. Po chwili jednak Macy dostrzegła moją tragiczną minę, a wtedy już nie potrafiłam się powstrzymać. Kolejny raz wybuchłam płaczem na oczach wszystkich kręcących się wokół ludzi.
- Wcale tak nie myślę, po prostu staram się to sobie wmówić, ale to nie sprawia, że ta cała sytuacja jest łatwiejsza do zniesienia... Po prostu nie wiem co mam ze sobą zrobić. Tylko proszę Macy nie osądzaj mnie źle, nie utrzymam sama ciężaru ostatnich zdarzeń, więc mnie nie zostawiaj. Potrzebuję cię...
- Dobra mała tylko nie rozklejaj się jeszcze bardziej, bo nie jesteśmy tu całkiem same. Chodź, idziemy do domu, nie będę cię już dzisiaj o nic męczyć, potrzebujesz trochę odpoczynku.
Uwielbiałam Macy za to, jak zawsze potrafiła mnie choć w niewielkim stopniu postawić na nogi. Nigdy nie pozwalała mi zbyt długo płakać, ale dawała mi jasno do zrozumienia, że powinnam już skończyć. Tak było zawsze, odkąd tata wpadł w swój nałóg pijaństwa. Pewnie bardzo denerwowałoby mnie takie zachowanie siostry, może odbierałabym to za przejaw jej egoizmu i niezrozumienia, ale wiedziałam, że w taki sposób chce nauczyć mnie jak być silną. W naszej rodzinie było to bardzo potrzebne. Obie widziałyśmy, że mamie zdecydowanie brakowało tej siły charakteru i dlatego ona najczęściej padała ofiarą ojca. On natomiast, gdy widział oznaki słabości innych, wpadał w pewien trans i nie przestawał dopóki ktoś nie pomógł mu uświadomić sobie jak wielką krzywdę wyrządzą. Tą osobą przeważnie była Macy i zawsze za to obrywała. Na szczęście nie tak bardzo, bo szybko potrafiła przemówić do jego rozumu. Te upomnienia i przebłyski w świadomości ojca nie trwały jednak długo. Sytuacja powtarzała się niemal za każdym razem, gdy pijany wracał do domu. Najdrobniejsza rzecz mogła być dla niego powodem do wybuchu gniewu. Zawsze starałyśmy się, by w domu wszystko było idealnie wysprzątane, przyszykowane na czas, jednak on i tak potrafił znaleźć coś, co mu nie pasowało. Wiem, że to nigdy nie był w pełni on, bo przemawiał przez niego spożyty alkohol, ale i tak bardzo dotykały mnie jego słowa. Od tych siedmiu lat z każdym kolejnym zdaniem wypowiedzianym przez tego człowieka, gromadziłam tylko coraz więcej złości i nienawiści. Na samo wspomnienie o jego czynach, głowę rozsadzały mi same dręczące, negatywne myśli. To było po prostu nie do zniesienia. Całe szczęście, że większość dnia go nie widziałam, bo nigdy nie byłabym w stanie mieszkać z tą jego wersją w domu przez kilka lat. Przez cały ten czas tak naprawdę tylko jedno było dla mnie wielką zagadką: jak mama to wszystko wytrzymywała i czemu jeszcze nie starała się o rozwód? Może aż tak bardzo bała się ojca, a może kryło się za tym jeszcze coś więcej, coś znacznie ważniejszego...
W tym momencie dotarł do mnie bardzo ważny fakt - skoro od niedawna mama sama mieszkała z ojcem, to nie miał już kto jej bronić. Mogło stać się jej coś naprawdę złego, a ja zostawiłam ją tam samą. Było jednak już dosyć późno i mogłam tylko mieć nadzieję, że mamie udało się spokojnie zasnąć. Chciałam się dowiedzieć, jak sobie radzi, ale lepiej było nie ryzykować dzwonieniem do niej. Po dyskusji z Macy, ustaliłyśmy, że skontaktujemy się z mamą jutro w godzinach jej pracy, tak przynajmniej ojciec nie będzie wiedział, że z nami rozmawiała i będzie miał o jeden mniej powód do gniewu.
Następnego popołudnia zadzwoniłyśmy do mamy i okazało się, że w domu nawet nie było tak źle. W sumie to zależało, od interpretacji matczynych zapewnień. Mama, jak twierdziła, fizycznie nie została skrzywdzona od mojego wyjazdu, chociaż zawsze istnieje ta możliwość, że z troski o nas skłamała, natomiast na początku usłyszała tylko trochę siarczystych słów. Od dwóch dni ojciec właściwie przez cały czas był tak schlany, że nawet nie potrafił się ruszyć, więc ciągle okupował sypialniane łóżko rodziców. Wydawało mi się, że mama była jednak tym faktem nieco zatroskana. Ja natomiast zdawałam sobie sprawę z tego, że ojca nie da się uratować i każde pogorszenie u niego nie robiło już na mnie zbyt wielkiego wrażenia, dopóki skutki nie odbijały się na innych. W tym wypadku, więc zdecydowanie odczułam ulgę. Cóż lepszy śpiący, cuchnący człowiek w domu niż brutalny, agresywny, wciąż cuchnący i dodatkowo zatruwający przyjemną atmosferę dnia każdego, kogo spotka swoim ciętym językiem. Naprawdę nie miałam pojęcia jak on wynajdywał tyle przeróżnych obelg na człowieka, nie ważne czy prawdziwych, czy fałszywych, w wymyślaniu ich był mistrzem i mógł rzucać je jedną po drugiej jak asy z rękawa.
Przez kilka kolejnych dni ciągle myślałam o mamie i codziennie do niej wydzwaniałam, jednak po licznych zapewnieniach o względnym spokoju w domu, trochę się uspokoiłam i pozwoliłam myślom uciec do innych spraw, takich jak nadchodzące rozpoczęcie roku akademickiego. Wiedziałam już, że dostałam się na wybrany kierunek, wiec śmiało mogłam rozpocząć drobne przygotowania, postanawiając nie przejmować się już nawet jak długo rzeczywiście będę w stanie uczęszczać na zajęcia, będąc w ciąży. Zakładałam, że powinnam ukończyć pierwszy semestr i to mi na razie wystarczało. Miałam jeszcze trochę czasu, więc odłożyłam swoje troski na bok, podejmując próbę skosztowania życia normalnej dziewiętnastolatki.
____________________________
Tym razem bez Liama, ale mam nadzieję, że Wam się spodoba.
Pozdrawiam, miłego dnia <3
Subskrybuj:
Posty (Atom)